Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Józef Wieniawski - wirtuoz fortepianu

Treść

Józef Wieniawski, brat najwybitniejszego polskiego skrzypka Henryka, należał do największych pianistów drugiej połowy XIX stulecia. W latach międzywojennych dużą popularnością cieszyła się jego piękna i natchniona pieśń pt. "Modlitwa do Najświętszej Marii Panny Ostrobramskiej" śpiewana szczególnie w Wilnie podczas uroczystości religijnych.
Cudowne dziecko
Urodził się 23 maja 1837 roku w Lublinie w rodzinie znanego chirurga Tadeusza Wieniawskiego. Dom Wieniawskich był prawdziwym lubelskim salonem. Odwiedzali go wybitni artyści, tu odbywały się koncerty, spotkania literackie i dyskusje. Na początku gry na fortepianie uczyła go matka Regina Wieniawska, siostra znanego pianisty i kompozytora Edwarda Wolffa. Mając zaledwie osiem lat, Józef udał się z nią do Paryża, gdzie przez cztery lata uczył się w tamtejszym konserwatorium pod okiem Piotra Zimmermanna, Karola Walentego Alkana oraz Antoniego Franciszka Marmontela. Uczelnię młody Wieniawski ukończył z najwyższym wyróżnieniem, otrzymując Prémier Grand Prix. Matka prowadziła w Paryżu salon, który odwiedzali znamienici goście, wśród nich pojawiał się sam Adam Mickiewicz. "Henryk i Józef popisywali się grą, nierzadko wprowadzając słuchaczy w osłupienie swymi nadzwyczajnymi umiejętnościami. Wykonywali sonaty skrzypcowe Beethovena, kompozycje własne oraz modne wówczas parafrazy różnych autorów. Oklaskiwano ich także w paryskich salach Erarda, św. Cecylii, Saxa i Herza. 9 września 1850 'cudowne dzieci' pojawiły się w Warszawie. Miesiąc później wystąpiły w Pałacu Łazienkowskim, a 16 i 23 grudnia w sali Teatru Wielkiego. Warszawskie koncerty braci Wieniawskich odbiły się szerokim echem w prasie codziennej i periodycznej. Jeden z krytyków napisał, iż występ 'cudownych dzieci' wzbudził 'w słuchaczach podziw i zapał, uniesienie i rzewność. Oklasków im nie szczędzono, bo talent Wieniawskich dosięgnął najwyższego stopnia doskonałości. Imiona ich mimo lat młodzieńczych jaśnieją w rzędzie owych artystów, którzy stali się chlubą i zaszczytem kraju, do którego należą'" - pisze Stanisław Dybowski w "Słowniku pianistów polskich".
W cieniu brata
Józef Wieniawski, choć z pewnością fenomenalny muzyk, był zawsze niejako w cieniu swojego starszego brata Henryka. Ten zaś ceniony był nie tylko jako wirtuoz dysponujący niepospolitą techniką, ale także jako wielki liryk. Często mówiono o nim "poeta skrzypiec". To właśnie dzięki Henrykowi Wieniawskiemu do europejskiej literatury skrzypcowej wszedł polonez. Wśród kilku takich utworów dwa znalazły stałe miejsce w repertuarze: Polonez D-dur op. 4 i Polonez A-dur op. 21. Wieniawski stylizował też mazurki. Najpopularniejsze są wśród nich dwa opublikowane jako op. 19 z podtytułem "mazurki charakterystyczne": Obertas i Dudziarz. Największą popularność zyskał jednak jego Koncert skrzypcowy d-moll op. 22, który po koncertach Paganiniego jest dziś najczęściej nagrywany i wykonywany. Początkowo Józef występował z Henrykiem, z którym wspólnie odbyli wielkie tournée po Rosji i Niemczech na początku lat 50. XIX wieku. Z czasem ograniczył wspólne z nim koncerty i w 1853 roku udał się do Weimaru, gdzie rozpoczął studia u Franciszka Liszta. Trzy lata później wykształcenie kompozytorskie uzupełnił w Berlinie u Adolfa Marxa. Tutaj - jak przypomina Dybowski - Wieniawski wpadł na pomysł zbudowania fortepianu o dwóch klawiaturach ustawionych nad sobą przeciwlegle. Celem pomysłu miało być zrównanie pianistyczne obu rąk. Po latach udało mu się taki instrument zbudować. W 1859 roku Wieniawski przyjechał na krótko do Warszawy, gdzie organizował tzw. poranki muzyczne. Po powrocie do Paryża dawał liczne koncerty, udzielał prywatnych lekcji, komponował i zasiadał w jury konkursów organizowanych przez Konserwatorium Paryskie. Zaprzyjaźnił się wówczas z Rossinim, Gounodem, Berliozem i Wagnerem, szybko stał się też ulubionym artystą Napoleona III. "Wieniawski słynął z wyjątkowej pamięci muzycznej. Pewnego razu bawił na spotkaniu towarzyskim u Rossiniego. Gospodarza poproszono o zagranie jakiegoś swojego utworu. Rossini sięgnął do szuflady, wyjął nowy manuskrypt i zasłaniając nuty, wykonał kompozycję na fortepianie. Był to Chloroform h-moll, opatrzony przez Rossiniego takim tytułem, ponieważ miał usypiać słuchaczy. Pod koniec spotkania Wieniawski podszedł do fortepianu i oświadczył zgromadzonym, że teraz on chciałby przedstawić swoją nową kompozycję. Ku ogromnemu osłupieniu słuchaczy, zabrzmiał ów Chloroform! Kiedy indziej zadziwił wszystkich tym, że w Warszawie Sarasatemu, wykonującemu Koncert skrzypcowy e-moll Mendelssohna, akompaniował z pamięci. Znany też był z tego, że a prima vista potrafił dany utwór przetransponować do dowolnej tonacji" - dodaje Dybowski.
Przez krótki czas Wieniawski uczył w Konserwatorium Moskiewskim, jednak szybko zrezygnował z tej posady i założył własne konserwatorium. W 1870 roku przyjechał do Warszawy, gdzie występował m.in. z Heleną Modrzejewską i z muzykami odwiedzającymi Warszawę. Rok później znalazł się w gronie członków założycieli powstałego wówczas Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego, z którym stale współpracował. W latach 1875-1877 Wieniawski był nawet jego dyrektorem, po czym objął profesurę w Konserwatorium Brukselskim. Z Brukseli przyjeżdżał jednak dość często do Polski, dając liczne koncerty. Wieniawski grywał prawie całą twórczość Chopina, wiele utworów Moniuszki, Moszkowskiego, Sonatę d-moll Stolpego, Tausiga, Edwarda Wolffa, Trio fortepianowe E-dur Żeleńskiego i innych. Dawał recitale chopinowskie, co - jak podkreśla Dybowski - było absolutną nowością w jego czasach. W ówczesnej prasie warszawskiej pisano o nim m.in.: "Wieniawski należy do niewielkiej liczby artystów, bez tremy witających estradę. Przeciwnie, na estradzie czuje się on swobodnym, natchnionym, usposobionym, czuje się bardziej niż gdziekolwiek - artystą. (...) Im poważniejsze kółko znawców go słucha, tym więcej się czuje on podniesiony moralnie, tym piękniej grać jest zdolny. Ta okoliczność nadaje jego grze tę imponującą pewność, ten spokój i przekonanie, które mimo woli udziela się słuchaczowi. Gra to we wszystkich szczegółach spokojnie obmyślana, a potem wystudiowana z zapałem, i stąd nie zimna, a zawsze szeroko i śmiało rozwijająca swe kontury. (...) Wskutek tego daru oraz wielkiej jasności frazowania, gra Wieniawskiego jest nieoceniona we wszystkich ensemblach, fortepian pod jego palcami ożywia wówczas wszystko". I dalej: "Artysta posiada prześliczne dotknięcie, wielką umiejętność użycia pedału oraz niepospolity dar cieniowania. (...) Niezrównana elegancja, świetność, przy wybornej technice, pociąga przy wykonaniu takich utworów, jak jego pierwszy Walc koncertowy, jak Fantazja z "Fausta" Liszta itp. Głębokość pojęcia, powaga dykcji widnieje z wykonania sonat Beethovena, jego Koncertu
c-moll, koncertów Litolffa, Schumanna itp. Zbyteczne byłoby dodawać, ile ekspresji w takiej grze się mieści. Ekspresja ta nie przechodzi wprawdzie w patos namiętności, nie przeraża tragiczną rozpaczą, ale trzyma w granicach właściwych temperamentowi artysty, przykuwa, przyciąga i uszlachetnia. Tej to ekspresji, (...) rozwiniętej ostatnimi laty, przypisać należy tę okoliczność, że Wieniawski, który już dawniej był szczęśliwym według nas wykonawcą niektórych dzieł Chopina (...), od lat paru daje z powodzeniem i uznaniem powszechnym wieczory poświęcone wyłącznie samemu Chopinowi".
Dorobek kompozytorski
Józef Wieniawski pozostawił po sobie 51 opusów numerowanych i 15 nienumerowanych. Największą ilość stanowią utwory fortepianowe (polonezy, mazurki, walce koncertowe, etiudy, impromptus, tarantelle, miniatury, Sonata h-moll op. 22). Ponadto w jego spuściźnie twórczej znajdują się: Symfonia D-dur, Uwertura dramatyczna "Wilhelm milczek", Koncert fortepianowy g-moll, Suita romantyczna na orkiestrę smyczkową, Kwartet smyczkowy a-moll, Trio fortepianowe G-dur, Sonata skrzypcowa d-moll, Sonata wiolonczelowa E-dur, Fantazja na dwa fortepiany i kilka pieśni. "Chyba zaryzykuję i stwierdzę, że Józef stoi wyżej pod względem kompozytorskim niż jego brat Henryk. Kompozycje Józefa pod względem warsztatu są bardzo dobrze dopracowane, przejrzysta konstrukcja, forma. Jest to typowy przykład XIX-wiecznego stylu salonowego z elementem wirtuozowskim" - podkreśla w wywiadzie z "Naszym Dziennikiem" pianista i kompozytor Tomasz Kamieniak. I dodaje: "W świadomości funkcjonują tylko nazwiska Chopina, Moniuszki, Szymanowskiego, jako kompozytorów polskich. O reszcie wielu nawet nie wie, że istnieli. Tego też się nie uczy w szkole. Sam pamiętam, jak wiele czasu poświęcało się na muzykę Grecji, średniowiecza itp., a jak pobieżnie i po macoszemu nauczano o muzyce polskiej. Takiego Zarębskiego, Wieniawskiego, Tausiga, Stojowskiego, Pachulskiego, Fontanę i innych musiałem sam odkryć". Józef Wieniawski zmarł 11 listopada 1912 roku w Brukseli i został pochowany na tamtejszym cmentarzu w Ixelles.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że kilka lat temu ukazała się bardzo ciekawa płyta z sonatami Józefa Wieniawskiego zatytułowana "Józef Wieniawski. Sonaty". W otwierającej ją fortepianowej Sonacie h-moll op. 22 z 1858 roku na szczególną uwagę zasługuje brawurowe Scherzo, które - jak podkreślają znawcy - za czasów Wieniawskiego cieszyło się tak wielką popularnością, że kompozytor z czasem wykonywał je jako osobny utwór. Na płycie zawarte zostały ponadto Pieśni bez słów es-moll oraz Menueta D-dur "Szlachectwo". Pierwszy utwór napisany został dla księżniczki Janiny Czetwertyńskiej, a drugi skomponowany jako muzyka do ilustrowania scenek aktorskich. Wszystkie trzy utwory fortepianowe słyszymy tutaj w wykonaniu profesora Jerzego Sterczyńskiego. Płytę zamyka Sonata
E-dur op. 26 przeznaczona na wiolonczelę i fortepian. "Połączenie pierwiastka lirycznego z wirtuozowskim zaowocowało dziełem o walorach artystycznych tej miary, że włączali je do swego repertuaru najwybitniejsi wioliniści, m.in. Alfredo Piatti czy Józef Adamowski" - czytamy w informacji dołączonej do płyty. Tutaj słyszymy ją w wykonaniu profesora Andrzeja Wróbla, znanego wirtuoza wiolonczeli, założyciela zespołów kameralnych: Kwartetu Polskiego i Cameraty Vistula, pomysłodawcy i organizatora Festiwalu Polskiej Muzyki Kameralnej w Warszawie.
Piotr Czartoryski-Sziler
"Nasz Dziennik" 2009-07-18

Autor: wa