Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Najlepiej wychodzi im promocja

Treść

Upływające dwa lata rządów koalicji PO - PSL to czas stracony, który upłynął pod znakiem promocji Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska jako przyszłego prezydenta. Rząd w tym czasie właściwie nie zrealizował żadnego z ważnych projektów, co więcej - zrezygnował z wielu dobrych inicjatyw swoich poprzedników. Coraz gorzej dzieje się w służbie zdrowia, wojsku, a prywatyzacja stoczni zakończyła się ich upadkiem. Sukcesów próżno też szukać w Ministerstwie Sprawiedliwości - chyba że uznamy za nie rekordową liczbę zmian na stanowisku szefa resortu.
Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Aleksander Szczygło, oceniając rządy koalicji PO - PSL w Ministerstwie Obrony Narodowej, twierdzi, że zmiany, jakich dokonał minister Bogdan Klich, były podporządkowane interesom wyborczym Donalda Tuska. - Chodzi mi tu o proces profesjonalizacji armii. Powinien on być rozłożony w czasie. Ponadto wymaga odpowiedniej ilości pieniędzy. Niestety, nie można tych dwóch lat zaliczyć do udanych, bo nigdy decyzji związanych z obronnością państwa nie można podporządkowywać interesom politycznym, a tutaj tak się stało - ocenił. Tymczasem w wojsku brakuje środków na uzbrojenie, a resort boryka się z gigantycznymi cięciami. - Przypomnę tylko, że w tym roku, łącznie z zobowiązaniami ubiegłorocznymi, jest to ponad 5 mld zł, czyli 22 procent budżetu resortu - dodał Szczygło. Platforma nie może pochwalić się też dobrą polityką kadrową, która zaowocowała odejściami oficerów. - Te dwa lata to zapaść finansowa i zerwane zaufanie między wojskowymi a cywilnym zwierzchnictwem nad siłami zbrojnymi - ocenia Jerzy Szmajdziński (LiD), były minister obrony. Także on uznał, że PO przyjęła błędną dyrektywę polityczną mówiącą o zbudowaniu profesjonalnej armii do roku 2010. - Mamy siły zbrojne, które szkolą się głównie w czasie przygotowań na kolejne misje w Afganistanie. Sporo jednostek jest pustych po wyjściu żołnierzy poborowych, bo ze względów finansowych do korpusu nie przyjmuje się szeregowych zawodowych - dodał.
Sukcesami nie może pochwalić się także resort zdrowia. Ewa Kopacz miała być symbolem zmian w jakości działania polskiej opieki zdrowotnej - sztandarowe ustawy ministerstwa z uwagi na błędne założenia trafiły do kosza, a pacjenci muszą czekać w coraz dłuższych kolejkach. - Obietnice zmian w resorcie zdrowia były olbrzymie, a to, że będziemy leczyć się bez kolejek, że będą bardzo dobrze zarabiający lekarze i pielęgniarki, że będą zwiększone nakłady na ochronę zdrowia, to wszystko pozostało w sferze obietnic - wylicza Bolesław Piecha (PiS), były wiceminister zdrowia. W jego ocenie, także przygotowanie Polski do walki z tzw. świńską grypą jest słabe, gdyż niezależnie od społecznej oceny skuteczności szczepionek należało zaoferować obywatelom możliwość szczepień.
Zdaniem posła, jednym z nielicznych osiągnięć resortu jest to, że Kopacz udało się lepiej zapłacić za rezydenturę lekarzom, którzy się specjalizują. - Dobrze, że zarabiają więcej, źle, że nic się nie zmieniło w specjalizacjach i nadal trudno ją zrobić, a wiemy, że specjalistów nam brakuje i tworzy się ogromna dziura pokoleniowa - dodał. Piecha ocenił, że ostatnie dwa lata były wypełnione ideologią i marketingiem politycznym, a zabrakło normalnego działania.
Równie krytycznie o resorcie kierowanym przez Ewę Kopacz wypowiadał się Marek Balicki (LiD), były minister zdrowia. - Sukcesów tego rządu wiele nie było i dotyczą one tych spraw, które są kontynuacją projektów rozpoczętych przez poprzednie rządy. Dobrze się stało, że została uchwalona ustawa o Narodowym Programie Ochrony Zdrowia, ale ona została przygotowana przez rząd PiS. Dobrze, że jest realizowany narodowy program zwalczania hemofilii, ale był on przygotowany w czasie, kiedy jeszcze ja byłem ministrem zdrowia - ocenił.
Jak podkreślił Balicki, porażką jest fakt, że stan służby zdrowia po dwóch latach rządów PO - PSL jest groszy niż dwa lata temu. - Dzisiaj szpitale przestają przyjmować pacjentów w trybie planowym, kolejki się wydłużają, w szpitalach jest coraz większy tłok. Jest gorzej, niż było dwa lata temu, a przecież podstawową miarą jest to, co pacjent ma ze zmian w funkcjonowaniu systemu opieki zdrowotnej. Przyszły rok będzie jeszcze trudniejszy, bo szpitale otrzymają o 10 procent mniej pieniędzy - dodał. W ocenie Balickiego, szpitale miały być przekształcane, ale uchwalono ustawę, która była nie do przyjęcia, bo zakładano w niej, że szpitale miały działać dla zysku. Także "plan B" okazał się "niewypałem", ponieważ samorządy nie są zainteresowane przekształcaniem szpitali w spółki. - Narodowy Fundusz Zdrowia nie został zdecentralizowany, koszyk świadczeń gwarantowanych okazał się fikcją, bo pacjent nic z tego nie ma, a kolejki rosną. Na dodatek w koszyku jest mnóstwo błędów uzupełnianych przez NFZ na skróty. Nie ma też ubezpieczeń dodatkowych - wyliczył Balicki.
Najlepiej wychodzi karuzela stanowisk
Sukcesów na próżno szukać w resorcie sprawiedliwości. Ministerstwo nie przeprowadziło poważnych reform, a system sprawiedliwości nie działa lepiej niż dwa lata temu. - Najlepiej o chaosie w resorcie sprawiedliwości świadczy fakt, że w ciągu ostatnich dwóch lat stanowisko ministra sprawiedliwości pełni już trzecia osoba - ocenił Zbigniew Ziobro, europoseł PiS, były minister sprawiedliwości. W jego ocenie, minister Zbigniew Ćwiąkalski zaniechał wielu ważnych projektów poprzedników, które miały poprawić funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości. - Na przykład nagrywanie rozpraw. Był przygotowany przetarg, były przepisy prawne, które miały zagwarantować nagrywanie wszystkich rozpraw, tak by nie sporządzać od razu protokołu. Rozprawy toczyłyby się szybciej, a nagranie gwarantowałoby, że w protokole nie dojdzie do manipulacji. To także większa kultura uczestników rozpraw, którzy mając świadomość, że są nagrywani, ważyliby swe zachowania - ocenił Ziobro. Zauważył, że niepotrzebnie zrezygnowano z projektu sądów 24-godzinnych. - Został on porzucony, a jak wskazują statystyki, to te sądy doprowadziły do spadku o prawie 40 tys. wypadków powodowanych przez pijanych kierowców. Kiedy sądy przestały działać, liczba takich zdarzeń wzrosła - zaznaczył Ziobro. Platforma niepotrzebnie przedłużała otwarcie zawodów prawniczych, które doszło do skutku dopiero po objęciu stanowiska przez Andrzeja Czumę. Mało sprawnie idzie także informatyzacja wymiaru sprawiedliwości, która miała być prowadzona na większą skalę. Ponadto w prawie karnym zrezygnowano ze zmian mających zapewnić skuteczniejszą walkę z przestępczością zorganizowaną. - Prokuratury straciły impet, wiele spraw zostało umorzonych, jeżeli patrzeć na przestępczość zorganizowaną, mafijną, korupcyjną. Groźni, skorumpowani ludzie wychodzą na wolność, tymczasem resort chwali się sukcesami w drobnych sprawach - dodał Ziobro.
Pomysły skończyły się po objęciu stanowiska
W ocenie Pawła Poncyljusza (PiS), wiceministra gospodarki w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, koalicja PO - PSL doprowadziła niemal do zaniku aktywności resortu gospodarki kierowanego przez Waldemara Pawlaka (PSL). - Dobrze, że nie popsuto tego, co zostało przygotowane przez rząd PiS, że kontynuowane są inwestycje gazowe (terminal LNG w Świnoujściu i rurociąg do Norwegii), a także, że w energetyce podtrzymano kierunek budowy silnych firm energetycznych - ocenił Poncyljusz. Jak zaznaczył, resort gospodarki obecnie w ogóle nie istnieje, jeśli chodzi o inicjowanie działań w zakresie przedsiębiorczości. - Adam Szejnfeld (PO) zanim został wiceministrem gospodarki, "tryskał pomysłami" w zakresie promocji polskiej przedsiębiorczości za granicą. Kiedy trafił do ministerstwa, zapomniał o tym pomyśle - dodał. Jak zauważył Poncyljusz, w ostatnich latach branża górnicza została całkowicie podporządkowana prezesom spółek węglowych i w rządzie nikt nie panuje nad tym sektorem. W ocenie posła, tak nie powinno być, bo górnictwo potrzebuje nadzoru. Poncyljusz krytycznie ocenił też politykę gazową rządu. - Mam wrażenie, że Ministerstwo Gospodarki jest częścią Gazpromu. Podpisanie ostatniej umowy na dostawy gazu jeszcze długo będzie się Polsce odbijało czkawką. Jeśli mamy zamiar zbudować terminal LNG, mamy szansę na rurę norweską, jeśli zwiększamy wydobycie, to po co na długi czas wiązać się z Rosjanami na 11 mld m sześc. gazu rocznie, przy utrzymaniu formuły "bierz albo płać"? Musimy zapłacić za 11 mld m sześc. gazu, nawet jeśli tyle nie odbierzemy - dodał.
Jak zauważył Poncyljusz, resort gospodarki całkowicie przerzucił na barki resortu skarbu problem stoczni. - Przypomnę, że PO zarzucała nam, że źle zarządzamy stoczniami, ale to za naszych czasów udało się sprywatyzować Stocznię Gdańsk, która dziś funkcjonuje. PO nie dość, że nie potrafiła sprywatyzować zakładów w Gdyni i Szczecinie, to doprowadziła do realnego ich upadku i kilka tysięcy ludzi idzie na bruk, bez większych perspektyw - dodał. Z pewnością sprawa stoczni i sposób, w jaki urzędnicy chcieli doprowadzić do ich sprzedaży katarskiemu inwestorowi, należy do faktów kompromitujących resort skarbu.
Co ciekawe, w obliczu kryzysu rząd dzięki swojej bezczynności i brakowi zdecydowania utrzymał gospodarkę w stosunkowo dobrej formie. - Liczby dla Polski są korzystne, ale pozostaje wątpliwość, na ile jest to zasługa dobrej koniunktury z lat poprzednich i rozpędzenia gospodarki, a na ile zasługa rządu, który przecież nie pokazał konstruktywnych działań na przyszłość, nie znalazł lekarstwa na bolączki naszej gospodarki - ocenił Poncyljusz. Jego zdaniem, rząd PO - PSL to rząd stagnacji i "nierobienia żadnych ruchów, by nikogo nie zrazić z nadzieją na rewanż w wyborach 2010 roku".
Nie wykorzystują unijnych funduszy
Zdecydowania brakuje też w Ministerstwie Infrastruktury, które wprawdzie podejmowało projekty poprzedników, ale miało problem z pełnym wydatkowaniem dostępnych funduszy. - Rząd wykazywał tempo na poziomie 50-60 procent założonych harmonogramem drogowych planów inwestycyjnych - ocenił Jerzy Polaczek (Polska Plus), były minister transportu. Według niego, dwa ostatnie lata to spadek kondycji spółek kolejowych, mimo ich oddłużenia przygotowanego przez poprzedni rząd, oraz stagnacja w lotnictwie. - Symbolicznym wydarzeniem jest 0 zł w projekcie budżetu na przyszły rok w krajowym funduszu mieszkaniowym. Tu zostały spełnione obietnice premiera Tuska z exposé, w którym nic nie mówił o budownictwie społecznym, i pieniędzy - tak jak obiecał - nie będzie - dodał Polaczek. "Leży" także sztandarowy projekt rządu, jakim są drogi na Euro 2012. W ocenie byłego ministra, gdyby porównać deklaracje PO z praktyką, to jest tu "potężny rozdźwięk". W 2008 roku udało się wykorzystać ok. 70 proc. dostępnych środków, a w bieżącym roku - nieco ponad połowę. - Tempo prac jest niewystarczające i to wywoła potężne napięcia budżetowe w latach 2011-2013. Nie uzyskuje się wcześniej zwrotów ze środków unijnych i to stwarza zagrożenie na najbliższe lata. To jest bomba, która tyka - dodał.
Wielu Polaków źle ocenia rząd Donalda Tuska. Wyrazem tego było ponad 33 tysiące podpisów zamieszczonych na naszych łamach w związku z akcją "Przestańcie
szkodzić Polsce".
Marcin Austyn
"Nasz Dziennik" 2009-11-16

Autor: wa