Przejdź do treści
Przejdź do stopki

25. rocznica śmierci ks. Jerzego Popiełuszki

Treść

Ostatnia droga
Odprawił swą ostatnią Mszę św. w kościele pod wezwaniem, co szczególnie znamienne, Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy. Po Eucharystii odbyło się jeszcze nabożeństwo różańcowe, w którym ks. Jerzy rozważał tajemnice bolesne różańca, odpowiadające stacjom Drogi Krzyżowej. Zapisano jego słowa: "Zachować godność, by móc powiększać dobro i zwyciężać zło, to pozostać wewnętrznie wolnym nawet w warunkach wewnętrznego zniewolenia, pozostać sobą w każdej sytuacji życiowej". W kolejnej medytacji mówił: "Chrystus wybrał niewielu do głoszenia prawdy, tylko słów kłamstwa musi być dużo, bo kłamstwo jest detaliczne i sklepikarskie, zmienia się jak towar na półkach, musi być ciągle nowe, musi mieć wiele sług, którzy wedle programu nauczą się go na dziś, na jutro, na miesiąc, potem będzie szkolenie w innym kłamstwie. Obowiązek chrześcijanina to stać przy prawdzie, choćby miała ona wiele kosztować, bo za prawdę wiele się płaci". W najbliższym czasie, w ciągu paru następnych godzin słowa te miały nabrać niezwykłego znaczenia.
Ostrzegano księdza przed powrotem do Warszawy, zachęcano, by pozostał na noc w bydgoskiej parafii. Ksiądz jednak wymawiał się pośpiechem, chciał odprawić poranną Mszę św. w swoim kościele św. Stanisława Kostki ma Żoliborzu. "Pojadę w sutannie, a to jeszcze w tym kraju coś znaczy" - uspokajał wiernych. Miał nadzieję, ale mylił się. Funkcyjni mordercy czekali już pod kościołem...
Świadek i męczennik
Jego Drogą Krzyżową stała się szosa z Bydgoszczy do Warszawy. Kolejnymi stacjami stały się postoje na szosie, gdy księdza bito, masakrowano, wiązano sznurami, kneblowano do utraty tchu, wpychano do bagażnika, wiązano kamienie do nóg, by wrzucić jego umęczone, skatowane, pozbawione prawie życia ciało gdzieś pod Włocławkiem do wiślanego zalewu. Być może było nieco inaczej, może ksiądz zginął gdzie indziej, w nieco innych okolicznościach, pojawiają się nowe tropy we wznawianych śledztwach. Taka jest oficjalna wersja śmierci ks. Jerzego, późniejszy proces, łagodne wyroki.
W ciągu ćwierćwiecza, które upłynęło od tej śmierci, niezmienna pozostała jej groza i tajemnica. W niezliczonych publikacjach i materiałach źródłowych odtwarzano jej okoliczności i przyczyny, ale nie uchwycono, bo to niemożliwe, jej męczeństwa. Pozostawało jej uświęcenie, podniesienie, uwiecznienie. Przypominają się dni niepewności i oczekiwania na wiadomość o zaginionym ks. Jerzym. W książce Ewy Czaczkowskiej i Tomasza Wiścickiego pt. "Ksiądz Jerzy Popiełuszko" autorzy opisali jedenaście dni oczekiwania na potwierdzenie jego śmierci. Śmierć ta stała się wielkim wstrząsem. Po raz pierwszy powiedział o niej 30 października po wieczornej Mszy św. w kościele św. Stanisława Kostki ks. Jerzy Przekaziński: "'Kochani bracia i siostry, dziś w wodach zalewu we Włocławku odnaleziono księdza...'. W jednej chwili w kościele wybuchł ogromny płacz, jęk, krzyk, szloch, ludzie padali na kolana. Ksiądz Przekaziński próbuje zaintonować pieśń: 'Któryś za nas cierpiał rany', ale ludzie jej nie podejmują, słychać tylko szloch, ks. Przekaziński płacze... Mikrofon przejmuje ks. Antoni Lewek: 'Kochani bracia i siostry - próbuje przebić się przez lament - są sytuacje, w których człowiek staje oniemiały, w których nie wie, co powiedzieć i tylko by wołał Boże, Boże, Boże (...)'. Następnie przejmuje mikrofon ks. Feliks Folejewski: 'Bracie Jerzy, który jesteś przed Bogiem - lament się wzmaga - który jesteś przed Bogiem i Matką Niepokalaną, którą umiłowałeś i dlatego nie ze starości, ale z miłości umarłeś, czyli żyjesz, bo miłość się nie kończy (...) za twoim wstawiennictwem, męczenniku prawdy i miłości... kochani, czy my sobie zdajemy sprawę z wydarzenia. (...) Owoc! Ludzie drodzy! Jeśli żyjemy, to jest ziarno rzucone w ziemię. To jest błogosławieństwo, bo głupim zdawało się, że umarł'". Taka świadomość mogła dopiero stopniowo powstawać, przebijać się przez ból, zdumienie, zgrozę, które wówczas zapanowały.
Testament
Ksiądz Popiełuszko pozostanie nie tylko męczennikiem systemu komunistycznego jako patriota, działacz społeczny czy polityczny, do czego chcieliby sprowadzić jego rolę i znaczenie przeciwnicy i wrogowie. Jak generał Jaruzelski, który mówił na posiedzeniu rządu już po ujawnieniu morderców pod koniec 1984 roku: "Co mądrzejsi czują, że stereotyp nieskazitelnego Popiełuszki niełatwo będzie utrzymać. On jest męczennikiem nie za wiarę, ale za politykę, za sianie nienawiści". Czy władca PRL nie przyznawał się w ten sposób do odpowiedzialności za ten mord? Kim był ks. Jerzy, o tym upewniliśmy się przez długich 25 lat. Od początku był i pozostał przede wszystkim świadkiem wiary i prawdy chrześcijańskiej. A świadek najbliższy chrześcijaństwa, po grecku "martyr", to męczennik. Ten męczennik dołączy wkrótce do dwutysiącletniego szeregu męczenników, martyres Kościoła. Jego przesłanie nie będzie zwykłym słowem, zostało bowiem poświadczone, uwiarygodnione, dane jako zobowiązanie przez jego mękę, krew i ofiarę z życia. Zostaje trwałym śladem i znakiem także tego, co nadprzyrodzone w rzeczywistości, w której stale pojawia się jakieś zło i cierpienie.
Trzeba podkreślić, że śmierć ks. Popiełuszki nie zmieniła stosunku władców PRL do Kościoła. W przedmowie do książki E. Czaczkowskiej i T. Wiścickiego "Ksiądz Jerzy Popiełuszko" Antoni Dudek przytacza zalecenie gen. Jaruzelskiego z posiedzenia KC PZPR w 1986 roku: "Konsekwentnie należy przestrzegać zasady 'kija i marchewki', co Kościołowi powinno się opłacać, co zaś nie. Musimy to doskonalić konkretnym działaniem - karać i nagradzać". Tę zachętę ktoś potraktował bardzo serio. Pięć lat później zginęli z rąk "nieznanych sprawców" w ciągu jednego, przełomowego roku 1989 trzej księża. Niedługo przed Okrągłym Stołem został zamordowany ks. Stefan Niedzielak z parafii św. Karola Boromeusza na warszawskich Powązkach, wkrótce potem zginął ks. Stanisław Suchowolec w Suchowoli pod Białymstokiem, tej, która była rodzinną parafią ks. Popiełuszki. Tuż przed wyborem generała Jaruzelskiego na prezydenta zginął ks. Sylwester Zych nękany przez władze komunistycznego bezpieczeństwa jeszcze przed śmiercią ks. Jerzego. Oni zapłacili za ujawnienie mordu na ks. Popiełuszce.
Kiedy przypominamy sobie tę historię śmierci i ofiary, nasuwa się nieuchronne pytanie i zasadnicza wątpliwość: czy dzisiejsza Polska należycie przyjęła męczeństwo ks. Jerzego, czy mu sprostała? Czy właściwie i godnie odpowiedzieliśmy na jego przesłanie i naukę, czy został zrozumiany i wypełniony testament, który pozostawił w swej ofierze? Trudno o zadowalającą odpowiedź.
Dr Marek Klecel
"Nasz Dziennik" 2009-10-30

Autor: wa