Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nadzór był fikcją

Treść

Prokuratorski nadzór nad śledztwem dotyczącym porwania Krzysztofa Olewnika był fikcyjny, a niektórzy prokuratorzy nadzorujący okazali się wyjątkowo mało dociekliwi. Mówiła o tym wczoraj w Sejmie prokurator Danuta Bator, nadzorująca śledztwo z ramienia Prokuratury Krajowej. Była ona przesłuchiwana przez sejmową komisję śledczą do zbadania prawidłowości działań organów administracji rządowej w sprawie postępowań karnych związanych z uprowadzeniem i zabójstwem Krzysztofa Olewnika. Tym samym pani prokurator potwierdziła, że system wymiaru sprawiedliwości jest niesprawny.
Po zeznaniach policjantów i prokuratorów rejonowych i okręgowych prowadzących śledztwo po uprowadzeniu Krzysztofa Olewnika komisja śledcza przystąpiła do przesłuchań prokuratorów z Prokuratury Krajowej nadzorujących prowadzone postępowania.
Wcześniejsze przesłuchania policjantów i prokuratorów pokazały, że organy te wzajemnie się obwiniają o błędy, a przesłuchanie ojca zamordowanego, Włodzimierza Olewnika, wykazało, że rodzinie nie pomogli nie tylko funkcjonariusze organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości, ale również politycy. Rodzina zwracała się o pomoc do ministra spraw wewnętrznych Ryszarda Kalisza, wiceministra Andrzeja Brachmańskiego, kolejnych ministrów sprawiedliwości, w tym Grzegorza Kurczuka, Marka Sadowskiego i Andrzeja Kalwasa, koordynatora ds. służb specjalnych Zbigniewa Siemiątkowskiego, posła Andrzeja Piłata i nic nie wskórała.
Przesłuchanie prokurator Bator pokazało z kolei, że nadzór nad śledztwem był fikcją, ponieważ prokuratorzy nadzorujący sprawę z poziomu apelacji przesyłali notatki do organów nadzorczych na poziomie krajowym, ale prokuratorzy otrzymujący te notatki zajmowali się tylko ich analizą, w związku z czym - jak podkreślają posłowie - skoro pierwszy nadzór, apelacja, źle funkcjonował, to również wyższy poziom, Prokuratura Krajowa, nie mógł pracować sprawnie. Dlatego nie zauważano ani błędów, ani nieprawidłowości w śledztwie.
Danuta Bator nie pamiętała wielu szczegółów. Podkreśliła, że w śledztwie brak było koncepcji co do podejmowania kolejnych czynności procesowych, a prokurator prowadzący nie nadzorował pracy policji, nie przesłuchiwał świadków, nie analizował poczynionych ustaleń, nie aktualizował planu czynności śledczych. Brano pod uwagę dwie wersje śledcze: uprowadzenie i samouprowadzenie. Bator uznała, że w pewnym momencie śledztwo "zamarło". Według niej, problemem była przewlekłość śledztwa i brak ogólnej koncepcji jego prowadzenia, natomiast prokurator nie miała sygnałów o nieprawidłowościach w nim się pojawiających.
Danuta Bator wyjaśniała także, że po zapoznaniu się z aktami śledztwa, które nadzorowała od listopada 2002 do kwietnia 2004 roku, sporządziła notatkę służbową, w której użyła określenia "sprawa o wyjątkowo skomplikowanym charakterze". Poseł Zbigniew Wassermann (PiS) pytał, czy w związku z tym sprawa nie powinna była być skierowana do specjalnych wydziałów prokuratorskich i policyjnych, a nie pozostawać na poziomie niższych szczebli organów ścigania. Bator stwierdziła, że trudno odnieść się jej do tego zagadnienia, i nie potrafiła odpowiedzieć, czy sprawa powinna być rzeczywiście przeniesiona.
Zeznający także wczoraj Maciej Florkiewicz, również jeden z prokuratorów nadzorujących sprawę porwania Krzysztofa Olewnika z ramienia Prokuratury Krajowej, zeznał, że w sprawie tej były same problemy i wiele niewyjaśnionych okoliczności, zarówno ze strony pracy prokuratorów, jak i policji, a zagadką było także pojawienie się w śledztwie firmy detektywistycznej Krzysztofa Rutkowskiego.
Przed komisją ma być przesłuchany również Jacek Krupiński, wspólnik Krzysztofa Olewnika, który jest podejrzany o współudział w porwaniu i w związku z tą sprawą przebywał w areszcie od lutego do sierpnia br. Terminu przesłuchania jeszcze nie ustalono.
Uprowadzenie Krzysztofa Olewnika nastąpiło w październiku 2001 r., a zamordowano go we wrześniu 2003 roku. Po uprowadzeniu śledczy zlekceważyli wiele śladów, które mogły uratować życie porwanego. Z akt śledztwa wynika, że nie przesłuchano np. osoby, która sprzedawała telefon komórkowy sprawcom zbrodni. Dokonano tego dopiero po 5 latach. Z kolei w styczniu 2003 r. śledczy otrzymali anonim z nazwiskami sprawców uprowadzenia i prawdopodobnym miejscem przetrzymywania ofiary, ale nie podjęli czynności operacyjnych.
Paweł Tunia
"Nasz Dziennik" 2009-09-17

Autor: wa