Kluczem jest stabilne źródło finansowania mediów
Treść
Z Andrzejem Dudą, podsekretarzem stanu w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, rozmawia Jacek Dytkowski
Jakie względy merytoryczne zadecydowały o zawetowaniu przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego projektu ustawy o zadaniach publicznych w dziedzinie usług medialnych?
- Pan prezydent kierował się kilkoma względami. Przede wszystkim istotne było dobro mediów publicznych, dlatego że projekt ustawy nie zapewnia im należytego poziomu finansowania ani jego stabilności.
Skąd taki wniosek?
- W projekcie jest zapisana w sposób otwarty - bez określenia żadnych kryteriów i reguł - zasada ustalania kwoty oraz jej wysokości dla mediów publicznych. Jeżeli przy tym nie ma żadnej gwarancji, chociażby minimalnej, w jakiej formie ma nastąpić finansowanie, to tak naprawdę - można powiedzieć - możliwe będzie nawet, że wyniesie ona zero. Potencjalnie istnieje taka obawa, bo projekt ustawy w ogóle tego nie określa. Jeżeli mamy wobec tego taką sytuację, to po pierwsze nasuwa się pytanie, jak zaplanować funkcjonowanie mediów publicznych, jeżeli nie wiadomo, jakimi pieniędzmi będzie się dysponowało? Po drugie natomiast, jak można będzie określić licencje programowe przyznawane na cztery lata, podczas gdy m.in. wymaga to wycenienia usług, które mają być w ich ramach świadczone? Jak można tego dokonać, skoro tak naprawdę nie wiadomo, ile w poszczególnych latach będzie pieniędzy na ich realizację?
Jakie mogą być tego skutki?
- Potencjalnie mielibyśmy taką sytuację, że przyznana komuś licencja programowa nie będzie mogła funkcjonować po dwóch latach, gdyż okaże się, iż nie ma na ten cel pieniędzy w kolejnych budżetach, więc ten brak finansowania to po prostu nonsens.
To nie jedyny mankament ustawy medialnej...
- Oczywiście, dochodzi do tego sposób, w jaki następuje ustalenie tego finansowania - z budżetu, który jest corocznie uchwalany przez parlament. A więc oznacza to targi - oczywiście polityczne - o tę kwotę. W Sejmie i Senacie zasiadają przecież politycy i w rzeczywistości to większość parlamentarna będzie decydowała o tym, ile pieniędzy w danym roku media publiczne otrzymają na swoje funkcjonowanie. A większość parlamentarną w dziewięćdziesięciu przypadkach na sto stanowi rząd, bo sytuacje, kiedy jest on mniejszościowy, prawie się u nas nie zdarzają. Zatem mamy taką sytuację, że w rzeczywistości władza czy większość rządząca będzie decydowała o poziomie finansowania mediów publicznych. Bardzo mocno podkreślał to w swoim apelu Miklos Haraszti, przedstawiciel OBWE do spraw wolności mediów, twierdząc, że projekt ustawy oznacza upolitycznienie mediów publicznych, a brak ich niezależności finansowej oznacza brak niezależności programowej. Bo to politycy będą decydowali, ile pieniędzy zostanie im przyznane. Jak media będą się "źle" zachowywały, to ich nie otrzymają. Czyli szantaż.
Jak wobec tego powinna zostać skonstruowana nowa ustawa?
- Powinny być przede wszystkim zapewnione niezależne źródła finansowania. Od tego należy zaczynać i to jest postulat, o którym mówił nie tylko pan prezydent, ale także przedstawiciele środowisk związanych z mediami, środowisk twórczych, ekspertów w tej dziedzinie. Wszyscy jednoznacznie stali na stanowisku, że muszą być zapewnione niezależne źródła finansowania. Aby telewizja i publiczne radio mogły być naprawdę niezależne, muszą mieć niezależne pieniądze. Bo w istocie zachodzi taka zależność, że kto daje pieniądze, ten rządzi. Tylko wtedy więc będą one mogły rządzić się same, kiedy zdobędą swoje pieniądze, niezależne od woli polityków.
Jak można zapewnić trwałe i niezależne finansowanie mediów publicznych?
- Wizje są różne. W większości przypadków mówi się o jakiejś formie opłaty powszechnej związanej z finansowaniem misji i działalności mediów publicznych. Na przykład widziałem ekspertyzę o opłacie na rzecz mediów publicznych pobieranej razem z rachunkiem za energię elektryczną z każdego gospodarstwa domowego. Jej płatność miałaby w związku z tym charakter powszechny. Wystarczyłoby wtedy, żeby każde gospodarstwo domowe miesięcznie odprowadziło na ten cel 5 zł, aby naprawdę na należytym poziomie zapewnić swobodne funkcjonowanie mediów publicznych bez konieczności popadania w komercję reklamową.
Czyje opinie prezydent brał pod uwagę przy wypracowaniu stanowiska wobec obecnego projektu ustawy medialnej?
- Było kilka spotkań z ekspertami, przedstawicielami środowisk medialnych, m.in. Stowarzyszenie Wolnego Słowa przedstawiło panu prezydentowi swoją opinię. Oprócz tego także osoby prywatne przysyłały do pana prezydenta w tej sprawie swoje apele. Ekspertyzy były prowadzone również we własnym zakresie, m.in. ja dokonywałem analizy tych przepisów, żeby przedstawić panu prezydentowi mankamenty projektu ustawy i w związku z tym możliwe rozwiązania.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-07-20
Autor: wa