Finał narkotykowej akcji "Gazety Wyborczej" w... Ministerstwie Sprawiedliwości
Treść
Wielotygodniowa, siermiężna akcja "Gazety Wybiorczej" nawołująca do niekarania za posiadanie narkotyków przygotowała grunt pod ogłoszenie przez ministra sprawiedliwości nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Karani mają być tylko handlarze, a nie osoby kupujące i zażywające narkotyki. Resort tłumaczy, że trzeba wprowadzić rozróżnienie między dilerami narkotykowymi a ich "okazjonalnymi użytkownikami".
"GW" i Fundacja Agora pod koniec czerwca rozpoczęły nową akcję oficjalnie mającą rzekomo zwrócić uwagę na problem uzależnień narkotykowych. Hasło przedsięwzięcia: "My, narkopolacy" pisane legendarną czcionką "Solidarności", tzw. solidarycą. "Wyborcza" przekonywała, że nałóg jest takim samym zniewoleniem jak np. reżim komunistyczny i państwo nie powinno nikogo karać za to, że bierze narkotyki, zwłaszcza ich "miękkie" odmiany, jak np. marihuana. Pani Wanda Naszko próbowała zainteresować sprawą biuro rzecznika praw obywatelskich. Zgłoszenia nie przyjęto.
"My, narkopolacy" to akcja społeczna, która przede wszystkim ma "przełamywać tabu i stereotypy". Jej organizatorzy postulują zmiany prawa, polityki państwa i postaw społecznych. Chcą np. pokazać, że uzależnienie to choroba, a nie problem kryminalny, dlatego karanie za posiadanie narkotyków właściwie nie ma sensu. Na stronie poświęconej akcji można poczytać artykuły przeróżnych specjalistów przekonujących np., że niesłusznie Polacy postrzegają narkotyki jako coś bardziej niebezpiecznego niż alkohol, który nasza konserwatywna kultura już "oswoiła". Oprócz tego można obejrzeć również wideo, gdzie Michał Sołtysiak, szef akcji społecznych "Gazety Wyborczej", rozmawia z Katarzyną Malinowską-Sempruch (dyrektor Międzynarodowego Programu Polityki Narkotykowej). Padają tam m.in. stwierdzenia, że alkohol jest większym problemem niż narkomania, a marihuana jest mniej szkodliwa niż alkohol albo tytoń, bo uzależnia "tylko" psychicznie, a nie fizycznie. Poza tym np. Clinton, Obama czy Tusk, którzy przyznawali się do jej palenia, "wyszli na ludzi" i nic im się złego nie stało. Pojawiają się również sugestie, że polskie prawo jest zbyt restrykcyjne, ponieważ nawet za posiadanie niewielkich ilości narkotyków można iść do więzienia, a jednak de facto jest to tylko ściganie i zastraszanie dzieciaków, ponieważ niewielu dilerów udaje się posadzić za kratki. W związku z tym bardziej skuteczny niż "polityka abstynencyjna", jaka panuje w Polsce, ma być tzw. program redukcji szkód, który miałby na celu wspieranie osób korzystających z substancji psychoaktywnych i stworzenie im takich warunków, "aby żyły możliwie najbezpieczniej w tym swoim uzależnieniu".
Akcja przygotowała grunt pod informację o zmianach w prawie. Resort sprawiedliwości ogłosił wczoraj, że zrywa z dotychczasową praktyką karania dilerów narkotyków i ich klientów. Minister Andrzej Czuma powiedział, że nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii ma dać prokuratorom możliwość odstąpienia od karania osób, które "raz przyjęły narkotyki". Minister nazwał ich "okazjonalnymi użytkownikami narkotyków". W zamian resort sprawiedliwości proponuje podwyższenie kar dla handlarzy narkotyków, którym mają grozić kary więzienia od 2 do 11 lat (teraz obowiązuje kara od 1 roku do 8 lat więzienia).
Pomysły Andrzeja Czumy skrytykował były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Podkreślił on, że od liberalnej polityki względem narkomanów chce odejść Holandia, gdzie spożywanie narkotyków przez wiele lat nie było karane. Ale Holendrzy zauważyli, że była to "ślepa uliczka".
Akcja "GW" osłabia wrażliwość na problem uzależnień od narkotyków. - Wiedza tych osób na temat uzależnień jest niewielka, jeśli twierdzą, że jakakolwiek substancja uzależniająca może uzależnić tylko psychicznie - oburza się Hanna Wujkowska, lekarz i bioetyk, oceniając treści podnoszone w kampanii "My, narkopolacy". Dodaje, że sam fakt, iż ktoś sięga po raz kolejny po narkotyk, jest dowodem na to, że jego organizm dopomina się tego środka. - Z punktu widzenia czysto medycznego, owszem, są substancje uzależniające bardzo silnie i natychmiast powodujące bardzo poważne ostre zatrucia i są substancje, które działają bardziej łagodnie i wolno, ale ostateczny efekt jest równie szkodliwy. To jest manipulowanie ludźmi młodymi, którzy są odbiorcami tej marihuany, a twierdzenie, że lepiej będzie dla nich, jeżeli zaczną palić trawkę, niż np. palić papierosy, czy pić piwo, jest fałszywe. Zdecydowanie jest to bardzo szkodliwa akcja - podkreśla Wujkowska. I zwraca uwagę na to, że kiedyś już podobne oswajanie społeczeństwa miało miejsce. - Utarło się, że np. uzależnienie od piwa jest czymś bezpieczniejszym niż uzależnienie od wódki, a przecież jest to również uzależnienie od alkoholu.
Na podwójne dno akcji gazety zwraca uwagę także poseł Artur Górski (PiS). - Akcja "My, narkopolacy" może okazać się bardzo niebezpieczna, gdyż pod pięknymi hasłami walki z nałogami i uzależnieniami de facto promuje się narkotyki. Wskazuje się, że stanowią one mniejsze zagrożenie dla Polaków niż alkohol czy tytoń, tym samym przygotowuje się grunt do prawnej legalizacji narkotyków także w świadomości społecznej - mówi. I zaznacza, że użycie do akcji czcionki z logo "Solidarności" jest niemal równie bulwersujące jak ukryty cel akcji. - Organizatorzy akcji podkreślają, że tak jak dwadzieścia lat temu zniewolenie przez komunizm dotyczyło wszystkich Polaków, tak dziś łączą ich uzależnienia. Mało tego, Michał Sołtysiak, szef akcji społecznych "Gazety Wyborczej", porównał uzależnienie do narodowości, sugerując, że bycie Polakiem i osobą uzależnioną to jedno i to samo.
Usiłowaliśmy uzyskać odpowiedź na powyższe zarzuty w biurze prasowym Agory, która monitoruje wszelkie akcje społeczne "Gazety Wyborczej". Zostaliśmy poinformowani, że komentarzy może udzielać tylko szef akcji Michał Sołtysiak i to do niego muszą zostać przekierowane wszystkie pytania. Czekamy na odpowiedź.
- Narkopolacy to po prostu obraźliwe stwierdzenie. Dziwię się, że jeszcze nikt nie zaprotestował przeciwko takiej zbitce - mówi Wujkowska. Co zatem na to instytucje, które mają monitorować przestrzeganie prawa w Polsce? Jak poinformowała nas jedna z czytelniczek "Naszego Dziennika", próba zgłoszenia przez nią tej sprawy została całkowicie zignorowana przez pracownika biura obsługi interesantów rzecznika praw obywatelskich. Z wyjaśnień, jakie odnośnie do zdarzenia przedstawiła "Naszemu Dziennikowi" Marta Kukowska z biura prasowego RPO, wynika, że pracownik uprzejmie zaproponował pisemne złożenie skargi, ponieważ z rozmów z interesantami nie są sporządzane notatki, na co jego rozmówczyni się nie zgodziła. Niestety, nie ma możliwości dokładnego sprawdzenia przebiegu tej rozmowy, ponieważ interesantka została połączona według opcji bez nagrywania. Po zgłoszeniu sprawy przez "Nasz Dziennik" została ona oficjalnie zarejestrowana i przekazana do Zespołu Prawa Konstytucyjnego i Międzynarodowego, który jest w trakcie badania, czy akcja "My, narkopolacy" jest zgodna z prawem.
Maria S. Jasita
"Nasz Dziennik" 2009-07-25
Autor: wa