Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Każdy z nas chce wygrywać

Treść

Rozmowa z Bartoszem Kurkiem, siatkarzem reprezentacji Polski
W młodości siła! - można pomyśleć, patrząc na skład reprezentacji rozpoczynającej zmagania w tegorocznej Lidze Światowej.
- I jest w tym sporo prawdy. Starsi, sprawdzeni w boju zawodnicy dostali od trenera szansę dłuższego niż zazwyczaj odpoczynku, wyleczenia wszystkich urazów, rehabilitacji. Skorzystali i skorzystają na tym młodsi, którzy będą mieli okazję udowodnić swą przydatność w narodowej drużynie. Wszystkim wyjdzie to na dobre, jestem o tym przekonany. Ja bardzo cieszę się z powołania, gra w kadrze jest dla mnie zaszczytem, wyróżnieniem. W obecnym sezonie otwiera się przede mną szansa rozegrania większej ilości spotkań, spędzania na parkiecie więcej czasu; postaram się z niej skorzystać. Rywalizacja jest ciężka, na mojej pozycji grają fantastyczni zawodnicy, trzeba zakasać rękawy i pracować. O miejsce w składzie jest trudno, ale z drugiej strony łatwiej niż rok czy dwa lata temu...
...kiedy pukał Pan do reprezentacyjnych bram z opinią największego talentu w polskiej siatkówce. Jak przez ten czas zmienił się Bartosz Kurek?
- Czuję się pewniej, bardziej wierzę w siebie, to naturalne. Z czasem człowiek się rozwija, podnosi swoje umiejętności. Dostałem trochę szans od trenera Raula Lozano, pod jego okiem nabyłem sporo bezcennego, procentującego doświadczenia. Z drugiej strony, wydaje mi się, że rozwój przygody z siatkówką, sportem w ogóle, trudno z góry zaplanować, poustawiać sobie jego poszczególne etapy. Nigdy nie wiadomo, co może się po drodze wydarzyć, a też nikt do końca nie zna swoich możliwości. Z tego co dotychczas osiągnąłem, jestem zadowolony, trafiłem do najlepszego klubu w Polsce, zdobyłem z nim mistrzostwo kraju, gram w kadrze. Ścieżka, jaką wybrałem, jest zatem dobra, ale oczywiście nie osiągnąłem jeszcze poziomu, który by mnie satysfakcjonował i na którym chciałbym grać do końca kariery. Przede mną jeszcze mnóstwo pracy.
Jak wrażenia po pierwszych tygodniach pracy z trenerem Danielem Castellanim? Oczywiście myślę o reprezentacji, bo tego szkoleniowca świetnie zna Pan także z klubu.
- Na razie szukamy swojego stylu gry. Początki nie były łatwe. Można było dostrzec pewną nerwowość i niepewność co do zagrań swoich i kolegów, ale im dalej w las, tym było lepiej. Ostatnie sparingi wyglądały już nieźle, długimi chwilami poczynaliśmy sobie naprawdę dobrze, zatem jestem nastawiony optymistycznie.
Castellani prowadzący kadrę różni się od Castellaniego trenującego Skrę?
- Nie. To doświadczony szkoleniowiec i człowiek, tak ukształtowany, że nie zmieni z dnia na dzień swojego podejścia do pracy. Oczywiście trener ma świadomość, że podjęcie się prowadzenia reprezentacji kraju, posiadającego tak ogromne tradycje siatkarskie jak Polska, jest wyzwaniem, nobilitacją i zaszczytem, ale nie zauważyłem, by z tego powodu inaczej odnosił się do zawodników, inaczej się zachowywał. Cieszę się, bo w Skrze współpracowało się nam z nim doskonale. To świetny fachowiec.
Na co kładzie nacisk, co go wyróżnia na tle innych szkoleniowców?
- Ogromną uwagę zwraca na psychikę, stronę mentalną. Dużo z nami rozmawia, starając się wpoić swoją myśl szkoleniową, system grania, a do wszystkiego dochodzi na drodze dialogu. Wiele znaczy dla niego podejście zawodnika do swoich obowiązków. Jeśli widzi, że dajemy z siebie wszystko, a jakiś element nam nie wychodzi, reaguje spokojnie, wychodząc z założenia, że być może potrzebujemy tylko więcej czasu, by go opanować.
Dba o atmosferę? Sam przyznał, że opracowany regulamin ma mu tylko pomagać w pracy. Powiedział, że to nie jest taryfikator kar.
- Regulamin nie różni się zbytnio od innych, które podpisywałem czy to w klubie, czy wcześniej w kadrze. Dobra atmosfera jest dla trenera szalenie istotna. Jest człowiekiem komunikatywnym, otwartym, nie chowa urazy, wszelkie konflikty rozwiązuje na bieżąco, natychmiast; jeśli ma jakąś uwagę do zawodnika, mówi o niej bez ogródek i natychmiast. Tego samego oczekuje od nas. Na początku naszej współpracy dużo rozmawialiśmy o atmosferze, zachowaniu, wzajemnych relacjach i wydaje mi się, że udało nam się stworzyć bardzo fajną, dobrze rozumiejącą się grupę. Teraz skupiamy się już na pracy.
Castellani to widzi i docenia. Chwali was niemal na każdym kroku.
- To może nas tylko cieszyć. Myślę też, że nie są to pochwały na wyrost, dajemy z siebie wszystko na treningach, harujemy ostro, widać w nas chęć walki, zaangażowanie. Te cechy Castellani bardzo sobie ceni. Oczywiście musi minąć trochę czasu, aby wszystko zaczęło funkcjonować perfekcyjnie, mamy młody, dopiero zgrywający się ze sobą zespół - przynajmniej ten, który wystąpi w Lidze Światowej. Powtórzę: pochwały nas cieszą, ale nie zamierzamy spocząć na laurach.
Trener zaufał zawodnikom, ale podobnie Wy wiążecie z jego przyjściem spore nadzieje.
- I tak powinno być. Podstawą każdej owocnej współpracy, nie tylko w sporcie, jest wzajemne zaufanie. Niezależnie z jakim trenerem bym nie pracował, staram się obdarzyć go maksymalną ufnością, wierząc, że pod jego okiem tak indywidualnie, jak i w drużynie uczynię krok do przodu. Jeśli poprzemy to mądrą pracą, a do tego dopisze nam odrobina niezbędnego szczęścia - będzie dobrze.
Po kilku latach pracy w Bełchatowie Castellani uważany jest za człowieka sukcesu, podobnie będzie, gdy zakończy przygodę z reprezentacją?
- Wszyscy sobie tego życzymy, ale na sukces składa się mnóstwo czynników, drobnych niuansów. Trener ze swojej strony zapewnia świetny warsztat szkoleniowy i atmosferę, my musimy zadbać o resztę.
Liga Światowa to w tym roku walka o wynik, czy bardziej zbieranie doświadczeń, nawet w kontekście budowy drużyny pod kątem igrzysk w Londynie?
- Nie ma co wybiegać tak daleko w przyszłość, przed nami mistrzostwa Europy, potem świata. Na razie koncentrujemy się nad zgrywaniem, poprawą umiejętności, dopiero zaczynamy pracę z nowym trenerem. Ale kiedy wyjdziemy na boisko, będziemy walczyć tylko i wyłącznie o zwycięstwo, nawet w pojedynkach z Brazylią. Tego się od nas oczekuje, tego sami chcemy. Nie może zresztą być inaczej, grać i być kadrze tylko po to, by wyjść na boisko, mija się z celem. Każdy z nas, gdy zakłada koszulkę z białym orłem na piersi, chce wygrywać.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-06-10

Autor: wa