Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dzielenie biedy

Treść

Czy prąd znowu zdrożeje, czy grożą nam ograniczenie produkcji energii elektrycznej, a może nawet czasowe wyłączenia dostaw energii? Taki czarny scenariusz może się ziścić, jeżeli producenci energii dostaną zbyt małe wobec potrzeb zezwolenia na emisję do atmosfery określonej ilości dwutlenku węgla. Według Ministerstwa Środowiska, wzrost cen energii spowodowany ograniczeniem producentom energii limitów emisji CO2 może doprowadzić do wzrostu kosztów produkcji energii o 18 procent. Przyznany naszemu krajowi limit emisji do atmosfery dwutlenku węgla jest obecnie dzielony między potrzebujących przez resort środowiska. Przygotowany w tym ministerstwie projekt rozporządzenia w sprawie podziału limitu znajduje się w tej chwili na etapie konsultacji społecznych i międzyresortowych. Zaproponowany podział już wzbudza gorące dyskusje. Dużo niższe od potrzeb zezwolenia na emisję zanieczyszczeń otrzymać ma bowiem energetyka. - Jak się dzieli biedę, to zawsze mamy do czynienia z krzywdą - tłumaczył wczoraj w Sejmie wiceminister środowiska Andrzej Markowiak, który na wniosek posłów przedstawił informację rządu w sprawie proponowanego podziału limitów CO2. Jak dodał, chciałby, żeby z podziału "nikt nie był zadowolony", bo to oznaczałoby, że limit emisji został podzielony względnie sprawiedliwie. Faktem pozostaje jednak, że Polska do swojej dyspozycji otrzymała nieadekwatnie mały do potrzeb gospodarki limit emisji CO2. Ubiegaliśmy się bowiem o to, aby na lata 2008-2012 otrzymać z Unii Europejskiej prawo do wyemitowania 284,6 mln ton dwutlenku węgla. Komisja Europejska zdecydowała jednak, że dostaniemy 208,5 mln ton. Jak tłumaczył Markowiak, KE, przyznając nam taki limit, przyjęła m.in. zaniżoną prognozę naszego wzrostu gospodarczego. W związku z przyznanym nam zbyt niskim limitem emisji CO2 skargę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości złożył jeszcze rząd Jarosława Kaczyńskiego. Nie udało się jednak sprawić, aby rozpatrzona została w szybkim trybie. Według Markowiaka, mamy jednak ekspertyzy potwierdzające nasze racje. Zwiększenie limitu o 5 proc. udało się już wywalczyć Słowacji, choć - jak przyznał wiceminister - nasza sytuacja może okazać się trudniejsza, gdyż Słowacy rzeczywiście startowali z limitem na niskim pułapie. Zaproponowany przez resort środowiska sposób podziału limitów budzi niepokój przede wszystkim ze względu na dużo niższe od potrzeb limity CO2, które planuje się przyznać energetyce. Nawet gdyby cały przyznany Polsce limit podzielić między wytwórców energii, mogłoby się okazać, że jest to za mało. Markowiak wyjaśniał, że przygotowując propozycję podziału limitu emisji dwutlenku węgla, brano pod uwagę, że w energetyce tkwią jeszcze duże rezerwy, jeśli chodzi o możliwość takiej modernizacji instalacji, aby do środowiska emitowały mniej zanieczyszczeń. Należało więc uwzglednić, że w przyszłości będą potrzebować mniejszego limitu. Tego nie można powiedzieć już o przemyśle cementowym, który w Polsce używa najnowocześniejszych instalacji i ograniczenie przez cementownie emisji dwutlenku węgla jest w tym momencie technicznie praktycznie niemożliwe. Bez klapek na oczach Niezależnie jednak od tkwiących w energetyce rezerw modernizacyjnych i zaniedbań w unowocześnianiu energetyki nowoczesne instalacje nie pojawią się z dnia na dzień. A to będzie oznaczać, że przy zbyt niskich zezwoleniach na emisję zanieczyszczeń elektrownie będą musiały ograniczyć produkcję energii bądź zakupić na rynku limity od tych, którzy mają je na zbyciu. Bezdyskusyjne jest, że spowoduje to podwyżkę kosztów produkcji prądu. Według resortu środowiska, redukcja producentom energii limitów emisji dwutlenku węgla przełoży się na 18-procentowy wzrost kosztów produkcji energii. Ponadto konieczność wydania pieniędzy na zakup dodatkowych limitów ograniczy środki na niezbędne inwestycje. Na sprawę trzeba jednak patrzeć szerzej niż tylko przez pryzmat konieczności wysupłania z własnej kieszeni więcej pieniędzy na prąd. Droższa energia może wyraźnie ograniczyć nasz wzrost gospodarczy, a przy tym zmniejszenie wykorzystania środków unijnych. A jak podczas dyskusji zwracali uwagę posłowie, krajom Europy Zachodniej udało się w przeszłości dokonać wielkiego skoku, jeśli chodzi o wzrost gospodarczy przy znacznym wzroście emisji zanieczyszczeń. Nasza szansa na taki skok przypada natomiast na okres, kiedy podejmowane są działania w celu ograniczania emisji dwutlenku węgla. Według wiceministra środowiska, dążenie do dbałości o czystość środowiska nie jest jednak żadną fanaberią. Szacowane na 7,5 mld euro koszty wprowadzenia limitów emisji zanieczyszczeń miałyby przełożyć się, według unijnych ekspertów, na 42 mld zł zysków od roku 2020. Spaść ma również z 370 tys. do 230 tys. śmiertelność z powodu zanieczyszczenia środowiska. Nie można jednak przy tym nie zwrócić uwagi, że bardzo istotne dla stosunkowo małej Polski, która wcale nie jest żadnym globalnym trucicielem, ograniczenie emisji zanieczyszczeń nie spowoduje, iż światowe środowisko stanie się istotnie czystsze. W znakomicie rozwijających się gospodarczo dużych Chinach mało kto bowiem interesuje się emisją olbrzymich w globalnej skali zanieczyszczeń. Artur Kowalski "Nasz Dziennik" 2008-01-11

Autor: wa