Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Centrala zdyscyplinuje lekarzy?

Treść

Zdiagnozowany przez nas błędny mechanizm podziału środków NFZ pozwala lekarzom pierwszego kontaktu wypracowywać zysk dla siebie, np. w postaci premii - kosztem pacjentów. To sprawia, że do szpitali często trafiają chorzy, którzy mimo iż uskarżali się na dolegliwości, nie otrzymali od swoich lekarzy skierowań na badania, które wykonane w porę, przy odpowiednim leczeniu ambulatoryjnym, być może pozwoliłyby uniknąć hospitalizacji, znacznie droższego i - co istotne - dłuższego czasu leczenia. Niesprawiedliwy podział środków w obszarze służby zdrowia może zakończyć się skargą do Trybunału Konstytucyjnego.
W tej sprawie lekarze z przychodni stawiają zarzuty tym pracującym w szpitalach i vice versa. Nikt nie chce wziąć za ten proceder odpowiedzialności. A wśród pacjentów krąży makabryczny żart o trzech rodzajach białej śmierci: heroina, kokaina i lekarz pierwszego kontaktu. Trudno się dziwić.
Pod koniec roku przekroczone limity na leczenie, tzw. nadwykonania, zmuszają szpitale do zaciskania pasa i nie pozwalają świadczyć usług na odpowiednio wysokim poziomie.
Przeprowadzając badania diagnostyczne, które de facto powinni zlecać lekarze podstawowej opieki zdrowotnej (POZ), szpitale ponoszą dodatkowe koszty. Jak powiedział nam Jarosław Kosoń, dyrektor Szpitala Powiatowego w Strzyżowie, przyczyną są decyzje lekarzy rodzinnych: zdarza się, że nie zlecają badań, a większość z nich cedują na szpital. - Często zdarza się, że po godz. 18.00 pacjent, któremu nie zlecono badań, zgłasza się na izbę przyjęć szpitala czy trafia do nas w sytuacji zagrożenia życia lub zdrowia i wówczas wykonywana jest cała paleta badań, za które płaci szpital. Jest to powszechna praktyka, która występuje w wielu szpitalach - relacjonuje dyrektor Kosoń.
Jego zdaniem, problem leży w tym, że Porozumienie Zielonogórskie skupiające lekarzy POZ potrafi wywalczyć swoje i tam zawsze znajdą się pieniądze. - Wśród decydentów pokutuje karygodne myślenie, że szpitala się nie zamknie, więc koszty można zwiększać. Nikt jednak nie myśli perspektywicznie i nie dostrzega, że poruszamy się po równi pochyłej i dno już widać - zauważa Jarosław Kosoń.
Jak można ten problem rozwiązać? Dyrektor Szpitala Powiatowego w Strzyżowie uważa, że za wykonywane przez szpitale badania, które powinny być zlecane przez lekarzy POZ, należności trzeba by egzekwować od lekarzy rodzinnych. - To niezrozumiałe, że szpital nie może odesłać pacjenta, nie wykonując mu badań, bo może za to ponieść konsekwencje, a lekarz rodzinny może ich nie wykonywać w ramach swojego budżetu i wszystko jest w porządku. Jako Związek Dyrektorów Szpitali Powiatowych Województwa Podkarpackiego już od dawna poruszamy tę sprawę w NFZ i wręcz żądamy, by rachunkami za badania szpitalne obciążać lekarzy rodzinnych, ale jak na razie - bezskutecznie. Tymczasem to szpitale ponoszą coraz większe koszty - mówi zbulwersowany dyrektor Kosoń.
Inna propozycja, która również spotyka się z dezaprobatą lekarzy rodzinnych, to wymóg przeznaczania określonych procentowo pieniędzy, które lekarz POZ byłby zobowiązany wydawać na badania diagnostyczne.
Tymczasem jak powiedział nam Marek Jakubowicz z podkarpackiego oddziału NFZ, między szpitalami a lekarzami rodzinnymi trwa wymiana zdań i walka na argumenty, po czyjej stronie leży racja. - Faktem jest, że pacjent, który trafia do szpitala, jest jak tabula rasa, czyli bez żadnych badań. Są jednak również sytuacje, kiedy szpital odsyła pacjenta do lekarza rodzinnego, by ten uzupełnił dokumentację medyczną o badania niezbędne do zabiegu. Prawda jest jednak taka, że pacjent, zgłaszając się do szpitala na planowy zabieg, powinien mieć wykonane badania, a szpital i tak musi je powtórzyć, by sprawdzić, czy rzeczywiście wymaga on leczenia i w jakim zakresie - informuje Marek Jakubowicz. W jego ocenie, konieczne są decyzje, które dyscyplinowałyby lekarzy, ale one mogą być podejmowane wyłącznie na szczeblu centralnym.
W kolejce po zdrowie
Dodatkowym problemem szpitali są stale zmniejszane nakłady na leczenie. Jak wynika z informacji dyrektorów podkarpackich szpitali, placówki te otrzymają w przyszłym roku w sumie nawet o 260 mln zł mniej w porównaniu z bieżącym rokiem, co może skutkować poważnymi ograniczeniami w dostępie do świadczeń medycznych. Pacjenci obawiają się, że zbyt długo będą musieli czekać w kolejce. - Kiedy choroba nagli, a człowiek cierpi, trudno mu się pogodzić z tym, że musi czekać na leczenie, które z racji ubezpieczenia mu się należy - powiedział nam jeden z pacjentów. Podobnego zdania są lekarze. - Brak odpowiedniego systemu ubezpieczeń, nieoszacowanie procedur medycznych i dodatkowe koszty, które zadłużają szpital, sprawiają, że w konsekwencji odbija się to na pacjencie. Wydłużanie terminów oczekiwania na przyjęcie do szpitala jest dramatem pacjenta i w rezultacie pogarsza jego stan zdrowia. Biorąc to pod uwagę, jako lekarze obawiamy się, jaki kształt będą mieć kontrakty na przyszły rok - zauważa dr Jacek Tereszkiewicz, ordynator oddziału urologicznego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Rzeszowie. Zresztą większość szpitali na Podkarpaciu ma w tym roku problemy ze zbilansowaniem swej działalności.
Dlatego szpitale z Podkarpacia, Lubelszczyzny, Warmii i Mazur oraz Świętokrzyskiego postanowiły stworzyć związek pokrzywdzonych województw ściany wschodniej i wspólnie zabiegać o zmianę niekorzystnego podziału środków. - W pojedynkę jesteśmy skazani na porażkę. Dlatego chcemy działać wspólnie, by na górze zauważono, że są regiony poszkodowane, które ręka w rękę będą upominać się i walczyć o swoje - zapowiada Zbigniew Strzelczyk, dyrektor Szpitala Powiatowego w Kolbuszowej i przewodniczący Związku Dyrektorów Szpitali Powiatowych Województwa Podkarpackiego.
O wspólne działanie na rzecz zwiększenia funduszy dla Oddziału NFZ w Rzeszowie do parlamentarzystów z regionu zaapelował poseł PiS Stanisław Ożóg. Jego zdaniem, kwestie związane z niesprawiedliwym podziałem środków i finansowaniem podkarpackiej służby zdrowia mogą zakończyć się w Trybunale Konstytucyjnym. - Konstytucyjnym obowiązkiem państwa jest zabezpieczenie równego dostępu do opieki medycznej. O jakim zabezpieczeniu może mówić Podkarpacie, porównując się np. z województwem mazowieckim? - pyta poseł Ożóg.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik 2009-12-10

Autor: wa