Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Groźba dymisji na pokaz

Treść

Nawet jeśli sprzedaż stoczni w Gdyni i Szczecinie katarskiemu inwestorowi zakończy się fiaskiem, minister skarbu Aleksander Grad może być spokojny o stanowisko. Straszenie go dymisją przez premiera okazuje się chwytem marketingowym. Donald Tusk od początku bowiem wiedział, że ta transakcja jest pisana palcem na wodzie czy w tym przypadku bardziej palcem na arabskim piasku. Szef rządu koniecznie chciał pochwalić się jakimś sukcesem przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, licząc, że potem sprawy "jakoś się ułożą". Świadomi tej gry byli od początku także niektórzy parlamentarzyści Platformy Obywatelskiej.
Katarski fundusz Stichting Particulier Fonds Greenrights został tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego przedstawiony jako nabywca majątków stoczni w Gdyni i Szczecinie. Od początku ta transakcja budziła wiele wątpliwości, bo inwestor był praktycznie nieznany na rynku. Jego wiarygodność stała również pod znakiem zapytania, tym bardziej że nawet minister Aleksander Grad bardzo enigmatycznie wypowiadał się na jego temat. Do 17 sierpnia Stichting Particulier Fonds Greenrights miał zapłacić za stocznie blisko 400 mln zł, gdy tego nie zrobił, na rząd posypały się słowa ostrej, ale zasadnej krytyki ze strony opozycji. Poseł Dawid Jackiewicz (PiS) mówił wręcz, że sprzedaż majątku obu stoczni to "jedna z najbardziej nietransparentnych i nieprofesjonalnych prywatyzacji". - Rząd nie wiedział komu, za ile i na jakich warunkach sprzedaje stocznie. Nie wiemy, czy podmiot, który miał kupić zakłady, został zweryfikowany przez polskie służby - argumentował Jackiewicz. Rzecznik klubu PiS Mariusz Błaszczak podkreślał, że problemy z inwestorem to porażka zarówno Aleksandra Grada, jak i Donalda Tuska. - Premier Tusk zarzekał się, że sprzedaż zakończy się sukcesem. Był w nią osobiście zaangażowany, rozmawiał z premierem Kataru na temat tej inwestycji - zaznaczył Błaszczak. Według niego, obecnie szansa na znalezienie nowego inwestora jest "tylko hipotetyczna".
Posłowie PiS i SLD uważają, że w tej sytuacji naturalnym wyjściem powinna być dymisja Grada. - W czasie kampanii do Parlamentu Europejskiego ogłoszono wielki sukces, a dzisiaj ogłaszamy wielką klapę ministra Grada. To, co mówi minister, jest bardzo mało wiarygodne - oceniał Grzegorz Napieralski, przewodniczący SLD.
Opozycja od początku powątpiewała też w to, że sukcesem zakończy się przyciągnięcie do polskich stoczni innego katarskiego inwestora. Chodzi o państwowy Qatar Investment Authority, który miałby wykupić Stichting Particulier Fonds Greenrights i w ten sposób przejąć jego zobowiązania wobec Gdyni i Szczecina. I choć ewentualna druga porażka byłaby wręcz kompromitacją ministra skarbu, to jak wynika z naszych rozmów z politykami PO, Aleksander Grad nie powinien obawiać się dymisji, bo nie robił niczego, o czym nie wiedziałby i czego nie aprobowałby premier.
Rządowi potrzebny był na pewno sukces w sprawie stoczni, który można by ogłosić przed wyborami, przynajmniej niektórzy parlamentarzyści PO mają teraz tego świadomość. Nikt nie chce jednak otwarcie krytykować premiera i ministra, bo wie, że ryzykuje wyrzucenie z klubu i partii. - Nie chcę podzielić losu senatora Krzysztofa Zaremby - mówi nam jeden z posłów. Zaremba odszedł sam z Platformy w proteście przeciwko polityce rządu wobec przemysłu stoczniowego, ale liderzy PO nie ukrywali, że mieli zamiar go i tak wyrzucić z partii. Nasz rozmówca dodaje, że z początku wierzył w negocjacje z Katarczykami, gdyż władze klubu i ministrowie przekonywali parlamentarzystów o bliskim już sukcesie. Szybko jednak zaczęły do posłów i senatorów docierać niezbyt dobre informacje. - Wiem, że premierowi bardzo zależało na ogłoszeniu sukcesu przed wyborami, i tak się stało. Nasze władze liczyły, że dojdzie do swoistej transakcji wiązanej i na jednym ogniu upieczemy dwie pieczenie: zapewnimy sobie dostawy gazu i sprzedamy stocznie - mówi poseł.
Senator Zaremba od początku argumentował, że "układ polega najpewniej na tym, że ile wyniosłaby cena transakcji ze stoczniami, o tyle większa byłaby cena gazu sprowadzanego do Polski z Kataru". Potwierdzał to zresztą pośrednio i sam Tusk, mówiąc o tym, że rozmowy na temat stoczni odbywają się w kontekście "strategicznej współpracy inwestycyjnej między Polską a Katarem". Krytycy rządu podkreślali, że oferta katarska jest niepoważna, gdyż ten kraj przy współpracy z inwestorami z Europy Zachodniej zamierza od podstaw budować u siebie dużą stocznię. Po co więc Katarczykom zakłady w Polsce?
- Premier doskonale zdawał sobie od początku sprawę z tego, że porozumienie z Katarczykami (a zwłaszcza jego realizacja) będzie trudne. Wiedział też, w jakim kierunku mogą pójść negocjacje ministra Grada i je aprobował. Znał przecież na bieżąco wszystkie szczegóły rozmów - usłyszeliśmy od innego parlamentarzysty PO z kierownictwa partii. Jego zdaniem, Tusk nie mógł być zaskoczony tym, że 17 sierpnia nie wpłynęły pieniądze za stocznie. - Najgorsze jest to, że prawdę o inwestorze ukrywano nie tylko przed społeczeństwem. Parlamentarzyści też o wszystkim dowiadywali się z mediów i musieliśmy potem przed ludźmi świecić oczami - dodaje poseł.
Nasi rozmówcy są więc przekonani, że premier nie zdymisjonuje ministra Grada. Najlepszym dowodem tego jest to, że Tusk o dymisji powiedział tylko w lipcu, gdy minął pierwszy termin zapłaty za stocznie. Dał ministrowi skarbu czas do końca sierpnia na załatwienie sprawy, ale potem już tej deklaracji nie ponowił. - Minister miał pretensje do premiera za to ultimatum - bo jak powiedział - nie tak się z Tuskiem umawiali. Grad nie zgodził się na to, aby być kozłem ofiarnym i dlatego premier teraz trzyma jego stronę - mówi jeden z wysokich rangą urzędników ministerstwa skarbu. Potwierdzeniem tego są słowa premiera z jednej z ostatnich konferencji prasowych, gdy mówił, że dla propozycji z Kataru nie było alternatywy. Tłumaczył dziennikarzom, jak trudne są negocjacje na temat stoczni i jak niepewny jest ich wynik. - Obawy inwestora dotyczą przede wszystkim sytuacji na światowym rynku w przemyśle stoczniowym. Rozumiem, dlaczego inwestor stara się w takiej sytuacji trzy czy cztery razy policzyć pieniądze i zastanawia się nad opłacalnością tego projektu - mówił Donald Tusk.
Jestem do dyspozycji
Aleksander Grad kilka razy powtarzał dziennikarzom, że jest do dyspozycji premiera, co oznacza gotowość przyjęcia dymisji. - To tylko taki frazes. Dymisji nie będzie, nawet gdyby katarski inwestor ostatecznie wycofał się z transakcji - przekonuje nas polityk PO znający szczegóły niektórych spotkań premiera z kierownictwem klubu Platformy. - Grad nie jest gorszym ministrem od wielu innych. Gdyby premier go odwołał, szybko pojawiłyby się żądania zdymisjonowania innych ministrów mających na koncie nawet gorsze błędy - dodaje.
Tusk, oprócz wspomnianych wyżej argumentów, na pewno nie zrobi takiego prezentu opozycji, która dymisję ministra skarbu natychmiast mogłaby odtrąbić jako swój sukces. Chyba że z analiz specjalistów wynikałoby, że minister skarbu jest tak bardzo skompromitowany, iż jego dalsza obecność w rządzie szkodziłaby notowaniom rządu i samemu premierowi. Takich przesłanek jednak na razie nie ma, bo okres wakacyjny tradycyjnie sprzyja mniejszemu zainteresowaniu Polaków polityką i gospodarką. Ponadto sprawę stoczni zawsze można przykryć innymi problemami lub sukcesami rządu. Zresztą przygotowywany jest cały czas wariant awaryjny na wypadek kompletnego fiaska katarskiego: rząd ma zabiegać o to, aby Komisja Europejska zezwoliła na wznowienie procedury sprzedaży stoczni. Nie daje to gwarancji sukcesu, ale pozwoliłoby rządowi na zyskanie czasu. Czy jednak KE ulegnie takim namowom, skoro wcześniej była w sprawie stoczni nieprzejednana? Politycy PO są przekonani, że tak, gdyż szef KE Jose Manuel Barroso wciąż nie może być pewny wyboru na drugą kadencję. Zabiega cały czas o głosy eurodeputowanych spoza Europejskiej Partii Ludowej i dlatego nie może się nikomu narazić. Przychylne stanowisko w sprawie stoczni daje mu zaś szanse na zdobycie głosów wszystkich polskich deputowanych, a nie tylko tych z PO i PSL.
Krzysztof Losz
"Nasz Dziennik" 2009-08-31

Autor: wa