Amnezja prokuratora Kapusty
Treść
Jednoznacznie prowadzenie sprawy porwania Krzysztofa Olewnika ocenił były zastępca prokuratora generalnego Kazimierz Olejnik, nazywając ją "kompromitacją policji i prokuratury". - Sprawa ta to szkoleniowy przykład, jak nie prowadzić śledztw, i jeden wielki dramat. Niewyobrażalna liczba błędów i niewłaściwych zachowań - powiedział przed sejmową komisją śledczą prokurator Olejnik. Komisja przesłuchała wczoraj także prokuratora apelacyjnego Zygmunta Kapustę i prokuratora krajowego Karola Napierskiego. Kapusta twierdził, że niewiele ze sprawy Olewnika pamięta.
Pierwszy przesłuchiwany, Zygmunt Kapusta, były prokurator apelacyjny w Warszawie, przyznał przed komisją, że na poszczególnych etapach prowadzenia sprawy porwania Krzysztofa Olewnika "poziom merytoryczny pracy był niezadowalający". Jednak sam niewiele pamiętał, a posłów kierował do akt śledztwa, by tam szukali odpowiedzi na konkretne pytania. Prokuratura apelacyjna, którą kierował wtedy Kapusta, nadzorowała pracę prokuratorów i policjantów, którzy prowadzili śledztwo w sprawie porwania Olewnika.
Komisja pytała Zygmunta Kapustę, jakie kroki podjął, gdy dowiedział się o uprowadzeniu w listopadzie 2001 r. Krzysztofa Olewnika od prokuratorów z Płocka, ale w odpowiedzi posłowie usłyszeli: "Moja pamięć tak daleko nie sięga". Sam nie zapoznał się z aktami sprawy Olewnika. Zdaniem Kapusty, sprawa nie trafiła od początku na "zdecydowanych prokuratorów". Jednak - jak zaznaczył wiceprzewodniczący komisji Zbigniew Wassermann (PiS) - prokuratorzy byli zdecydowani, ale nie mieli szczęścia do kontynuowania śledztwa, ponieważ niektórzy z nich byli po krótkim okresie zajmowania się tą sprawą niespodziewanie awansowani, np. prokurator Elżbieta Gielo.
Prokurator Kapusta wypowiadał się wczoraj emocjonalnie, co prowadziło do konfliktów między nim a posłem Wassermannem, szczególnie w momencie, kiedy poseł powiedział, że prokurator powinien tę sprawę pamiętać. - Nie mam nic do ukrycia - twierdził Kapusta.
Kolejnym przesłuchiwanym był były prokurator krajowy Karol Napierski, który pracował w Prokuraturze Krajowej od grudnia 2001 r. do października 2005 roku. Już na samym początku przyznał, że nie ma wiedzy w sprawie porwania Olewnika, a dowiedział się o niej od prokuratora Kazimierza Olejnika, pełniącego od stycznia 2003 r. funkcję zastępcy prokuratora generalnego. Zeznał, że informacje o szczegółach uprowadzenia i nieprawidłowościach w śledztwie uzyskał z relacji medialnych już po odejściu w stan spoczynku. Dodał, że chociaż sprawował nadzór nad postępowaniami jako szef Prokuratury Krajowej, to nie miał wiedzy o tym, że sprawa jest objęta nadzorem. Nie pamiętał, aby przedstawiano mu analizy dotyczące nieprawidłowości w śledztwie w tej sprawie oraz o tym, czy prokuratorzy w Sierpcu zgłaszali, iż nie są w stanie tego śledztwa prowadzić. Przyznał, że błędem było nieprzybycie na miejsce przestępstwa prokuratorów zajmujących się porwaniem na pierwszym etapie śledztwa, a - jak informował szef komisji Marek Biernacki (PO) - na miejscu porwania pojawił się dopiero piąty prokurator prowadzący sprawę (Radosław Wasilewski z Wydziału ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Warszawie).
Według Napierskiego, fakt nieprzejęcia sprawy od początku przez wydział ds. przestępczości zorganizowanej to poważny błąd, a okoliczność, że prokuratura nie łączyła ze sobą porwania Krzysztofa Olewnika i zaginięcia radiowozu z 16 tomami akt tej sprawy, nazwał niedopatrzeniem.
Trzeci zeznający przed komisją, pr okurator Kazimierz Olejnik, nazwał "kompromitacją policji i prokuratury" sposób prowadzenia sprawy uprowadzenia Olewnika. Mówił o swoim spotkaniu z rodziną uprowadzonego. - Spotkałem się z państwem Olewnikami. Ich relacja była tak wstrząsająca, że postanowiłem osobiście zapoznać się z aktami. Po ich przeczytaniu doszedłem do wniosku, że nie przesadzali, a nawet, że ich konkluzje były łagodniejsze od moich - wyjaśniał Olejnik. Prokurator Olejnik spowodował, że sprawa została przeniesiona w połowie 2004 r. z wydziału śledczego prokuratury warszawskiej do wydziału ds. zwalczania przestępczości zorganizowanej. Ponadto postępowanie śledcze odebrano Komendzie Wojewódzkiej Policji w Radomiu i przekazano je do Centralnego Biura Śledczego.
Paweł Tunia
"Nasz Dziennik" 2009-11-14
Pierwszy przesłuchiwany, Zygmunt Kapusta, były prokurator apelacyjny w Warszawie, przyznał przed komisją, że na poszczególnych etapach prowadzenia sprawy porwania Krzysztofa Olewnika "poziom merytoryczny pracy był niezadowalający". Jednak sam niewiele pamiętał, a posłów kierował do akt śledztwa, by tam szukali odpowiedzi na konkretne pytania. Prokuratura apelacyjna, którą kierował wtedy Kapusta, nadzorowała pracę prokuratorów i policjantów, którzy prowadzili śledztwo w sprawie porwania Olewnika.
Komisja pytała Zygmunta Kapustę, jakie kroki podjął, gdy dowiedział się o uprowadzeniu w listopadzie 2001 r. Krzysztofa Olewnika od prokuratorów z Płocka, ale w odpowiedzi posłowie usłyszeli: "Moja pamięć tak daleko nie sięga". Sam nie zapoznał się z aktami sprawy Olewnika. Zdaniem Kapusty, sprawa nie trafiła od początku na "zdecydowanych prokuratorów". Jednak - jak zaznaczył wiceprzewodniczący komisji Zbigniew Wassermann (PiS) - prokuratorzy byli zdecydowani, ale nie mieli szczęścia do kontynuowania śledztwa, ponieważ niektórzy z nich byli po krótkim okresie zajmowania się tą sprawą niespodziewanie awansowani, np. prokurator Elżbieta Gielo.
Prokurator Kapusta wypowiadał się wczoraj emocjonalnie, co prowadziło do konfliktów między nim a posłem Wassermannem, szczególnie w momencie, kiedy poseł powiedział, że prokurator powinien tę sprawę pamiętać. - Nie mam nic do ukrycia - twierdził Kapusta.
Kolejnym przesłuchiwanym był były prokurator krajowy Karol Napierski, który pracował w Prokuraturze Krajowej od grudnia 2001 r. do października 2005 roku. Już na samym początku przyznał, że nie ma wiedzy w sprawie porwania Olewnika, a dowiedział się o niej od prokuratora Kazimierza Olejnika, pełniącego od stycznia 2003 r. funkcję zastępcy prokuratora generalnego. Zeznał, że informacje o szczegółach uprowadzenia i nieprawidłowościach w śledztwie uzyskał z relacji medialnych już po odejściu w stan spoczynku. Dodał, że chociaż sprawował nadzór nad postępowaniami jako szef Prokuratury Krajowej, to nie miał wiedzy o tym, że sprawa jest objęta nadzorem. Nie pamiętał, aby przedstawiano mu analizy dotyczące nieprawidłowości w śledztwie w tej sprawie oraz o tym, czy prokuratorzy w Sierpcu zgłaszali, iż nie są w stanie tego śledztwa prowadzić. Przyznał, że błędem było nieprzybycie na miejsce przestępstwa prokuratorów zajmujących się porwaniem na pierwszym etapie śledztwa, a - jak informował szef komisji Marek Biernacki (PO) - na miejscu porwania pojawił się dopiero piąty prokurator prowadzący sprawę (Radosław Wasilewski z Wydziału ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Warszawie).
Według Napierskiego, fakt nieprzejęcia sprawy od początku przez wydział ds. przestępczości zorganizowanej to poważny błąd, a okoliczność, że prokuratura nie łączyła ze sobą porwania Krzysztofa Olewnika i zaginięcia radiowozu z 16 tomami akt tej sprawy, nazwał niedopatrzeniem.
Trzeci zeznający przed komisją, pr okurator Kazimierz Olejnik, nazwał "kompromitacją policji i prokuratury" sposób prowadzenia sprawy uprowadzenia Olewnika. Mówił o swoim spotkaniu z rodziną uprowadzonego. - Spotkałem się z państwem Olewnikami. Ich relacja była tak wstrząsająca, że postanowiłem osobiście zapoznać się z aktami. Po ich przeczytaniu doszedłem do wniosku, że nie przesadzali, a nawet, że ich konkluzje były łagodniejsze od moich - wyjaśniał Olejnik. Prokurator Olejnik spowodował, że sprawa została przeniesiona w połowie 2004 r. z wydziału śledczego prokuratury warszawskiej do wydziału ds. zwalczania przestępczości zorganizowanej. Ponadto postępowanie śledcze odebrano Komendzie Wojewódzkiej Policji w Radomiu i przekazano je do Centralnego Biura Śledczego.
Paweł Tunia
"Nasz Dziennik" 2009-11-14
Autor: wa