Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kto zyska na aferze hazardowej?

Treść

Afera hazardowa, wbrew powierzchownym ocenom, nie musi zakończyć się pogrążeniem Platformy Obywatelskiej. Doświadczenia tej partii z ostatnich wyborów parlamentarnych pokazują, że stan ostrego starcia z PiS to marketingowo dobre rozwiązanie. Sytuację już wykorzystał premier Donald Tusk, który politykę miłości odesłał na bocznicę i ogłosił wojnę z PiS i - jak twierdzi - politycznie podległym mu CBA. Do walki ruszyła też Lewica, która bójkę liderów sondaży zapewne wykorzysta do podreperowania własnej reputacji... Wszystko wskazuje na to, że czeka nas długi, gorący przedwyborczy okres politycznych przepychanek, w którym istotne sprawy Polski zostaną zepchnięte na bok.

- Afera hazardowa, którą rozpoczęło Centralne Biuro Antykorupcyjne i Mariusz Kamiński, była celnym i słusznym uderzeniem w Platformę. Choć początkowo liderzy PO byli zaszokowani całą sytuacją, to szybko zaplanowali kontratak i wypowiedzieli wojnę PiS - ocenił dr Przemysław Wójtowicz, politolog z Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Działania te coraz mocniej wiążą się z przygotowaniami do kampanii o fotel prezydencki. - Premier dobrze pamięta o tym, że kampania prowadzona w ostrym starciu sprawdza się, że wmówienie, iż są "dobrzy z PO" i "źli z PiS" przynosi efekty. Donald Tusk najwyraźniej postanowił przekuć całą tę aferę na wojnę, która niestety potrwa do najbliższych wyborów - dodał.
Z zamieszania skorzystać będzie chciała Lewica, która spożytkuje każdy pretekst, by podbudować swoją pozycję. - Politycy tej formacji zapewne będą wmawiać nam, że zarówno PO, jak i PiS nie robią nic, tylko się biją, a zatem nie nadają się do rządzenia - ocenił Wójtowicz. Na tej podstawie politycy Lewicy będą szukali wzrostu popularności, ale niektóre sprawy będą wymagały sojuszu z PiS. - O ile Lewica będzie w stanie iść na takie doraźne układy, to politycy PiS tego typu sojusze muszą dobrze przemyśleć - dodał.
Cichym beneficjentem afery hazardowej i zamieszania na szczytach władzy może okazać się Stronnictwo Demokratyczne. Jego lider Paweł Piskorski, doskonale znający realia Platformy, zapewne nie zrezygnuje z okazji do przyciągnięcia zniesmaczonego elektoratu PO. Czy mu się to uda? - Może być różnie, bo w kampanii wojennej, prowadzonej w układzie bipolarnym, bardzo trudno jest się przebić stronom bezpośrednio niezaangażowanym w walkę - ocenił Wójtowicz. Być może Piskorski, wyciągając na światło dzienne pewne znane mu z PO niuanse i powiązania, będzie chciał być języczkiem u wagi. Może się jednak okazać, że to zbyt mało, by wejść do przyszłego parlamentu czy wypromować swojego kandydata na prezydenta. Problemem SD mogą się również okazać wciąż dobrze pamiętane przez społeczeństwo wysokie wygrane Piskorskiego w kasynie czy jego fiskalny incydent z dziełami sztuki.
W całej aferze dziwnie milczące jest PSL. Być może to deklarowana rozwaga, ale przecież za taką postawą mogą stać powiązania ludzi z tego środowiska ze sprawą afery hazardowej. Nie można przecież zapomnieć, że projekt ustawy przechodził przez resort kierowany przez Waldemara Pawlaka.
Jedno dziś widać wyraźnie: polityka miłości odeszła do lamusa. Czeka nas wojna i konfrontacja. Czy wytoczona na plac boju sejmowa komisja śledcza przyniesie prawdę? Być może, ale trudno spodziewać się, że wniesie nową jakość w życie polityczne. Była na to szansa po sprawie Rywina, ale nie została ona wykorzystana, co zaowocowało kolejnymi aferami. - Wymierny efekt tamtej komisji jest taki, że społeczeństwo zauważyło, w jak brudny sposób prowadzona jest w Polsce polityka, jak załatwiane są interesy i skąd biorą się miliony - dodał Wójtowicz.
W ocenie Marka Jurka (Prawica Rzeczypospolitej), byłego marszałka Sejmu RP, afera hazardowa skłania do refleksji nad tym, kto powinien zajmować się sprawami Polaków: czy mają to być ludzie prowadzący normalne życie rodzinne, zajmujący się definiowaniem dobra publicznego, starający się dobrze wychować swoje dzieci; czy też ludzie, którzy politykę traktują wyłącznie jako okazję do awansu materialnego i atrakcji towarzyskich - podkreślił.
Jak zauważył Jurek, sprawa ustawy hazardowej wymaga śledztwa i ukarania winnych, ale za obecny stan rzeczy pełną odpowiedzialność ponosi premier, który powinien być wśród osób, które w wyniku afery straciły zajmowane stanowisko. Tymczasem obojętność opozycji w tym zakresie wskazuje, że ustąpiła ona Tuskowi pola i pozwoliła mu na przejęcie inicjatywy politycznej. - Trudno nie ulec wrażeniu, że PiS nie chodzi w tej sprawie o odpowiedzialność polityczną, o wyeliminowanie z życia publicznego ludzi, którzy nie powinni mieć istotnego wpływu na sprawy publiczne, ale zależy mu na starciu z PO. Co więcej, wydaje się, że takie rozwiązanie odpowiada obecnie obu stronom - dodał Marek Jurek.
W jego ocenie, premier zachowywałby się dziś inaczej, gdyby opozycja od początku zażądała od niego ustąpienia z funkcji szefa rządu i zadeklarowała chęć poparcia na to stanowisko wiarygodnego moralnie polityka PO. - To mogłoby wywołać sytuację konfliktu w PO i spowodować rozliczenia, ale tu obie strony dążą do frontalnego starcia - dodał.
Według Marka Jurka, PiS musi obecnie zdecydować, czy chce być partią, która działa dla dobra państwa i chce podjąć partnerskie relacje ze środowiskiem prawicowo-chrześcijańskim (m.in. poprzez jasne deklaracje w sprawach ochrony życia i rodziny), czy też ulegnie pokusie i podejmie współpracę medialną z ugrupowaniami lewicowymi. Jak dodał Jurek, posłużenie się aferą hazardową w celu uprawomocnienia kolaboracji z postkomunistami jest fatalnym rozwiązaniem dla Polski.
W swoich ocenach dalej posuwa się Janusz Wojciechowski, europoseł PiS, który zauważył, że w wojnie politycznych elit najwięcej ofiar poniesie społeczeństwo. "Jak wojna, to wojna! Od tej chwili wszystkie inne sprawy zejść muszą na plan dalszy. Emeryci, nauczyciele, rolnicy, pielęgniarki muszą zapomnieć o swoich problemach, nie będzie się teraz nikt nimi zajmował. Żadna tam walka z biedą czy bezrobociem - nie ten czas. Liczy się tylko walka na politycznym froncie, walka twarda i bezwzględna, aż do ostatecznego zwycięstwa. Zwycięstwa wyborczego Donalda Tuska w 2010 roku" - pisze Wojciechowski na swoim blogu. Jak zauważył, "napad CBA na rząd" stał się doskonałym pretekstem do podpięcia do sprawy PiS, wymierzenia ciosów i zrzucenia odpowiedzialności na tych, którzy ujawnili proceder kupczenia ustawą. "'Tam na wojnie świszczą kule, lud się wali jako snopy, a najdzielniej biją króle, a najgęściej giną chłopy' - pisała Konopnicka. Na tej wojnie król już zbiera pierwsze laury. A lud? Co z ludem pracującym, ludem emerytowanym i ludem bezrobotnym miast i wsi? No cóż, skoro wojna, to lud jak to lud. W dużej części polegnie" - konkluduje Wojciechowski.
Marcin Austyn
"Nasz Dziennik" 2009-10-10

Autor: wa