Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Milczenie lepsze niż kompromitacja?

Treść

Tylko co drugi europoseł poważnie traktuje wyborców - wynika z sondy prowadzonej od ponad miesiąca przez "Nasz Dziennik" wśród reprezentantów naszego kraju zasiadających w Parlamencie Europejskim. Z prośbą o udzielenie informacji zwróciliśmy się do wszystkich 54 naszych przedstawicieli w PE (choć nie ze wszystkimi udało nam się nawiązać kontakt). Jednak zainteresowanych wypowiedzią na temat swojej pięcioletniej działalności było tylko 26 posłów. Z pewnością to milczenie nie jest przejawem skromności posłów. Chodzi więc o brak działań czy też obawę przed publicznym przecenieniem swojej roli w PE?

Zbliżający się koniec pięcioletniej kadencji w Parlamencie Europejskim wydawał się znakomitą okazją do podsumowania pracy polskich europarlamentarzystów w strukturach europejskich na rzecz Polski. Z pytaniem o to, co zrobili w tym czasie, zwróciliśmy się do 54 naszych eurodeputowanych, prosząc ich o krótką rozmowę na ten temat lub przesłanie odpowiedzi. Wprawdzie kilku posłów prośbę tę otrzymało dopiero w ubiegłym tygodniu, to jednak aż w 25 przypadkach nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi lub deklaracje udziału w sondzie zakończyły się na obietnicy oddzwonienia w "późniejszym terminie". A jeżeli dziennikarze mają problemy z kontaktem z posłami do PE, to tym bardziej wyborcy.
Kilkunastu posłów w ciągu ostatniego miesiąca w żaden sposób nie zareagowało na naszą korespondencję. Bardziej dziwi postawa tych, którzy za pośrednictwem pracowników swoich biur wyrażali chęć udziału w sondzie, jednak w praktyce - mimo składanych obietnic - nie skontaktowali się z "Naszym Dziennikiem" (jak Genowefa Grabowska czy Bogusław Sonik).
Największym rozczarowaniem sondażu okazał się Adam Bielan, pełniący także funkcję rzecznika PiS. Jego telefon komórkowy odbierany był wyłącznie przez asystentów, którzy zalecali wykonanie połączenia "za jakiś czas" - jednak wówczas telefon nie był już odbierany. Na prośbę kierowaną drogą elektroniczną poseł nie odpowiedział.
Doświadczenie uczy także, że liczni europosłowie są trudno dostępni w swoich biurach, na maile odpowiadają lub nie.
Mogliśmy liczyć na głosy posłów z Grupy UEN oraz IN/DEM, którzy z racji podejmowanych działań w zakresie obrony życia, starań o chrześcijański wymiar jednoczącej się Europy, dbający o sprawy polskiej wsi są dobrze znani Czytelnikom "Naszego Dziennika". Jednak zaproszenia na nasze łamy nie odrzuciło także kilku posłów wywodzących się ze środowisk centroprawicowych i lewicowych. Były premier Jerzy Buzek po kilku nieudanych próbach kontaktu telefonicznego dopilnował, by jego wypowiedź trafiła do redakcji pocztą elektroniczną.
Może nie mają wiele do powiedzenia
W ocenie dr. Witolda Landowskiego, politologa z Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, trudno jednoznacznie oceniać postawę europosłów wobec pytania o to, co w PE zrobili, bo pobudek, którymi mogli się kierować, jest wiele. - Być może taka postawa europosłów wynika z przypływu wewnętrznej szczerości i nie mają wiele do powiedzenia, wolą się nie chwalić - zastanawia się dr Landowski.
- Myślę, że politycy wyczuwają to, że ludzie coraz większą wagę przywiązują do czynów, a nie do słów czy deklaracji, i być może to stąd wypływa - dodaje politolog.
Ponadto europosłowie mogli obawiać się rozliczeń i weryfikacji rzekomych dokonań. Sprawy takie jak likwidacja polskich stoczni pozostawiły w społeczeństwie mocne piętno i zbyt wiele słów mogłoby zaszkodzić. - W przypadku osób ubiegających się o ponowny wybór do Parlamentu Europejskiego milczenie może nie dziwić, gdyż osoby te mają świadomość tego, co dzieje się w PE, jakie są jego kompetencje i jak to ciało spychane jest na boczne tory - dodał Landowski. Zauważył, iż prowadzenie kampanii w kraju, kiedy widać, że w praktyce w europarlamencie trudno dbać o interesy narodowe, że trzeba je uwzględniać w polityce całej frakcji, jest dość kłopotliwe. W ocenie dr. Landowskiego, politycy wyczuwają też pewien dyskomfort, bo czołowe państwa w UE coraz głośniej mówią o obronie swoich narodowych interesów, a taka sytuacja stwarza dylemat co do sposobu oceny działalności UE i taktyki na przyszłość. - W tym świetle politykom coraz trudniej zdecydować, jaka taktyka będzie lepsza - czy nadal być za integracją europejską, czy być za ratyfikacją traktatu lizbońskiego, tworzeniem superpaństwa europejskiego, czy też nie - dodał.
O tym, że nie na wszystkich polskich europosłów możemy liczyć, że polityka frakcji jest ważniejsza niż sprawy Polski, przekonaliśmy się na początku kwietnia, kiedy w Parlamencie Europejskim głosowana była poprawka dotycząca uczczenia wielkiego Polaka i patrioty - rotmistrza Witolda Pileckiego. Wówczas ideę, poza posłami UEN i IND/DEM, poparło zaledwie kilkoro polskich posłów należących do innych grup w PE. Później, po medialnej krytyce, posłowie EPP-ED, do której należą PO i PSL, tłumaczyli się "błędem technicznym" i dokonali korekty głosowania.
Marcin Austyn
"Nasz Dziennik" 2009-04-30

Autor: wa