Na pierwszym planie ofiary komunizmu
Treść
Z prof. Andrzejem Nowakiem, historykiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, rozmawia Marcin Austyn
Dobrze się stało, że obchody dwudziestej rocznicy pierwszych częściowo wolnych wyborów w powojennej Polsce zostały podniesione do tak wysokiej rangi?
- Data 4 czerwca 1989 roku kojarzy mi się bardzo dobrze, bo był to moment, w którym można było zagłosować przeciwko systemowi, który zniewalał Polskę przez 44 lata. Dlatego te wydarzenia wydawały mi się szczególnie ważne. Niestety, już 5 czerwca przyszły rozczarowania, które odebrały - z pewnością nie tylko mnie - dużą część entuzjazmu i radości, jakie odczuwałem dzień wcześniej. Potem przyszedł powrót do ewolucji PRL w PRL-bis i tej ewolucji, która trwa po dzień dzisiejszy, a która stopniowo, powoli, z nawrotami dawnych chorób, odsuwa nas od PRL. Mimo to 4 czerwca pozostanie dla mnie bardzo dobrym wspomnieniem - chwili, jak się wydawało, wolności.
W Pana ocenie, warto tę chwilę przypominać w kontekście międzynarodowym?
- Myślę, że tak. Próba skupienia uwagi świata zewnętrznego na polskim 4 czerwca 1989 r. nie jest niczym złym. Szczególnie że mamy do czynienia z oczywistą walką polityk historycznych o to, gdzie zaczął się kryzys systemu komunistycznego, o to, kto położył w rozmontowaniu tego systemu szczególne zasługi. W tym kontekście przypominanie głosu społeczeństwa polskiego z 4 czerwca 1989 r. wydaje mi się bardzo ważne.
Powstaje tu jednak zasadnicze pytanie: kogo tego dnia mamy honorować?
- Moim zdaniem, nasza pamięć powinna być poświęcona tym, którzy zapłacili najwyższą cenę za dojście do 4 czerwca. To tysiące ludzi, którzy zginęli, zostali zamęczeni przez system komunistyczny, na którego czele stali Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak i ich poprzednicy. Na pewno powinniśmy się też cieszyć z tego, że społeczeństwo wykazało się wówczas na tyle dużą aktywnością, by dać jej wyraz swoim głosem wyborczym, odsyłającym komunizm na śmietnik historii. Natomiast wydają mi się zupełnym nieporozumieniem głosy nawołujące do tego, by uczcić tych, którzy z powodów taktycznych i na rozkaz idący z Moskwy próbowali realizować scenariusz odgórnego wycofywania się z części systemu komunistycznego, tak jak to czynili Jaruzelski czy Kiszczak. Ich scenariusz, niestety, nie zakładał pełnej wolności dla Polski, ale na szczęście został on w dużej mierze podważony przez taką, a nie inną decyzję społeczeństwa. Przecież nie o to chodziło przy Okrągłym Stole Jaruzelskiemu, Kiszczakowi i ich mocodawcom, by społeczeństwo polskie uzyskało wolność. Jednak ono chciało uzyskać tę wolność i dało temu wyraz w wyborach.
Uroczystości próbuje się streścić w twierdzeniu, że "4 czerwca 1989 roku w Polsce skończył się komunizm"...
- Był to skrót myślowy, służący doraźnym celom propagandowym, który nie odpowiada prawdzie historycznej. Wychodzenie z komunizmu było procesem bardzo długotrwałym, ewolucyjnym, a nie rewolucyjnym. Dlatego trudno nam znaleźć jedną datę, która wyraziłaby najpełniej ten moment przełomu i przekonała wszystkich, że to właśnie był ten dzień, w którym nastąpiło "ostateczne rozliczenie". Można powiedzieć, że wychodzenie z komunizmu zaczęło się z chwilą śmierci Józefa Stalina 5 marca 1953 roku. To był pierwszy wielki kryzys tego systemu. Potem przyszedł rok 1956, przyszły symboliczne obchody milenium chrztu Polski, organizowane przez ks. kard. Stefana Wyszyńskiego i Kościół w Polsce. Pamiętamy rok 1978 i 1979 - wybór ks. kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową i jego pierwszą pielgrzymkę do Polski. Potem przyszedł sierpień 1980 roku. W tej perspektywie możemy zobaczyć 4 czerwca 1989 roku jako kolejną datę, o której warto pamiętać, ale która na pewno nie może rościć sobie pretensji do bycia absolutnie i nieodwołalnie datą końca komunizmu.
Trzeba pamiętać, że w dużej części scenariusz odgórnej "rewolucji" realizowany był z Moskwy i warszawskiego domu partii jako część programu Michaiła Gorbaczowa. W dużej mierze zakładał on konserwowanie elementów starego systemu zależności Polski od Moskwy. Systemu opartego już nie na czołgach, ale na uzależnieniu od dostaw surowców energetycznych i zależności Polski od siatki wpływu nomenklatury PRL-owskiej, która po likwidacji PZPR nie zaprzestała odgrywać kluczowej roli w świecie gospodarki, mediów, w świecie decydującym o tym, co się nazywa "ładem informacyjnym". Ten "ład" był jednak częścią planowanego i przeprowadzonego skutecznie procesu zapaści semantycznej w III RP, kiedy Jaruzelski został podniesiony do rangi autorytetu moralnego, człowieka honoru, a ludzie, którzy byli bohaterami "Solidarności", zostali odrzuceni na pobocze przemian, zapomniani i niejednokrotnie opluci.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-06-05
Autor: wa