Mistrzostwa Europy siatkarek
Treść
Polskie siatkarki pokonały wczoraj w Łodzi Belgijki i zachowały szanse awansu do najlepszej czwórki rozgrywanych w naszym kraju mistrzostw Europy. To dobra wiadomość, a bój o wszystko nasze panie czeka dziś. Rywalkami będą Rosjanki, które dotychczas nie poniosły w turnieju porażki.
Kiedy Polki wychodziły na parkiet, wiedziały doskonale, że nie będą sobie mogły pozwolić na chwilę słabości. Mecz z Belgijkami otwierał bowiem serię spotkań o wszystko, w których trzeba myśleć tylko i wyłącznie o najwyższych celach i zwyciężać. Tylko w ten sposób, podążając taką drogą, Biało-Czerwone mogły jeszcze marzyć o awansie do półfinału, a co za tym idzie - medalach. Kilka godzin przed meczem okazało się, że na trenerskiej ławce naszej drużyny nie zasiądzie Jerzy Matlak. Szkoleniowiec musiał zrezygnować z powodów osobistych, udał się do szpitala do chorej żony. W jego zastępstwie drużynę poprowadził asystent Piotr Makowski.
Zaczęło się źle, od prowadzenia rywalek 0:2. Potem pojedynek się wyrównał, ale szybko inicjatywę przejęły Polki. Przed pierwszą przerwą techniczną nasze panie wygrywały już 8:5 i to był początek ich świetnej serii. Belgijki kompletnie nie potrafiły sobie poradzić z kapitalnie serwującą Agnieszką Bednarek-Kaszą. Nie pomagały przerwy, o które prosił ich trener, po asie zawodniczki Muszynianki Polki uciekły na 13:5. Potem co prawda rywalki nieco straty odrobiły, lecz nie na tyle, by zagrozić Biało-Czerwonym. Nasze seta wygrały zdecydowanie, w dobrym stylu, imponując zagrywką, niezłym blokiem, atakiem. Słowem, tak poczynającą sobie drużynę oglądało się z przyjemnością.
Długo wydawało się, że nic się nie zmieni. W drugiej odsłonie Polki nadal spisywały się dobrze, od stanu 2:2 zdobyły cztery punkty z rzędu. Po chwili wygrywały 8:4 i kontrolowały sytuację na parkiecie. Niestety, nie pierwszy raz na tych mistrzostwach nasz zespół nagle stanął i zupełnie przestał się rozumieć. Pojawiły się błędy, na dodatek wśród rywalek wiatr w żagle złapała doświadczona Virginie de Carne. Zaczęła skutecznie atakować, znakomicie serwować, a Polki nie znajdowały antidotum. W pewnym momencie sytuacja wyglądała na opanowaną. Po autowej zagrywce Belgijki nasze objęły prowadzenie 18:16, za moment, po bloku Bednarek - 20:18. Ale do końca partii wywalczyły już tylko punkt...
W trzecim secie Polki wróciły na właściwe tory. Znów grały dobrze, znów imponowały, znów na ich twarzach pojawiał się uśmiech. A gdy się śmieją - znaczy, że jest dobrze. Do wyniku 11:11 Belgijki jeszcze jakoś się broniły, ale potem nasze dominowały już wyraźnie. Efektownie poczynała sobie Bednarek, postrach po drugiej stronie siatki wywoływały Barańska i Aleksandra Jagieło. Set padł oczywiście łupem Polek.
Czwarta partia od początku wyglądała bardzo optymistycznie. Nasze grały pewnie, zdecydowanie, na luzie. Owacje na trybunach wywoływały znakomite ataki Jagieło, piękne loby Barańskiej, przewaga rosła. Przy stanie 12:5 wydawało się, że jest już po sprawie, ale rywalki zdobyły kolejne trzy punkty. Na szczęście nie wybiło to Polek z rytmu, przeciwnie. Już do samego końca trwał koncert Biało-Czerwonych, które zdeklasowały Belgijki.
Dziś nasze zagrają kolejny mecz o wszystko, tym razem z Rosją. Muszą wygrać, to oczywiste, ale wyzwanie będzie wielkie. Polki chcą mu podołać, mocno wierzą, że może się udać.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-09-30
Autor: wa