Czwarte podejście do szyfrogramu
Treść
Chodzi o jedną kartkę papieru. Szyfrogram, w którym zezwolono na użycie broni palnej wobec strajkujących górników w czasie stanu wojennego. - Przecież gdyby nie on, to pluton ZOMO nie miałby prawa do użycia broni, bo żaden inny przepis do 1981 roku nie uprawniał zomowców do użycia broni - ocenia mecenas Janusz Margasiński, pełnomocnik rodzin zamordowanych górników z kopalni "Wujek".
Po niemal trzech dekadach wołania o sprawiedliwość i wymierzenie kar funkcjonariuszom plutonu specjalnego ZOMO, odpowiedzialnym za śmierć górników z kopalni "Wujek", oprawcy odbywają swoje kary. Sprawiedliwość mogła jednak przyjść wcześniej. Już w 2001 roku Sąd Okręgowy w Katowicach po raz drugi rozpatrujący sprawę pacyfikacji kopalni wydał wyrok nieodbiegający co do meritum od orzeczenia sądu w trzecim procesie, ale nie zakwalifikował zbrodni jako komunistycznej. Wczoraj w Katowicach uczestnicy strajku w śląskich kopalniach "Wujek" i "Manifest Lipcowy", historycy i prawnicy próbowali podjąć ocenę ostatniego dwudziestolecia, w którym aż trzykrotnie sądy podejmowały próbę oceny działań funkcjonariuszy ZOMO biorących udział w pacyfikacji kopalń. Konferencję "Dwie dekady walki o prawdę historii rozjechanej czołgami" poprzedzającą uroczystości rocznicowe pacyfikacji śląskich kopalń przygotował katowicki oddział Instytutu Pamięci Narodowej.
W ocenie badaczy okresu stanu wojennego, pokazanie prawdy o pacyfikacji kopalni "Wujek" w Katowicach do roku 1989 było całkowicie niemożliwe. Prowadzone tuż po masakrze postępowanie prokuratury wojskowej było kompromitacją, bo służyło ukryciu odpowiedzialności zomowców. Prokuratorzy obecni już 16 grudnia 1891 roku na miejscu zbrodni nie wydali żadnych poleceń dotyczących zabezpieczenia śladów, pocisków, a w dokumentach nie znalazły się też informacje z oględzin ciał zastrzelonych górników. - W tamtym czasie można było wszystko wyjaśnić, ale nikt tego nie chciał zrobić - mówił prokurator Andrzej Majcher z IPN. Jak zauważył, żaden z zomowców nie zeznał przed prokuraturą, że działał w obronie koniecznej, że czuł, iż jego życie może być zagrożone, a tego typu stwierdzenia, wbrew materiałowi dowodowemu, znalazły się w 1982 roku we wnioskach prokuratury, która umorzyła postępowanie - uznała ona, że strzały do górników padły w obronie koniecznej.
W ocenie historyków, do wyjaśnienia sprawy "Wujka" spore zasługi wniosła sejmowa komisja Jana Rokity, która opublikowała swój raport w 1991 roku. - Mimo ograniczeń, niechęci wobec komisji, jej działania zapoczątkowały proces dochodzenia do prawdy i wyciągania konsekwencji wobec osób odpowiedzialnych za stan wojenny, a także pacyfikację kopalni "Wujek" - podkreślił dr Jarosław Neja z katowickiego oddziału IPN.
W 1991 roku sprawa pacyfikacji została na nowo podjęta przez katowicką prokuraturę, a w 1993 roku ruszył pierwszy sądowy proces. Nie przyniósł on wyjaśnienia sprawy. Inaczej mogło być już w 2001 roku, kiedy kończył się drugi proces w tej sprawie. - Co do meritum wyrok z 2001 roku nie różni się od orzeczenia w pierwszej instancji z trzeciego procesu (2007). Sąd uznał winę funkcjonariuszy, ale stwierdził, że sprawa się przedawniła. Choć powinien, nie zakwalifikował tej zbrodni jako komunistycznej - zauważył prokurator Andrzej Majcher. Wówczas sąd apelacyjny z powodów proceduralnych skierował sprawę do ponownego rozpoznania. Dopiero trzeci proces skończył się wyrokami skazującymi zomowców. Nie udało się jednak wykazać, który z nich odpowiada za śmierć konkretnego górnika. Zarzut zabójstwa został w efekcie zmieniony na udział w pobiciu z użyciem broni palnej.
Obok sprawy "Wujka" w sądach toczą się procesy dotyczące sprawstwa kierowniczego tej zbrodni oraz matactw i utrudniania śledztwa. Proces Czesława Kiszczaka - dotyczący szyfrogramu, w którym zezwolono na użycie broni palnej wobec strajkujących - krąży po sądach od 1994 roku, a niebawem będzie prowadzony po raz czwarty. - To sprawa na dwa posiedzenia sądu. Chodzi o jedną kartkę papieru. Przecież gdyby nie szyfrogram, to pluton ZOMO nie miałby prawa do użycia broni, bo żaden inny przepis do 1981 roku nie uprawniał zomowców do użycia broni - ocenił mecenas Janusz Margasiński, wieloletni pełnomocnik rodzin zamordowanych górników. Mecenas pytał, czy przypadkiem jest, że przez tyle lat polski wymiar sprawiedliwości nie jest w stanie dokonać oceny jednego dokumentu i czy komuś zależy, by sprawa Kiszczaka była przeciągana.
Do pacyfikacji kopalni "Wujek" doszło 16 grudnia 1981 roku. Od kul wystrzelonych przez funkcjonariuszy plutonu specjalnego ZOMO zginęło 9 górników, a kilkudziesięciu zostało rannych. Dzień wcześniej strzały padły w Jastrzębiu Zdroju w kopalni "Manifest Lipcowy".
Marcin Austyn, Katowice
Nasz Dziennik 2009-12-10
Autor: wa