Ludzka krew jest czerwona
Treść
Na łamach "Gazety Wyborczej" brutalny atak na wystawę antyaborcyjną "Wybierz życie". Tezy z najniższej półki: zdjęcia zamordowanych w wyniku aborcji dzieci to pornografia, a ich krew została "podkolorowana". To kliniczny przykład ideologizacji tematu. Bo czy dziecko nie może tak krwawić? Tak, ofiary aborterów krwawią naprawdę.
"Jatka straszniejsza niż w jakimś upiornym wypadku drogowym", "swego rodzaju pornografia", "makabra", "zestaw wyszukanych okropności", "obrzydliwość", "perwersja", "podkolorowana krew" - te wyszukane epitety Paweł Smoleński z "Gazety Wyborczej" zastosował do opisu poruszającej do żywego antyaborcyjnej wystawy "Wybierz życie". Wystawy znanej już mieszkańcom wielu miast Polski, w tym Bielska-Białej.
Sam tytuł reportażu "Rzeź na placu Chrobrego" opublikowanego 5 września nawiązuje wprawdzie do biblijnej rzezi niewiniątek, ale wątek ten zostaje rozwinięty w sposób nieczuły na tragedię nienarodzonych.
Enuncjacje o podrasowaniu koloru krwi dzieci przez organizatorów wystawy "Wybierz życie" pojawiają się kilka razy, np. "zaprezentowano zestaw wyszukanych okropności, koniecznie podrajcowanych, żeby czerwień krwi była bardziej czerwona". Sam autor nie uznał nawet za stosowne, by zapytać, co na to posądzona o takie zabiegi Fundacja PRO i Zakon Rycerzy Krzysztofa Kolumba. Powód? Po odwiedzeniu strony internetowej Fundacji PRO dziennikarz uznał, że "wie, co może od nich usłyszeć".
- Liczba inwektyw użytych przez redaktora Smoleńskiego świadczy o tym, że wystawa go poruszyła. Nie dziwię się: aborcja to wstrząsająca rzecz, gorsza niż najgorszy wypadek samochodowy - komentuje Mariusz Dzierżawski z Fundacji PRO. I kategorycznie obala zarzut o podkolorowaniu krwi. - Ludzka krew jest czerwona. Może to dziwi redaktora Smoleńskiego, ale dotyczy to również krwi dzieci przed narodzeniem - podkreśla Dzierżawski. Nie był nawet zdziwiony, że dziennikarz "GW" nie zwrócił się do niego z prośbą o ustosunkowanie się do tego wyssanego z palca zarzutu. - Nie zaskoczyło mnie to, że redaktor Smoleński nie skontaktował się z nami, ponieważ wie, co mamy do powiedzenia. Generalnie "Wyborcza" wie lepiej i nie ma powodu, aby kogokolwiek pytać - ironizuje współautor wystawy.
Broszura zawierająca zdjęcia z wystawy dla autora reportażu trąci "swego rodzaju pornografią". Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych Władysława Kopalińskiego (wersja on-line) definiuje pornografię jako "teksty albo wizerunki o treści nieprzyzwoitej, obscenicznej, przedstawiające sceny erotyczne, aby podniecić seksualnie czytelnika albo widza. Etymologicznie - gr. pornográphos 'piszący o nierządnicach'". Ale "Gazeta Wyborcza" od lat szukała właściwszej definicji pornografii, twierdząc do tej pory, że to pojęcie niedefiniowalne, o płynnych granicach. I nagle odkryła ostrą definicję pornografii - w zdjęciach pokazujących niewinne dzieci pozbawione życia w ośrodkach aborcyjnych...
Tyle definicja. - W tym tekście walczy się w ogóle z ochroną życia człowieka przed narodzeniem, a nie tylko ze sposobem prezentacji tego problemu. Widać, że autor i jego mecenasi są świadomi, iż takie wystawy potrafią ludzi właściwie przekonać - zauważa dr Marek Czachorowski, etyk, wykładowca KUL i WSKSiM. - Manipulacja widoczna gołym okiem, po prostu intelektualna pustka - dodaje bielski poseł PiS Stanisław Pięta.
Paweł Smoleński ekscytuje się "oddolnym" protestem przeciwko wystawie, w którym "spontanicznie" wzięła udział m.in. dziennikarka "GW" Ewa Furtak, która pomagała Smoleńskiemu w pisaniu reportażu. Jeden z argumentów tej grupki osób to sprzeciw wobec "serwowaniu dzieciom seansu makabry". Organizatorzy wystawy dobrze go znają. Mariusz Dzierżawski z Fundacji PRO przypomina, że już cztery razy stawali przed sądem pod zarzutem szokowania dzieci, jednak te zarzuty nie znalazły potwierdzenia. - Opinia biegłego psychologa, którego dane personalne są w aktach sprawy, potwierdziła, że wystawa "Wybierz życie" nie wywołuje urazów. Podobne zarzuty były podnoszone w Stanach Zjednoczonych i na Słowacji. Również tam zostały odrzucone przez sądy. Ci, którzy akceptują mordowanie dzieci, stają się nadzwyczaj wrażliwi, kiedy pokazuje się prawdę o ich czynach... - puentuje Dzierżawski.
Rzekomej szkodliwości oglądania zdjęć ofiar aborcji dla psychicznego rozwoju dzieci zaprzecza także dr Wiesław Poleszak, adiunkt w Zakładzie Psychologii Wychowawczej i Psychoprofilaktyki Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. - Czy te sceny są drastyczne? Moim zdaniem, są one naturalne, to po prostu tak wygląda. Nie przypominam sobie, żebym w doświadczeniu zawodowym miał osoby, które obejrzały wystawę i wpłynęło to jakoś na ich psychikę. Skoro nikt jasno nie sygnalizuje, że mu to zaszkodziło, to myślę, że takie uzasadnianie jest daleko idącą interpretacją. Chyba że pan Smoleński dysponuje badaniami, wtedy bardzo chętnie bym poznał ich wyniki i podyskutował na temat metodologii tych badań - mówi dr Poleszak. Wyjaśnia, że dzieci są czułe na wszelkie bodźce, gdyż funkcjonują głównie w świecie emocji. Są one jednak nietrwałe i bez obróbki w postaci jakiegoś komentarza po prostu znikają. - Emocja jest tylko komunikatem i wszystko zależy od tego, jak go zinterpretujemy. Dlatego każde zdjęcie może być zagrażające, zależnie od nadanego kontekstu. Dla mnie tutaj kontekst jest czytelny - wartości życia - a to, moim zdaniem, nikomu nie szkodzi, co najwyżej może wielu pomagać - podkreśla psycholog. I sugeruje, że skoro pojawia się taka wielka troska o wpływ drastycznych scen na psychikę dzieci i młodzieży, to może "Wyborcza" przeprowadzi akcję np. zamknięcia obozów koncentracyjnych dla wycieczek szkolnych.
- Dzieci w kościołach, w swoich domach widzą Chrystusa konającego na krzyżu, torturowanego, pokrytego krwią. Tego obrazu nie zasłaniamy przed dziećmi, ponieważ on ma właśnie uformować wrażliwość dziecka. Podobnie w przypadku zdjęć zabitych w wyniku aborcji dzieci - jeśli dziecko zapyta się swoich rodziców i otrzyma właściwą odpowiedź, to na pewno nie doświadczy jakiejś traumy, przeszkody w swoim rozwoju - zauważa dr Marek Czachorowski.
Wtóruje mu poseł Stanisław Pięta (PiS). - Argument o szkodliwości wystawy dla dzieci jest całkiem bałamutny. Moje biuro jest bardzo blisko placu Chrobrego, więc czasami przychodzę tam na kawę. Specjalnie zwracałem uwagę na reakcje młodzieży i dzieci. Wystawa wzbudzała zainteresowanie, nawet bardzo, młodzi ludzie z powagą i smutkiem oglądali fotografie - zaznacza parlamentarzysta.
"Prawdziwa" wystawa pro-life to dla autorów wystawy w Bielsku i autora reportażu pokazywanie dzieci urodzonych, roześmianych. Mówienie zaś prawdy o tych pokrwawionych, które się morduje, to już "zamiłowanie do makabry". - Skoro Smoleński wie, jak powinna wyglądać działalność pro-life, co przeszkadza, aby ją podjął? Pomysł wystawy, którą chce urządzić na placu Chrobrego, bardzo mi się podoba. A może jeszcze cykl artykułów pro-life w "Gazecie Wyborczej"? - podsuwa Mariusz Dzierżawski.
Na koniec musimy zapytać, czy dziennikarz Paweł Smoleński w ogóle dotarł do treści protestu, o którym pisze? Otrzymaliśmy jego kopię z Urzędu Miasta w Bielsku-Białej. Widnieją tam podpisy następujących osób: Kazimierza Bienieckiego, Zdzisławy Karczewskiej, Romana Nehrebeckiego, Katarzyny Patykiewicz, Katarzyny Gajgał, Piotra Płatka, Jacka Bożka, Marka Szafrańskiego, Marcina Jacobsona, Ewy Patykiewicz, Ewy Furtak, Doroty Wiewióry oraz Bożeny Kotkowskiej. W sumie 13 osób. Tymczasem dziennikarz "GW" z "lekką" przesadą twierdzi, jakoby podpisało się pod nim "ponad 200 osób". Zapomniał też dodać, że bardzo wiele osób opowiadało się za utrzymaniem ekspozycji. - Sądzę, że "Gazeta Wyborcza" napisała akurat o tym proteście, bo pod nim podpisało się dwóch jej dziennikarzy. A było jeszcze trochę innych protestów. Natomiast więcej napłynęło do nas głosów poparcia dla tej wystawy - dopowiada rzecznik urzędu miasta Tomasz Ficoń.
Ciekawi byliśmy, gdzie Smoleński zobaczył "ponad 200 osób", skąd powziął tezę o "podkolorowaniu" krwi zabitych dzieci oraz jakie elementy wystawy "Wybierz życie" przemówiły do niego jako "pornografia" i "perwersja"? Mimo że domyślaliśmy się, co nam powie dziennikarz "Gazety Wyborczej", bo znamy jego poprzednie publikacje, kilkanaście razy w środę, czwartek i piątek podejmowaliśmy próbę telefonicznego kontaktu z redaktorami "Gazety Świątecznej". Nikt nie podnosił słuchawki, choć właśnie pod ten numer nas skierowano. Nie otrzymaliśmy też odpowiedzi na dwa listy wysłane drogą elektroniczną. Może redaktor Smoleński był pochłonięty przygotowaniami do autorskiej wystawy pro-life...
Maria S. Jasita
"Nasz Dziennik" 2009-09-12
Autor: wa