Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Grzybobranie z kleszczem

Treść

Sądeczanin zgłosił się do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego z kleszczem w nodze. Nie został tam jednak przyjęty, odesłano go na dyżur do jego macierzystej przychodni. Dyrektor szpitala Artur Puszko uważa, że podlegli mu pracownicy SOR zachowali się prawidłowo. Mieszkaniec Nowego Sącza w ostatnią niedzielę wybrał się na grzyby. Jest to jedno z jego ulubionych zajęć. Wyprawa udała się połowicznie. Mężczyzna wrócił do domu z pełnym koszem leśnych skarbów, ale też z kleszczem w wbitym w udo. Ok. godz. 16 znalazł się w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, sądził bowiem, że tam najlepiej sobie fachowcy poradzą z jego problemem. - Niestety, odmówiono mi pomocy - mówi nasz Czytelnik. - Skierowano mnie do mojej przychodni. Nie wiem, czy tak być powinno, że odsyła się pacjenta do kogoś innego. 39 lat płacę na fundusz zdrowia, bo przecież mi się potrąca składkę, a w zamian za to, nie chce mi się w szpitalu udzielić wsparcia. Pojechałem więc do swojej polikliniki, gdzie kleszcza mi usunięto, ranę odkażono, przepisano odpowiednie lekarstwa, bo przecież wiadomo, że taka przygoda może się skończyć powikłaniem w postaci kleszczowego zapalenia opon mózgowych. Dyrektor szpitala Artur Puszko tak komentuje zdarzenie: - Szpitalny Oddział Ratunkowy, jak sama nazwa wskazuje, jest od ratowania ludziom życia. I to właściwie powinno wystarczyć za moją odpowiedź. Od roku 1999, czyli od reformy służby zdrowia, takie interwencje należą do obowiązków lekarzy rodzinnych, także w soboty i niedziele. Dlatego uważam, że zachowanie pracowników SOR było prawidłowe. Oczywiście, można zadać takie pytanie, skoro lekarz był wolny, czemu tego kleszcza nie wyciągnął? Wszak to bardzo prosty i szybki zabieg. Niby tak, ale rzecz w tym, że za tego rodzaju przypadki pieniądze bierze podstawowa opieka zdrowotna, czyli przychodnie, do których jesteśmy zapisani. Dlatego też mają one obowiązek zapewnienia dyżurów także w dni wolne od pracy. (PG) "Dziennik Polski" 2007-10-11

Autor: wa