Anarchia i rebelia
Treść
Patrząc na wyczyny feministek i inne podobne ekscesy, dochodzę do wniosku, że bardzo by się przydało, gdybyśmy uzgodnili sobie pewne kwestie dotyczące ogólnych zasad porządku i buntu. Najważniejsza zasada, którą należy stanowczo i jasno ogłosić, brzmi, że nie ma wymówki dla chaosu nie będącego rebelią.
W skrajnych wypadkach wolno zmiażdżyć państwo. Nigdy nie wolno państwa rozregulować. (...) Jeśli jestem do tego stopnia przekonany o nadmiernej wysokości podatku dochodowego, że w obliczu Boga i ludzi mógłbym szczerze i z całkowitą pewnością przysiąc, iż słusznie uczynię, zapisując się do klubu strzeleckiego z zamiarem wystrzelania wszystkich przedstawicieli władzy i zastąpienia ich jakimś innym zestawem, w takim razie mogę być człowiekiem całkowicie godnym szacunku. Lecz jeśli postanawiam sobie, że przez resztę życia będę zatruwał władzom życie drobnymi złośliwościami, postępuję źle. (...) W takim bowiem wypadku mam nader niezadowalające pojęcie o godności Państwa i niezbyt wysokie poczucie mojej własnej wartości.
Różnica między rebelią a anarchią polega na tym, że rebelia z natury swojej dąży do osiągnięcia jakiegoś celu, a gdy go osiąga, powraca do normalnego rytmu życia, do porządku i prawa. Rebelia jest środkiem nadzwyczajnym, jak lekarstwo czy amputacja, i bywa czasem równie dobroczynna. Lecz jej dobroczynność wynika z faktu, że, sama będąc anormalna, chce szybko i zdecydowanie przywrócić normalność. Mogę podziękować lekarzowi za to, że obciął mi nogę, jeśli groziło mi śmiertelne zakażenie, ale nie będę specjalnie wdzięczny nikomu, kto permanentnie obcina większy czy mniejszy kawałek mojej nogi, ilekroć uzna, iż wyglądam nie najlepiej. (...)
Rebelia jest tak ważna, że musi wykazywać poczucie odpowiedzialności. Rebelianci muszą myśleć nie tylko o chorobie i nie tylko o swoim szybkim, desperackim lekarstwie, lecz również o zdrowiu, które ma potem zapanować na stałe - i które, kiedy wreszcie zapanuje, będą szanować i uznawać za nietykalne. Innymi słowy, każdy, kto wszczyna bunt, bierze na siebie odpowiedzialność za nowy rząd. Buntownik powinien dokładnie się zastanowić, jak wygląda stan rzeczy, przeciw któremu nie będzie się buntował. (...)
Nasz obowiązek wobec ludzkiej władzy jest prosty. Mamy albo sprawić, żeby działała sprawnie i porządnie, albo żeby nie działała wcale. Jeśli sprawiamy tylko, że działa byle jak, nie ma w tym żadnej wartości. (...) Niestety, ludzie, którzy, słusznie albo nie, uważają się za prześladowanych, przyjęli w naszych czasach taktykę buntu pełzającego. Zamiast zamykać przeciwnikom usta za pomocą szubienic, robią taką wrzawę, że przeciwnicy nie mają szans dojść do głosu. Zamiast tłumić wolność słowa dekretami, stosują harmider i zamęt. Zamiast obciąć królowi głowę, próbują mu w głowie zamącić. (...) Prawo staje się tak rozmyte i jałowe, że sędziowie mogą manipulować nim od góry, a przypadkowe zbieraniny ludzkie - od dołu. (...)
Feministki w końcu wywalczą prawo głosu dla kobiet, lecz kiedy pierwsza z nich wejdzie do parlamentu i zacznie wypowiadać się z mównicy, ktoś wedrze się do sali obrad, krzycząc: "żądamy prawa głosu dla królików!". Ten stopniowy upadek nie ma końca. Nawet jeśli damy prawo głosu królikom, degrengolada i tak pójdzie dalej. (...) Ludzie, którzy tak postępują, nie mają bowiem ani odwagi, by walczyć z otwartą przyłbicą, ani siły, by usiedzieć spokojnie.
Tłumaczenie - Jaga Rydzewska
Gilbert Keith Chesterton - fragment eseju, który ukazał się w "The Illustrated London News" 21.11.1908 r. (USA).
"Nasz Dziennik" 2009-09-18
Autor: wa