Chcemy przebudzić odpowiedzialność za przyszłość kraju
Treść
Z Markiem Jurkiem, liderem Prawicy Rzeczypospolitej, rozmawia Artur Kowalski
Prawica Rzeczypospolitej idzie do wyborów z hasłem "Europa normalnych rodzin". Co to hasło ma symbolizować?
- Przede wszystkim musimy mieć odwagę kształtować Europę. Większość partii w ogóle o tym nie mówi. Dominujące ugrupowania żyją w takim kompleksie dostosowywania się. Nie myślą o tym, że Polska jest szóstym krajem Unii Europejskiej i największym w środkowej Europie, krajem, który powinien podjąć debatę i zrealizować nadzieje Jana Pawła II i Benedykta XVI na to, iż zmienimy ton debaty europejskiej. Ciągle natomiast myślą o tym, jak dryfować w tzw. głównym nurcie polityki europejskiej albo jak wynieść z tego jakieś personalne korzyści, tak jak ostatnio Platforma robi nadzieje, że profesor Buzek zostanie przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Życzę mu jak najlepiej. Ale jestem głęboko przekonany, iż doprowadzenie do tego, by polscy rolnicy uzyskali takie dopłaty, jak rolnicy w Europie Zachodniej, jest o wiele ważniejsze.
Na jakie problemy chcecie jeszcze zwrócić uwagę w kampanii?
- Po pierwsze - kształtujmy Europę, po drugie - rodzina. Dlatego że rodzina jest najważniejszym wymiarem wolności człowieka. Dla rodziny pracujemy, w rodzinach dokonuje się przekaz wartości moralnych i kultury. Rodzina jest przyszłością Polski i przyszłością Europy. Ale w Europie trzeba zbudować silną opinię na rzecz cywilizacji życia i praw rodziny. To jest właśnie zadanie, które Prawica Rzeczypospolitej sobie stawia. A widzimy, że inni politycy boją się o tym mówić. Kiedy kierowałem trzy lata temu Warszawską Konferencją Partnerstwa Regionalnego, czyli środkowoeuropejskich państw Unii, od Austrii, Słowenii, po nasz kraj, wtedy powiedzieliśmy razem, że oczekujemy, iż wzmocnienie rodziny będzie głównym celem polityki społecznej Unii Europejskiej. Prezydent, premier Kaczyński, premier Tusk nie mieli odwagi tego powiedzieć, negocjując traktat lizboński. Nikt nie zażądał, aby w katalogu zasadniczych wartości Unii Europejskiej znalazły się prawa rodziny. Politycy PO - PiS zachowują się tak, jakby nie wiedzieli, że żyjemy w czasach starcia cywilizacji życia i kontrkultury śmierci, i nie chcą budować opinii na rzecz cywilizacji życia i praw rodziny, nie chcą budować opinii chrześcijańskiej. Bardzo ubolewam, iż mimo że przeszło miesiąc minął od Wielkiego Poniedziałku, kiedy zwróciliśmy się z apelem do parlamentu, aby polski Sejm wystąpił w obronie Ojca Świętego, w czasie tej międzynarodowej kampanii przeciw Papieżowi, to nie było odzewu. Milczenie katolików ośmiela tylko do dalszych ataków na Benedykta XVI. Dwadzieścia lat od odzyskania niepodległości mamy Sejm niemy. Jesteśmy głęboko przekonani, że politycy, partie, które nie mają odwagi bronić Papieża, nie będą potrafiły zmienić Europy.
Jak Pan w ogóle ocenia możliwość zmiany Europy czy choćby dyskusji o tym, zwłaszcza że Angela Merkel, kanclerz Niemiec, a więc osoba bardzo ważna w Unii Europejskiej, stanowczo oświadczyła niedawno, iż nie poda ręki przeciwnikom traktatu lizbońskiego?
- Dzisiaj tak naprawdę mamy do czynienia z fikcją i karykaturą solidarności w Unii Europejskiej. Polscy rolnicy cierpią dyskryminację w zakresie dopłat bezpośrednich, polskie stocznie, przedsiębiorstwa cierpią dyskryminację w zakresie pomocy publicznej. Dominujące siły w Unii Europejskiej doskonale wiedzą, że warunki odbudowy gospodarczej po komunizmie niosą poważne trudności, co Niemcy sobie zapisali, gwarantując dla przedsiębiorstw wschodnioniemieckich prawo do szczególnej pomocy publicznej, w oparciu o co np. zrekonstruowali stocznie bałtyckie. Polsce się jednak tego odmawia i skazuje na śmierć nasze stocznie. Widzimy też drastyczną dyskryminację opinii chrześcijańskiej. Zanim rozpoczęły się ataki na Ojca Świętego, na jesieni ubiegłego roku mieliśmy atak Parlamentu Europejskiego na Kościół katolicki z tego powodu, że Kościół głosi swoją etykę seksualną: etykę wierności, odpowiedzialności seksualnej, miłości, obrony małżeństwa. Zaatakowano Kościół katolicki, ale żeby było ekumenicznie, zaatakowano też wszystkie wspólnoty chrześcijańskie, które zgadzają się z Kościołem katolickim. Nie było na to żadnej poważnej odpowiedzi, a mamy przecież do czynienia z jawnym łamaniem wolności religijnej i z jawnym działaniem przeciwko jedności i tożsamości Europy. W tej chwili solidarność Europy jest fikcją. Tak naprawdę potrzebny jest głos prawdy, głos w obronie zasad cywilizacji życia i praw rodziny i głos w obronie solidarności. Bo wtedy będziemy mogli mówić o rzeczywistej i uczciwej współpracy europejskiej, kiedy ona będzie promować interesy i szanować prawa wszystkich państw w Europie, a nie być fasadą interesów najsilniejszych.
Jak będzie wyglądać kampania Prawicy Rzeczypospolitej?
- Mamy dobrych kandydatów,
m.in.: Marian Piłka, były wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, z poseł Lucyną Wiśniewską na Mazowszu; senatorowie: Maziarz i Kłeczek na Podkarpaciu; profesor Misiuda-Rewera, dyplomata i europeista z "jedynką" w Lublinie; Wojciech Walczak, były wiceprzewodniczący sejmiku łódzkiego i legendarny przywódca strajku studentów, na "jedynce" w Łodzi. Sam kandyduję w Warszawie, ale prowadzę kampanię w całej Polsce. Chcę odwiedzić wszystkie okręgi wyborcze.
Oczekujemy przede wszystkim uczciwej debaty. Chcemy rozmawiać o przyszłości Europy. Kampanię prowadzimy za własne pieniądze. To jest nasz wspólny wysiłek. Nie korzystamy z tych kuriozalnych przywilejów, na podstawie których te dwie dominujące partie odbierają z budżetu państwa po kilkaset tysięcy złotych tygodniowo. My takich przywilejów nie mamy, ale liczymy na poczucie sprawiedliwości wyborców, którzy powinni się zorientować, że czym innym jest propaganda za publiczne pieniądze, a czym innym polityka podjęta z poczucia odpowiedzialności.
Niedawno na polskiej scenie politycznej pojawiło się nowe ugrupowanie - Libertas. Czy stanowi ono dla Państwa jakąś konkurencję?
- To sztuczny twór, trudny do opisu. Międzynarodowa formacja założona przez człowieka, który zrobił dobrą rzecz w swoim kraju, ale o poglądach, które zupełnie nie przystają do problemów Polski.
Mamy tam bardzo dziwaczny konglomerat. Bo jest pan Borysiuk z Samoobrony o bardzo postkomunistycznym rodowodzie - po wyższej szkole nauk społecznych przy KC PZPR, jest też Krzysztof Zaremba - interesujący, liberalny senator, który głosował za traktatem lizbońskim i przeciwko konstytucyjnej ochronie życia. Mamy więc bardzo dziwne zbiorowisko ludzi, połączone, jak sądzę, przekonaniem, że skoro Declan Ganley to postać popularna medialnie, ciekawostka dla mediów, a do tego milioner, to łatwiej będzie poprowadzić kampanię wyborczą i będą mandaty. To nie jest zjawisko specjalnie poważne. Uważam, że nie należy tak robić polityki. Rozmawiałem z Declanem Ganleyem. Jest zwolennikiem euro. To jego wybór. Ale to ma się nijak do polityki, którą powinniśmy prowadzić w Polsce. Nas czeka w Europie spór, że mamy takie same prawa jak np. Szwecja, a więc nie mamy żadnych wiążących terminów na rezygnację z waluty narodowej. Zresztą w dobie obecnego kryzysu gospodarczego traktujemy zachowanie waluty narodowej jako jeden z zasadniczych elementów wychodzenia z kryzysu. Prowadzona suwerennie polityka kursowa powinna wzmacniać nasz eksport.
Zwolennicy Ganleya próbują usprawiedliwiać jego przychylność dla euro, twierdząc, że jak PiS są za przeprowadzeniem referendum w sprawie euro. Uważamy takie podejście za zupełnie nieodpowiedzialne. Dzisiaj referendum na temat rezygnacji z prowadzenia narodowej polityki pieniężnej, jutro referendum w sprawie rezygnacji z Trybunału Konstytucyjnego i przekazanie jego uprawnień do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, a pojutrze być może w sprawie przekazania komendy nad polską policją za granicę. Są rzeczy, w sprawie których nie robi się referendum. Człowiek kierujący się odpowiedzialnością narodową, patriota, broni konstytucyjnych kompetencji swojego państwa, broni atrybutów suwerenności.
Nie obawia się Pan jednak, że Libertas może trochę uszczknąć z poparcia dla Prawicy Rzeczypospolitej?
- We wszystkich sondażach krajowych mają mniejsze niż my poparcie. Chociaż jest to formacja bardzo forsowana przez liberalne media, wywołujące wokół niej nieproporcjonalne zainteresowanie, nieznajdujące uzasadnienia ani w wadze ich orędzia, ani w poparciu społecznym. Korzystają też ze wspomagania mediów publicznych. Dla tej części mediów, które identyfikują się z systemem PO - PiS, może to być jednak atrakcyjna konkurencja, bo konkurencja tego samego typu. Libertas to "partia wszystkich". Media próbują Libertas dołączyć do układu PO - PiS i pokazać, że może być tą trzecią, eurosceptyczną nogą tego systemu. My natomiast chcemy zorganizować opinię chrześcijańską i przebudzić poczucie odpowiedzialności za przyszłość naszego kraju i naszej cywilizacji.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-05-13
Autor: wa