Katastrofa śmigłowca straży granicznej
Treść
Trzy osoby zginęły w wypadku śmigłowca polskiej straży granicznej, który rozbił się na Białorusi, około dwustu metrów od granicy, na wysokości Klukowicz w województwie podlaskim. Przyczyny katastrofy nie są na razie znane.
Ofiary to 49-letni pilot, 35-letni nawigator i 34-letni operator. Na miejscu zdarzenia pracuje białoruska grupa dochodzeniowo-śledcza i polska komisja badania wypadków lotniczych. Jak poinformował wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Adam Rapacki, trzyletni śmigłowiec Kania był sprawny. Wiceminister poinformował, że maszyna spadła na pole "za ścianą drzew", a w miejscu zderzenia z ziemią jest lej o głębokości jednego metra. - Śmigłowiec roztrzaskał się na miejscu - podkreślił Rapacki. Wiceminister zaznaczył, że współpraca ze stroną białoruską przebiega bardzo sprawnie. - Jest otwarta na współpracę i bardzo życzliwa, deklaruje pełną pomoc i pełne wsparcie - powiedział Rapacki.
Wkroczenie przedstawicieli polskich służb na terytorium Białorusi odbyło się na zasadach grzecznościowych, bez konieczności wymiany stosownych not dyplomatycznych. Kania należąca do Podlaskiego Oddziału SG zaginęła w sobotę przed godziną 18.00. Wówczas to po raz ostatni nawiązano z nią łączność. Załoga wykonywała po południu rutynowy lot patrolowy wzdłuż wschodniej granicy, z Białegostoku do Mielnika. Na ślad wraku natrafiły nad ranem ekipy poszukiwawcze, które w pobliżu linii granicznej wyczuły zapach paliwa lotniczego. Biorąc pod uwagę kierunek wiatru, ustalono, że zapach był niesiony ze strony białoruskiej. Na prośbę polskich służb, Białorusini wszczęli poszukiwania, dzięki którym udało się odnaleźć rozbity helikopter i ciała wszystkich członków załogi.
WK, PAP
"Nasz Dziennik" 2009-11-02
Autor: wa