Małymi kroczkami do przodu
Treść
Rozmowa z Krzysztofem Koziorowiczem, trenerem reprezentacji Polski koszykarek
Z jakimi nadziejami nasza reprezentacja rozpocznie w niedzielę zmagania w mistrzostwach Europy na Łotwie?
- Powiem tak: niczego nie obiecujemy i niczego nie deklarujemy. Chcemy iść do przodu małymi kroczkami, pokonując po drodze kolejne etapy. Plan minimum to oczywiście wyjście z grupy, jeśli nam się uda (a nie wyobrażam sobie innego rozwiązania), to trafimy do kolejnej grupy, w której czekać nas będzie walka o czołową ósemkę. Awans do ósemki - to byłby już bardzo dobry wynik, każde miejsce powyżej moglibyśmy potraktować w kategorii sukcesu. Lokata w piątce dałaby nam bezpośredni awans na mistrzostwa świata.
Ostatni raz polskie koszykarki grały na ME cztery lata temu. Jak bardzo przez ten czas drużyna się zmieniła?
- Diametralnie. Mamy tylko jedną zawodniczkę, która jest w kadrze dziś i była na mistrzostwach przed czterema laty - to Agnieszka Bibrzycka. Ktoś może jeszcze dodać Ewelinę Kobryn, ale ona grała tak mało, dosłownie kilka minut. Zespół się zmienił, odmłodził, tworzą go zupełnie inne dziewczyny i prawdę powiedziawszy, również dla mnie jest zagadką, pewną niewiadomą, jak zaprezentują się na Łotwie. Eliminacje, turnieje towarzyskie to zupełnie coś innego niż imprezy mistrzowskiej rangi. Nie wiem, jak zawodniczki poradzą sobie z presją, jak udźwigną ciężar gatunkowy zawodów. Mądrzejszy będę za kilka dni, na razie mogę tylko dywagować. Robiliśmy wszystko, by drużyna była mocna także mentalnie.
I chyba jest, bo zawodniczki są nastawione bojowo, zapowiadają walkę o wysokie cele. Pana jako trenera taka postawa musi cieszyć?
- I cieszy. Dziewczyny są optymistkami, mają swoje cele i marzenia. Ja jestem z nimi całym sercem, lecz muszę też twardo stąpać po ziemi. Wiem. I nie jest to żadna asekuracja, że jesteśmy dopiero na pewnym etapie budowy ekipy, która ma walczyć o najwyższe cele podczas mistrzostw Europy, które organizujemy w 2011 roku. Niczego nie przyspieszymy, to proces wymagający czasu i cierpliwości. Oczywiście nie znaczy to, że zamierzamy na Łotwie tylko się uczyć i podpatrywać innych. Stawka jest mocna, rywalki świetne, wyselekcjonowane, kandydatek do medalu sporo, ale chcemy odegrać swoją rolę. Widoczną.
Przyjmując, że tym razem o sukces będzie jeszcze trudno, bardziej nastawia się Pan na zdobycie doświadczeń, które pomogą powalczyć o medal w 2011 roku?
- Byłoby wspaniale, gdybyśmy zdołali połączyć zdobywanie doświadczeń z wymiernym wynikiem. Powtórzę jednak, że nie mogę niczego obiecać i stwierdzić kategorycznie. Tylko Agnieszka Bibrzycka uczestniczyła w mistrzostwach Starego Kontynentu - jedyna z takim doświadczeniem. W eliminacjach mecze rozgrywane były w określonym odstępie czasu, mogliśmy się zregenerować, odpocząć, złapać drugi oddech, wyleczyć urazy. Teraz przyjdzie nam walczyć dzień po dniu, zadecydują nie tylko umiejętności, ale i dyspozycja chwili, przygotowanie fizyczne, mocna głowa, odporność na stres.
Po eliminacjach stwierdził Pan, że zespół dojrzał mentalnie, nie boi się podejmować odpowiedzialności, radzi sobie z presją.
- To prawda. Zmiana pokoleniowa spowodowała, że do kadry trafiły dziewczyny młode, ambitne, głodne sukcesu. Nie chcę przez to powiedzieć, że poprzedniczki do swych obowiązków podchodziły inaczej, ale świeża krew była potrzebna. W eliminacjach świetnie radziły sobie Daria Mieloszyńska i Agnieszka Skobel, w przypadku Izy Piekarskiej chciałbym, by mocniej wspierała Ewelinę Kobryn. Żałuję tylko, że kontuzja wyeliminowała Anię Wielebnowską, przydałyby się jej umiejętności i doświadczenie. Mamy młody zespół, perspektywiczny, z charakterem.
Liderką oczywiście jest i będzie Bibrzycka, ale w ostatnim czasie koleżanki robiły wszystko, by nie była jedyną osobą odpowiedzialną za wynik. Punkty rozkładały się na cały zespół, można westchnąć: wreszcie.
- Agnieszka jest gwiazdą kreującą grę całego zespołu. Poza tym na każde zgrupowanie przyjeżdża z radością, to dla niej wielkie przeżycie, choć w koszykówce już wiele wygrała. Jest szalenie zaangażowana, ma ambicje i marzenia związane z kadrą. Podczas mistrzostw rywalki na pewno otoczą ją szczególną "opieką", nie będzie miała za dużo swobody, co z kolei stworzy nowe możliwości jej koleżankom. Koszykówka to gra zespołowa, żeby myśleć o sukcesie, wszystkie zawodniczki muszą dołożyć swą cegiełkę.
Co będzie siłą naszego zespołu? Czym możemy zaskoczyć przeciwniczki?
- Brakuje nam jeszcze trochę doświadczenia, mamy małe problemy z atakiem pozycyjnym, dlatego skupimy się na skutecznej, mocnej obronie. To pozwoli nam wyprowadzać szybkie kontrataki, którymi możemy zaskakiwać rywalki.
Mocne rywalki - już w grupie zmierzymy się z Łotyszkami i Węgierkami.
- Potwierdzam. Obie te drużyny mają potencjał, umiejętności. Łotyszki znajdują się w gronie kandydatek do medalu, Węgierki mają w składzie kilka zawodniczek rewelacji Euroligi z Sopronu. Nie zapominajmy też o Greczynkach, które na pewno niczego za darmo nie oddadzą. W ogóle w mistrzostwach nie ma słabeuszy, w ostatnich latach poziom europejskiej czołówki wyrównał się, coraz więcej drużyn stać na sukces.
Byłoby fantastycznie udanie rozpocząć mistrzostwa, ale już na "dzień dobry" zmierzymy się z Łotyszkami. Faworytkami i gospodyniami turnieju.
- Ma pan rację, byłoby świetnie wygrać. Nie uważam jednak, że wynik tego meczu zamyka temat, gdyż wszystkie trzy spotkania grupowe będą miały takie samo - ogromne - znaczenie. Ważne, abyśmy przeciw Łotyszkom zagrali dobrze, mogli poczuć satysfakcję ze swej postawy, zeszli z parkietu w poczuciu dobrze wykonanej pracy. Gdyby jeszcze udało się zwyciężyć...
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-06-03
Autor: wa