Castellani: "My" w miejsce "ja"
Treść
Zespół - to słowo klucz padało wczoraj często z ust trenerów polskich siatkarzy i samych zawodników. Wszyscy zgodnie powtarzali, że nie zdobyliby złotych medali, gdyby nie udało im się w krótkim przecież czasie stworzyć zgranego, świetnie rozumiejącego się zespołu. Takiego z krwi i kości.
- Zawodnicy potrafili zapomnieć, że siatkówka to nie jest sport indywidualny, tylko drużynowy. Przez całe mistrzostwa grali zespołowo, co leżało u podstaw sukcesu. Zastąpili słowo "ja" słowem "my" i to nas połączyło - powiedział Daniel Castellani. Tym tropem podążyli jego podopieczni. Wszyscy, co do jednego. - Choć osobno jesteśmy indywidualnościami, na parkiecie zapominaliśmy o tym. Walczyliśmy jeden za drugiego, dla zespołu, tylko w jednym celu, by zwyciężać. Daniel powołał grupę ludzi, która się zaakceptowała. Mieszankę młodości z graczami dojrzałymi, i to wypaliło. Być może nasza gra nie wyglądała jakoś spektakularnie pięknie, ale nie o wrażenia estetyczne chodziło. Siatkówka to nie łyżwiarstwo figurowe. Liczył się efekt końcowy - dodał kapitan mistrzowskiej ekipy Paweł Zagumny.
Polacy zostali wczoraj powitani w Warszawie w iście królewski sposób. Tysiące kibiców wiwatowały na ich część, owacyjnie, pięknie. Szczęśliwi zawodnicy, przyjmując zewsząd płynące wyrazy uznania, obiecywali, że to nie koniec. - Mam nadzieję, że stworzyliśmy twardy fundament, na którym zbudujemy coś trwałego na długie lata. Nie na jeden czy dwa turnieje, ale na dłużej - powiedział Piotr Gruszka. Marzeniem jest oczywiście Londyn i igrzyska roku 2012. A przed Castellanim jeszcze jedno wyzwanie: nauka języka polskiego. - Bardzo mi przykro, że nie mówię po polsku. Po tym, co zobaczyłem w Warszawie, po niezwykłym powitaniu, miałem ochotę podziękować w waszym języku. Niestety, jeszcze nie potrafię - przyznał, ale co się odwlecze...
A na razie od nas wszystkich dla całej złotej ekipy wielkie dzięki za kilkanaście dni wzruszeń i sukces, który zostanie w nas na długo.
Pisk
"Nasz Dziennik" 2009-09-15
Autor: wa