Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Można wam tylko zazdrościć

Treść

Rozmowa z Janem Urbanem, wielokrotnym reprezentantem Polski, byłym piłkarzem m. in. Górnika Zabrze i hiszpańskiej Osasuny Pampeluna, obecnie trenerem Legii Warszawa Nie namęczyliście się specjalnie dzisiaj w meczu z Sandecją? - Trochę wysiłku chłopcy musieli jednak włożyć, by awansować do kolejnej rundy Pucharu Polski, a ja uspokoiłem się dopiero po strzeleniu przez Radovicia pierwszego gola. Szybko padły dwie następne bramki, które pozwoliły nam na spokojną grę po przerwie. Ale rzeczywiście, przyznaję, że po gospodarzach spodziewałem się nieco większego oporu. Chyba za bardzo się nas przestraszyli. Poczynali sobie zbyt asekuracyjnie. Oznacza to, że trener drużyny liderującej w ekstraklasie z pewnymi obawami oczekiwał na konfrontację z czwartoligowcami? - Przede wszystkim nie czwarto , lecz trzecioligowcami. Przecież w waszej drużynie wystąpili gracze z pierwszej drużyny. Poza tym, mając świadomość wartości mego zespołu, gdzieś w podświadomości kołatał się niepokój, by jakiś nieszczęśliwy splot okoliczności nie spowodował takiego blamażu Legii, jaki miał miejsce nie tak dawno temu w Sanoku. Tam zlekceważyliśmy rywala i skończyło się kompromitacją. Wiadomo, że zdecydowanie większą motywację do rywalizacji mieli gospodarze. Liczyłem się więc z tym, że będą gryźli ziemię. Walczyli, owszem, bardzo ambitnie. Umiejętności czysto piłkarskie wzięły jednak górę. Autorem jednego z goli dla Legii był sądeczanin, Maciek Korzym. Jak ocenia Pan jego postawę? - Maciek bardzo przeżywał występ w swoim rodzinnym mieście. Chciał z jak najlepszej strony zaprezentować się przed rodziną i dawnymi kolegami. Cel swój osiągnął, strzelił przecież gola, należał do najaktywniejszych graczy na boisku. O miejsce w ligowym podstawowym składzie Legii musi jednak jeszcze powalczyć. Pod swoją opieką ma Pan obecnie w Legii innych jeszcze młodych zawodników, wywodzących się z Sandecji... - Wiem, wiem. Kozub, Cempa i Zbozień grają na razie w Młodej Ekstraklasie, ale czynią stałe postępy i z uwagą przyglądam się ich rozwojowi. Zbozienia wziąłem nawet na towarzyski mecz z Osasuną Pampeluna. Nie wspomnę o Janczyku, który występuje obecnie w CSKA Moskwa. Od dawna ziemia sądecka postrzegana jest w Polsce jako wylęgarnia piłkarskich brylantów. Świadczy to tylko dobrze o pracy, jaką prowadzi się u was z młodzieżą. Naprawdę, jest wam czego zazdrościć. W ogóle, to reguła, że chłopcy, którzy zaczynają w skromnych miastach, trafiając do silniejszych klubów, nie mają wygórowanych żądań, za to ambicją przerastają swych rówieśników urodzonych w Warszawie, Krakowie czy Łodzi. Wiem coś o tym, ponieważ sam pochodzę z niedużego Jaworzna, a przygodę z piłką rozpocząłem w tamtejszej Victorii. Mówi Panu coś nazwisko Florian? Dawid Florian? - Przepraszam, ale nie bardzo kojarzę. To jeszcze jeden piłkarz, który z Sandecji trafił do ekstraklasy i próbuje przebić się teraz do składu Lecha Poznań. - No proszę, dał pan kolejny przykład potwierdzający postawioną przed chwilą tezę, że rodzą się u was piłkarskie talenty. W przypadku Floriana akurat nie u nas i do tego zmierzam. Otóż Dawid jest Pana krajanem. Pochodzi z Jaworzna, a jego pierwszym klubem była Victoria. - Naprawdę? Nie wiedziałem. Jak się nazywa ten chłopak? Florian? Będę od dzisiaj sprawdzał, czy strzela bramki dla Lecha. Czy w okresie zawodniczym miał Pan jakieś doświadczenia związane z Nowym Sączem? - Jest bardzo prawdopodobne, że jako piłkarz Victorii grałem kiedyś przeciwko Sandecji, i to na tym stadionie. Głowy sobie nie dam uciąć, ale obiekt wydaje mi się dziwnie znajomy. Pewne jest natomiast, że często, i to z wielką przyjemnością, przyjeżdżam do was na rybki. Wody w górskich potokach są na szczęście jeszcze czyste. ROZMAWIAŁ DANIEL WEIMER "Dziennik Polski" 2007-09-27

Autor: wa