Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Farfał brnie w ślepy zaułek

Treść

Ze Sławomirem Siwkiem, zawieszonym członkiem Zarządu TVP SA, rozmawia Izabela Borańska
Pełniący obowiązki prezes Piotr Farfał rządzi dziś TVP jednoosobowo. Tymczasem nawet jego współpracownik Tomasz Rudomino nie wypowiada się pochlebne o tym, jak sprawuje on swój urząd. Czy możliwe jest odwołanie prezesa Farfała, biorąc pod uwagę chociażby korzystny dla niego układ głosów w radzie nadzorczej?
- Niechętnie wypowiadam się na temat Piotra Farfała, bo to moje osobiste rozczarowanie. Długi czas wypowiadałem się o nim pozytywnie - tymczasem to, w jakim stylu wykonuje polecenia Romana Giertycha, oznacza, że jest bezwolnym narzędziem, na którego mocodawcy za jakiś czas zrzucą odpowiedzialność. Powinien to wiedzieć. Brnie w ślepą uliczkę. Przykre. Co do możliwości zmian w zarządzie - zawsze są możliwe. Rada Nadzorcza TVP SA jest ciałem politycznym. Moje doświadczenia ze światem polityków mówią, że to, co wczoraj było nieprawdopodobne - jutro staje się realne. Przecież nie tak dawno pan Tomasz Rudomino powołał Piotra Farfała na funkcję, a dzisiaj wykopał topór i publicznie od niego się odciął. W radzie nadzorczej ludzie też oceniają działania pana Farfała i wyciągają wnioski. W końcu zasiadają w niej, mam nadzieję, ludzie inteligentni.
Zapis mówiący o jednoosobowym zarządzie TVP znajduje się w projekcie ustawy o zadaniach publicznych w dziedzinie usług medialnych wypracowanej przez PO, PSL i SLD. Czym będzie on skutkował?
- Zarząd TVP SA i Polskiego Radia SA w świetle złożonego u marszałka Sejmu projektu PO - SLD - PSL ma być trzyosobowy. Jednoosobowy - w proponowanych spółkach regionalnych. Trzyosobowy w ogólnopolskiej - bo trzy partie podzieliły go między siebie... Jednoosobowy w regionach - bo trzy partie chcą podzielić całe spółki regionalne między siebie... Ot i cała tajemnica.
Czy możliwe jest zarządzanie jednoosobowe?
- Możliwe, przy założeniu, że stworzona zostanie instytucja wspomagająca w postaci dyrektorów generalnych z dużymi uprawnieniami i kwalifikacjami merytorycznymi. Tak zresztą kiedyś w TVP było. W takim systemie prezes będący jednoosobowym zarządem winien być człowiekiem maksymalnie neutralnym partyjnie, czuwającym nad strategią programową, nieusuwalnym w czasie kadencji, z dużą niezależnością. Jednym słowem - osobą o dużym autorytecie przede wszystkim w środowiskach twórczych. Osobą kompromisu politycznego i ideowego. Czy taka osoba by się znalazła? Oto pytanie... Jeżeli będzie to osoba wyłącznie większości rządowej, zrobi telewizję rządową. Jeżeli będzie to osoba lansowana wyłącznie przez "Gazetę Wyborczą", będzie "cynglem" Michnika. Jeżeli będzie libertynem - będzie walczył z Kościołem... I tak dalej. A wówczas jednowładztwo jest wynaturzeniem sprawnego zarządzania.
Pracownicy TVP, poszczególni dyrektorowie, skarżą się, że nie mają dostępu do prezesa Farfała. Wcześniej członkowie rady nadzorczej rekomendowani przez PiS domagali się wyjaśnień w sprawie zasady, że Piotr Farfał ma obowiązek odpowiadać na pytania tylko zatwierdzone przez całość RN, a nie musi odpowiadać na pytania pojedynczych członków RN (więc niewygodne pytania mogą blokować członkowie rady wywodzący się z LPR i Samoobrony)...
- Właśnie dzisiejsza sytuacja jednowładztwa partyjnego w TVP udowodniła moją powyższą ocenę. Brak możliwości dogadania się na poziomie rady nadzorczej dla dobra firmy stanowi wzmocnienie destrukcyjnej działalności zarządu. I taki prezes z tego korzysta.
7 czerwca wybory do Parlamentu Europejskiego. Zamieszanie w telewizji publicznej ma pomóc LPR i Samoobronie wprowadzić tam jak najwięcej zaufanych ludzi?
- Samoobrony w telewizji już nie ma. Są ludzie kiedyś uczepieni o Leppera - dzisiaj to jest rodzina panów Borysiuków załatwiająca prywatne sprawy, czyli etaty dla znajomych i rodziny. Natomiast dla LPR to olbrzymia szansa, by trochę odsapnąć finansowo. Kancelaria prawna mecenasa Romana Giertycha nie dałaby rady utrzymać stu członków pozostałych z LPR... Bez wątpienia to także szansa, aby istnieć politycznie. Robią to ze wsparciem ze strony Platformy Obywatelskiej. Ostatnio w wywiadzie prasowym Roman Giertych ujawnił, że poza kontaktami z wicepremierem Schetyną pija winko z premierem Tuskiem. Nie wiem, czy to prawda, czy "umoczenie" premiera. Tak czy inaczej Platforma będzie się musiała opowiedzieć, czy nadal chce obecną sytuację w telewizji i tych ludzi wspierać. Platforma powinna przestać udawać, że na tę sytuację nie ma wpływu.
Powiem tylko tyle: panowie Giertych z Farfałem przejdą do historii jako narodowcy, na których dźwięk nazwisk Roman Dmowski przewraca się w miejscu spoczynku. I jako ci, którzy pomagają w marszu PO w kierunku likwidacji mediów publicznych.
I tak doszliśmy do projektu ustawy medialnej.
- Ten projekt to właśnie dowód na papierze, że Platforma obiecała konkurencji prywatnej na rynku telewizyjnym zlikwidować media publiczne i nie dopuścić do ich cyfryzacji. Od ostatnich wyborów zajmuje się ich niszczeniem. Nagonka na abonament, nazywany przez nich "haraczem", spowodowała spadek wpływów i olbrzymie trudności finansowe w telewizji, a tragedię w radiu. Zapisy w proponowanej ustawie to pogłębiają. Proponuje się finansowanie budżetowe przez Fundusz Zadań Publicznych - mało kto dostrzega, że także mediów prywatnych i producentów zewnętrznych - i twierdzi, że będzie tych pieniędzy ok. 800 mln zł na wszystkich. To mniej więcej trzy razy mniej niż dzisiaj... Tymczasem w jednym z wywiadów telewizyjnych minister kultury Bogdan Zdrojewski ogłosił, że będzie jeszcze mniej - 500-600 mln złotych! Jednocześnie tworzy się 16 spółek regionalnych telewizji bez świadomości tego, że na ich funkcjonowanie trzeba mieć 400 mln zł, że rozszerza się biurokracja (zarządy, rady nadzorcze, administracja, księgowość), że telewizje regionalne są technicznie związane z centralą, że nie będzie jak i za co emitować programów, że nie będą miały sprzętu, nie utrzymają nieruchomości, nie będzie za co inwestować itp., itp. Oceniam, że będzie miało szanse 3-5 największych ośrodków. Resztę przejmie konkurencja lub nieruchomości przejmą miejscowi spece budowlani...
Widzi Pan zagrożenie w pozostałych zapisach tej ustawy?
- To jest w istocie projekt - jak już kiedyś na łamach "Naszego Dziennika" powiedziałem - "kontrrewolucyjny". To znaczy likwidujący te pozytywne zmiany, dla których fundamentem było to, co stało się w Polsce w 1989 roku. Mieliśmy w Polsce zbudować demokrację i system pluralistyczny. Mięliśmy mieć wolność gospodarczą i wolność wyrażania poglądów. Mieliśmy zlikwidować komunizm jako ustrój jednopartyjny i mafijny. Mieliśmy oddać media publiczne społeczeństwu. A media publiczne miały respektować chrześcijański system wartości, wartości rodzinne, przyczyniać się do powstania państwa silnego swoją demokracją i uczyć obywateli wolnego i odpowiedzialnego funkcjonowania w takim państwie.
Ten projekt ustawy temu wszystkiemu zaprzecza.
Dlaczego?

- Zagraża kompromisowi z obecnie obowiązującej ustawy. Skreślono art. 21 ust 2 mówiący o respektowaniu wartości chrześcijańskich i rodzinnych. Wprowadzono możliwości propagandy homoseksualnej i sekciarskiej. Gdy słyszę współtwórcę projektu Jerzego Szmajdzińskiego, który mówi, że: "Nikt nie zastanawiał się, czy to wywoła burzę w Kościele" - to zastanawiam się, co w towarzystwie PO - SLD robiło PSL?
Mało kto wie, że taka ustawa podważa inne ustawy. Na przykład o stosunkach państwa i Kościołów chrześcijańskich. Umowy między telewizją a Sekretariatem Episkopatu Polski będzie można wyrzucić do kosza. Przede wszystkim nie będzie ich gdzie realizować, bo znikną ośrodki regionalne, zagrożona będzie TVP Polonia, TVP Info i kanały tematyczne.
Ponadto ten projekt zawiera zapisy uniemożliwiające wolne funkcjonowanie, wręcz istnienie katolickich rozgłośni radiowych i telewizyjnych - z Radiem Maryja i Telewizją Trwam na czele. Ksiądz arcybiskup Sławoj Leszek Głódź będzie miał po stokroć rację, jeżeli wprowadzi problem tej ustawy pod obrady Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu. Nowa koalicja władzy nad mediami w Polsce podważa fundamenty państwa demokratycznego i trzeba głośno mówić "dość". W końcu to nie pierwszy sygnał. Atak na instytucje Kościoła, atak na opozycję, używanie do tego służb państwowych od wymiaru sprawiedliwości po urzędy skarbowe - to wszystko jest groźne dla demokracji, cofa nas do sytuacji sprzed 1989 roku. Nie kto inny jak Platforma Obywatelska podważa swoimi działaniami ustawę o likwidacji RSW, komunistycznego koncernu prasowego z 1990 roku. Chcą SLD oddać dawny majątek PZPR? O tym też trzeba głośno mówić. Łatwo było się porozumieć liberałom z komunistami i socjalistami. Co w tym towarzystwie robi i dlaczego w tym pomaga grupa pana Romana Giertycha? Historia, a być może nie tylko ona, wystawi rachunek.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-04-03

Autor: wa