Mur jak z "Zemsty"
Treść
Wczoraj rano wynajęci robotnicy zaczęli budować mur w przejściu między hotelem Panorama i restauracją o tej samej nazwie w Nowym Sączu. Taki jest finał trwającego od ponad roku sporu między właścicielami obu obiektów. Z samego rana pod hotel Panorama przy ul. Romanowskiego samochód ciężarowy przywiózł cegły, cement, wapno i piach. Po godz. 8 murarze wzięli się do robienia zaprawy, zasłonili przejście między hotelem i restauracją czarną folią i zaczęli je zamurowywać. Zgodnie z poleceniem właścicieli hotelu, mieli postawić mur nie tylko w przejściu na salę konsumpcyjną, ale i w drugim, nieco węższym, prowadzącym do restauracyjnej salki konferencyjnej. W ten sposób restauracja i hotel zostały odgrodzone. Teraz goście hotelowi, żeby korzystać z restauracji, muszą wyjść na ulicę i wchodzić do niej przez taras od strony Dunajca drzwiami frontowymi. Wcześniej mogli też skrótem obok salki konferencyjnej wyjść na parking do samochodu. Obecnie będą musieli robić kółko, wychodzić na zewnątrz na ulicę i obchodzić hotel. Podobnie goście restauracyjni, którzy po imprezach chcieliby wynająć pokój hotelowy, muszą sobie obecnie nadłożyć drogi. Bywalcy pewnie odczują te zmiany. Dla tych, którzy trafią tu pierwszy raz, po prostu nie będzie różnicy. Próby dojścia do porozumienia właściciela restauracji Panorama Mariana Oleksego oraz spółki KODA, której szefami są Andrzej Danek i Czesław Kosiński trwały kilkanaście miesięcy. Angażował się w nie jeszcze samorząd poprzedniej kadencji. Nie obyło się bez różnych złośliwości. W końcu spółka posiadająca hotel uznała, że dalsze prowadzenie rozmów ze stroną nie ma już sensu. Do akcji ruszyły kielnie. Po jednej stronie muru rezyduje obecnie restaurator z 25-letnim stażem, od 10 lat właściciel restauracji Panorama, mającej pond 40-letnią historię. Kiedyś należała do Powszechnej Spółdzielni Spożywców. To właśnie od PSS Marian Oleksy odkupił lokal. Po drugiej stronie muru stoi hotel Panorama, dobudowany w latach 70. do restauracji, który przejął jej nazwę. Należał najpierw do przedsiębiorstwa turystycznego "Poprad". Trzy lata temu został wystawiony na sprzedaż. Każdy mógł go nabyć, także Marian Oleksy. Ostatecznie kupili go dwaj znani sądeccy przedsiębiorcy. Z całą załogą, pakietem socjalnym dla pracowników. Właśnie upływa okres zobowiązań wynikających z tego pakietu. Na początku między hotelem i restauracją trwała równowaga interesów. Hotel nie inwestował w bazę kuchenną. Restauracja obsługiwała przyjezdnych gości wydając im posiłki. Miała z tego określone wpływy. Podobnie jak z własnego parkingu, zajmowanego przez hotelowych gości. Parking jest na gruntach, należących do restauracji, wewnątrz obiektów, gwarantuje bezpieczeństwo pozostawianych samochodów. Klienci restauracyjni zostawiają z reguły pojazdy na kilka godzin przed lokalem, lub na niestrzeżonym placu poniżej, nad rzeką. Porzekadło mówi, że jak nie wiadomo o co chodzi, to na pewno idzie o pieniądze. Hotel dysponuje w budynku wolną powierzchnią 150 metrów kwadratowych. Jego właściciele potrafią liczyć. Jeśli jest możliwość, by to miejsce zaczęło zarabiać, to czemu nie skorzystać? Tu nie przyjeżdżają wycieczki na tygodnie. Hotel ma gości konferencyjnych, szybko załatwiających na mieście interesy. Wstają rano, jedzą porządne śniadanie na miejscu i znikają. W ciągu dnia nie muszą tu wcale wracać na obiad. Mogą zjeść gdziekolwiek. Najważniejszym więc posiłkiem dla nich jest śniadanie. Czemu nie podawać go u siebie w hotelu? Postanowili więc otworzyć bufet śniadaniowy. To oczywiście godziło w interesy restauratora. Próby rozmowy z nim, by poprowadził taki bufet na zasadach dzierżawy nie powiodły się. Spółka KODA żałuje, bo właściciel restauracji miałby do dyspozycji własne bardzo dobre zaplecze kuchenne, a u nich do wykorzystania na podawanie posiłków całą powierzchnię 150 metrów. A tak hotel musi inwestować w zaplecze gastronomiczne, co pomniejszy salkę konsumpcyjną i w oczywisty sposób podniesie koszty. Właściciele hotelu nie chcą wywiadów. Najchętniej nie chcieliby żadnej wzmianki w prasie, bo - jak mówią - czytelnicy mogą całą ta aferę opacznie zrozumieć. - A tu nikt nikomu nie zamurowuje wejścia - tłumaczą - bo w dokumentacji nigdy go nie było. Ot, kiedyś grzecznościowo zrobiono je dla wygody obu stron. Marian Oleksy rozumie, że traci stałych porannych gości z hotelu na śniadaniach. To na pewno odbije mu się na wpływach. Dziś na co dzień w restauracjach tłumów nie ma. Żyją z weekendów, ze ślubów, studniówek, imprez jubileuszowych. Czy jest możliwe, by w zemście pozbawił hotelu miejsc parkingowych, za cenę utraty kolejnych dochodów? To raczej nie wchodzi w rachubę. Jest inne pytanie. Czy na tym parkingu samochodów w nocy nadal będą strzegły psy? Oczywiście jest to tańsze niż wynajmowanie stróża, wywołuje jednak w cywilizowanym świecie podobne opory, jak widok stawianego muru w przejściu bezpośrednio na eleganckiej marmurowej posadzce. Wojciech Chmura "Dziennik Polski" 2007-10-31
Autor: wa