Kto jeszcze?
Treść
Dymisja ministra sportu Mirosława Drzewieckiego (Miro), choć oczekiwana przez większość społeczeństwa, jest jednak spóźniona. Trudno też traktować ją jako honorowy gest ministra, bo jego odejście było już przesądzone i najwyżej doszłoby do niego dzień później - Drzewiecki tylko uprzedził wyrok, który już zapadł. Szkoda, że ministrowi zabrakło odwagi cywilnej, aby z otwartą przyłbicą odpowiedzieć na pytania dziennikarzy, mimo że zapewniał, iż stanął przed przedstawicielami mediów "z podniesionym czołem" i liczy na pozytywne wyjaśnienie swojej sprawy, a tym samym na powrót do ministerstwa. Miro ograniczył się do wydania oświadczenia, bo taka jest po prostu taktyka Platformy: mówić jak najmniej, aby nie zostać znowu na czymś złapanym.
Ale to na pewno nie jest koniec wyjaśniania tej afery, bo wciąż głosu nie zabrał wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld, który też lobbował w Ministerstwie Finansów za zniesieniem dopłat do automatów do gry, które miały pójść na inwestycje sportowe. Powstaje ponadto pytanie, jaka jest w tym wszystkim rola wicepremiera Grzegorza Schetyny (Grześ), wymienianego przecież w trakcie rozmów na temat prac nad ustawą hazardową, które nagrało CBA i które ujawniono w ubiegłym tygodniu w prasie. Przedsiębiorca Ryszard Sobiesiak (Rysiek) to wszak były działacz Śląska Wrocław - a przez lata właścicielem sekcji koszykarskiej tego klubu był właśnie Schetyna. Zazwyczaj niezwykle rozmowny wicepremier jakby się zapadł pod ziemię i nie próbuje wyjaśniać wątpliwości narastających wokół niego w związku z aferą hazardową. Ale o jego choćby domniemanej współodpowiedzialności boją się nawet myśleć politycy PO, bo jeśli i Schetyna byłby w to zamieszany, to dla Platformy byłaby to katastrofa.
Co ciekawe, Schetyna, który twardą ręką dzierży władzę w PO i w jej dolnośląskim regionie, jakoś nie ma szczęścia do dobierania współpracowników w swoim mateczniku. Zbigniew Chlebowski (Zbyszek), były już szef klubu PO, to poseł z Wałbrzycha. Beata Sawicka, była posłanka PO, której proces korupcyjny zaczął się akurat wczoraj, została wybrana w Legnicy. To ona obiecywała "kręcenie lodów" przy prywatyzacji szpitali. Z tego samego okręgu co Sawicka do Senatu dostał się Tomasz Misiak, współautor ustawy stoczniowej, na której miliony miała zarobić jego własna firma szkoleniowa.
Zamiast jednak wyjaśniać aferę i "wypalać korupcję żelazem" (to jedno z nieużywanych już stwierdzeń premiera Donalda Tuska), Platforma atakuje Centralne Biuro Antykorupcyjne i robi to od początku afery wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski, a wczoraj celował w tym marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na jeden argument: marszałek krytykuje CBA, że daje swoim agentom ogromne pieniądze, że jego członkowie jeżdżą drogimi samochodami, wynajmują apartamenty itd. Jego zdaniem ma to świadczyć o co najmniej nieetycznych, jeśli nawet nie przestępczych, działaniach CBA. Czy mamy uwierzyć, że marszałek, były minister obrony, nie wie o tym, iż są to standardowe sposoby postępowania służb na całym świecie? Tak samo jak prowokacje, posługiwanie się paszportami na fałszywe nazwiska czy innymi "prawdziwymi" dokumentami. Jeśli ktoś tropi korupcję w świecie dużego biznesu, na szczytach władzy, nie może jeździć na spotkania cinquecento, spać w schronisku młodzieżowym i zapraszać na obiad do baru mlecznego. Słuchając marszałka, mamy rozumieć, że gdy Komorowski nadzorował WSI, to wojskowe służby na jego polecenie zawsze grały otwarcie, a ich funkcjonariusze podczas tajnych operacji zawsze przedstawiali się: "Dzień dobry, jestem z WSI"? Marszałek oczywiście doskonale wie, jak działają nie tylko służby takie jak CBA, ale nawet zwykła policja. Taktyka PO jest jasna: opluć Biuro, pokazać, do jakich świństw jest ono zdolne, aby je zdyskredytować, żeby każdy kulturalny Polak na widok Mariusza Kamińskiego odwracał głowę z obrzydzeniem. Wówczas osoby przyłapane przez CBA będą traktowane jak ofiary, a nie jak potencjalni przestępcy.
Krzysztof Losz
"Nasz Dziennik" 2009-10-06
Autor: wa