Ktoś się boi Kamińskiego?
Treść
Nie dam się zastraszyć i zamknąć sobie ust - zapowiedział były szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusz Kamiński. W jego ocenie, działania całego aparatu państwowego i partii rządzącej są nakierowane na zdyskredytowanie go w oczach opinii publicznej, tak aby przed komisją śledczą stanął już jako osoba niewiarygodna.
Konferencję byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego poprzedziła informacja Centralnego Biura Antykorupcyjnego, że nie ma prawa zorganizować konferencji bez zgody przełożonych, gdyż pozostaje funkcjonariuszem CBA. Kamiński wyjaśniał z kolei, że ust sobie zamknąć nie da, a na funkcję szefa CBA został nominowany na kadencję, która została przez premiera skrócona, więc z chwilą decyzji szefa rządu przestał być też funkcjonariuszem. Kamiński skarżył się i żalił na to, co ostatnio dzieje się wokół jego osoby.
- Odnoszę wrażenie, że od kilku dni cały aparat państwa polskiego i wszyscy politycy partii rządzącej chcą doprowadzić do sytuacji, że kiedy stanę przed komisją śledczą, żeby odpowiadać jako świadek - żeby dla opinii publicznej było jasne, że Mariusz Kamiński jest oszustem i że ten świadek jest małym, wystraszonym człowiekiem. Tak nie jest. Nie jestem oszustem. I do końca będę bronił swojej godności przed opinią publiczną, i do końca będę prawdy bronił przed sądem. Nie dam się zastraszyć, nie dam zamknąć sobie ust - oświadczył Kamiński.
Politycy Platformy Obywatelskiej utrzymywali wczoraj, że Kamiński nie ma żadnej wiarygodności i że jest "niepoważnym człowiekiem". - Jeżeli apeluje o odpowiedzialność za słowo, to powinien zacząć od siebie. Jego wiarygodność jest zerowa - oceniał Andrzej Halicki (PO). W jego ocenie, Kamiński "nigdy nie był funkcjonariuszem państwowym". - Jest działaczem PiS i politykiem PiS pozostanie - dodał poseł Platformy.
Rzecznik rządu Paweł Graś poinformował wczoraj, że Kamiński "rutynowo" po usłyszeniu prokuratorskich zarzutów został pozbawiony certyfikatu dostępu do informacji niejawnych. Były szef CBA zapowiedział, że "dla zasady" odwoła się od tej decyzji. - To kolejna represja niemająca żadnego uzasadnienia - oceniał prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. Prezes PiS wyraził nadzieję, że Kamiński odzyska certyfikat tak jak Antoni Macierewicz, w przypadku którego o przywróceniu certyfikatu zdecydował dopiero sąd.
Kamiński powtórzył między innymi, że przetarg na majątek stoczni został przy udziale państwowych urzędników ustawiony pod jednego inwestora. Stwierdził również, że były nieprawidłowości w rządowym programie "Orlik". - Centralne Biuro Antykorupcyjne poinformowało o nich prokuraturę i rząd, dzięki czemu zmieniono kontrowersyjne zapisy - powiedział Kamiński. Były szef CBA wyjaśniał, że zapisy w programie miały pozwalać na to, by przetargi na budowę boisk wygrywały konkretne firmy.
Wyjaśniał także, iż nie istniał żaden dokument rządowy dotyczący tzw. tarczy antykorupcyjnej. Jak zaznaczył, rządowy pomysł tarczy w decydującym momencie afery hazardowej nie zadziałał. - Tarcza antykorupcyjna nie zadziałała, a w zasadzie stała się ponurym żartem. Jedenaście dni po moim spotkaniu z premierem przestępcy dowiadują się, że są obserwowani przez Centralne Biuro Antykorupcyjne. Podobnież jedenaście dni po moim spotkaniu z premierem dochodzi do spotkania w prokuraturze z udziałem prokuratora krajowego Edwarda Zalewskiego, gdzie zapada decyzja o postawieniu mi zarzutów. Ta decyzja powoduje, że dzisiaj grozi mi do ośmiu lat więzienia, że zostałem pozbawiony funkcji - mówił Kamiński. Zaznaczył, że dopiero 55 dni po tym, jak premier otrzymał pełną informację na temat tego, jak zachowuje się jego najbliższe bezpośrednie zaplecze polityczne i rządowe, doszło do dymisji z zajmowanych funkcji Zbigniewa Chlebowskiego, a później Mirosława Drzewieckiego. Jak jednak zauważył, dymisja miała miejsce w sytuacji, kiedy premier oświadczył, że wierzy w osobistą uczciwość swoich współpracowników, a dymisja jest następstwem tego, że nie byli w stanie wiarygodnie się wytłumaczyć na konferencjach prasowych.
Artur Kowalski
"Nasz Dziennik" 2009-10-28
Autor: wa