Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Mierzymy już tylko w złote medale

Treść

Rozmowa z Andrzejem Piątkiem, trenerem reprezentacji Polski kolarzy górskich
Jesteśmy już potęgą w kolarstwie górskim?
- Na swoją pozycję pracujemy od lat. 1 stycznia 1999 roku objąłem kadrę z konkretnym celem - zdobycia olimpijskiego medalu. Wiedziałem, że na bazie tylko i wyłącznie kadry narodowej będzie to zadanie karkołomne, dlatego usilnie zabiegałem o stworzenie grupy zawodowej, w której na co dzień jeździliby nasi najlepsi zawodnicy. Dokładnie dwa lata później stało się to faktem, a do tego udało się nam wyselekcjonować kolarzy, szczególnie dziewczyny, które poza wydolnością organizmu, mają też odpowiednią psychikę, wiedzą, czego chcą, są szalenie ambitne. Do ubiegłorocznych igrzysk olimpijskich zdobyliśmy 24 medale najpoważniejszych imprez: 17 mistrzostw świata i 7 mistrzostw Europy. Potem Majka Włoszczowska stanęła na podium w Pekinie. Kosztowało nas to mnóstwo pracy, i to nie tylko zawodniczek i mojej, lecz całej grupy osób zgromadzonej wokół reprezentacji.
Obecny sezon tylko potwierdza słuszność obranej drogi?
- Przed jego rozpoczęciem założyliśmy, że pierwszą część potraktujemy spokojnie, bez żadnych zadań wynikowych, obciążeń psychicznych i z niewielkimi fizycznymi. Mamy rok poolimpijski, chciałem dać odpocząć swym podopiecznym i nastawić się na drugą połowę roku, czyli mistrzostwa Europy i świata oraz cztery Puchary Świata. Większe obciążenia zastosowaliśmy dopiero na cztery tygodnie przed mistrzostwami kontynentu, i efekt był świetny. Majka zdobyła złoty medal w elicie, Ola Dawidowicz w kategorii do lat 23. Świetne, czwarte miejsce zajęła Ania Szafraniec, dziewiąta była Magda Sadłecka. Na razie jestem zatem bardzo zadowolony, ale docelową imprezą będą mistrzostwa świata, które w pierwszej połowie września odbędą się w Australii. Powalczymy tam o najwyższe cele, ale przypomnę, że naliczyliśmy aż dziesięć bardzo mocnych kandydatek do zwycięstwa.
Na sukces składa się wiele czynników, ale te najważniejsze to talent zawodnika i mądry trening. O tym, że nasze przede wszystkim reprezentantki talent mają, nie trzeba przypominać, one same Pana, czyli trenera, chwalą przy każdej okazji. Sielanka?
- (śmiech) Tak, podstawa to talent. Mistrzostwa świata czy olimpijskiego medalu nie zdobędzie osoba pozbawiona tego daru. Ja zawsze jesienią przeprowadzam szereg badań, powołuję zawodników, którzy w ciągu minionych miesięcy wpadli mi w oko i staram się wyławiać "perełki". W zeszłym roku sprawdziłem 26 osób, okazało się, że wśród nich jest tylko jedna, która ma prawdziwy talent i predyspozycje do kolarstwa górskiego. Reszta być może dojdzie do jakichś wyników, ale po bardzo długiej drodze, i tylko "być może".
Co to jest to "coś", pozwalające wybić się ponad przeciętność, walczyć o najwyższe cele?
- Kolarstwo górskie jest dyscypliną wybitnie wytrzymałościowo-siłową, nie ma w niej miejsca na przypadek. Mówimy zatem o cechach psychofizycznych, parametrach wydolnościowych, które przeciętnemu kibicowi niekoniecznie coś powiedzą: maksymalnym pochłanianiu tlenu w przeliczeniu na litry na minutę, wykorzystaniu wdychanego tlenu itd., itd. Genach, które człowiek dostaje od rodziców. Gdy dostaję wyniki tych badań, spoglądam na wszystkie cyferki, to od razu wiem, czy ktoś może zdobywać w przyszłości medale.
Ile potem kosztuje doprowadzenie takiego talentu do medalu?
- Rocznie przebywamy na zgrupowaniach średnio 250 dni. Jak wyjeżdżamy na zgrupowanie, to nie ma nas w domu po dwa miesiące. Przed zawodami przyjeżdżamy na miejsce tydzień wcześniej, by poznać trasę. Teraz przygotowujemy się do mistrzostw świata, prosto z nich pojedziemy na zawody Pucharu Świata do Szwajcarii, potem do Austrii. Tak wygląda nasze życie, nasza bardzo ciężka praca. Przemieszczamy się jak cyrk objazdowy. Na szczęście możemy zapewnić zawodnikom optymalne warunki do treningów.
Tuż po igrzyskach i historycznym medalu Mai Włoszczowskiej wszystko nagle stanęło jednak pod znakiem zapytania. Spodziewał się Pan takiego scenariusza?
- W najczarniejszych snach nie. Byłem przekonany, że przede mną najspokojniejsza jesień, a okazała się najgorszą. Zamiast po wielu latach pojechać z rodziną na wczasy, biegałem od drzwi do drzwi, szukając sponsora. Dopiero w styczniu udało się dopiąć szczegóły, uratowaliśmy grupę, zaplecze, cały zespół ludzi. W innym wypadku wszystko mogło legnąć w gruzach.
Sukces Mai dodał skrzydeł?
- Pewnie. Wiemy, że możemy wygrać igrzyska w Londynie. Wcześniej chcemy zdobyć tęczową koszulkę mistrza świata. Do tej pory zawsze celowaliśmy w medal i zacząłem się zastanawiać, dlaczego ponad połowa ze wspomnianych 24 krążków była srebrna. Doszedłem do wniosku, że chyba dlatego, że celowaliśmy w medal, nie mistrzostwo. Teraz zmieniłem filozofię, mierzymy w złoto. A oczywiście Maja jest fantastyczną zawodniczką, ale nie tylko ona. Mamy w kadrze świetne dziewczyny - Anię, Magdę, Olę, pracujące ze mną od juniorek, nie tylko trenowane, ale i wychowywane, mentalnie przygotowywane do wielkiego kolarstwa. Po latach pracy z nimi mam dziś ten komfort, że nie muszę ich pilnować. Jak jadą do domu, jestem spokojny, że po godzinie 23.00 już śpią, dbają o dietę, odpoczynek, odnowę biologiczną. Są wyedukowane w każdym zakresie, dałbym sobie rękę uciąć, że zawsze i wszędzie prowadzą się dobrze.
Ale nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie trzeba było dać z siebie czegoś więcej. Wciąż szukacie rezerw, ostatnim pomysłem było optymalizowanie pozycji na rowerze w laboratorium w USA.
- Świat nie śpi, ciągle się rozwija, nie możemy stać w miejscu. Program treningowy, który dał Mai wicemistrzostwo olimpijskie, niekoniecznie musi się sprawdzić w przyszłości, dlatego musimy ciągle szukać czegoś nowego. Rezerw nie ma zbyt dużo, zostały szczegóły, niuanse, które jednak na najwyższym poziomie decydują o sukcesie. Temat pozycji na rowerze intrygował mnie już od lat, wyszukaliśmy najlepsze laboratorium na świecie, w którym optymalizowali je m.in. Lance Armstrong i grupa Discovery Channel. Pojechaliśmy tam, zrobiliśmy pomiary, wiemy, co było źle. Zmiany wprowadzimy zimą, w trakcie sezonu byłoby to nielogiczne. Teraz możemy podnieść siodełko o milimetr, dwa, ale nie więcej. Tymczasem okazało się, że Magda ma je centymetr za nisko. Co to może dać? Może o dwa procent większą szybkość, ale to i tak dużo. Naprawdę.
Ja swoim podopiecznym ciągle powtarzam na starcie: pojedź wszystko, na ile jesteś przygotowany, i dołóż od siebie jeden procent z rezerw potrzebnych do życia. Wtedy będzie dobrze.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-08-08

Autor: wa