Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie dać się zepchnąć do defensywy

Treść

Afera hazardowa zaskoczyła Platformę Obywatelską, ale Donald Tusk i jego otoczenie chcą szybko przejąć inicjatywę i osłabić uderzenie, jakie na nich spadło. - Jeśli będzie trzeba, Tusk poświęci nie tylko Chlebowskiego, Drzewieckiego, może i Szejnfelda, ale także innych posłów, którzy mogli mieć coś wspólnego z ustawą o grach hazardowych - powiedział nam jeden z prominentnych polityków Platformy. Premier chce szybko zakończyć aferę, bo wie, że im dłużej będą się nią zajmowały media, tym gorsze będą jego szanse wyborcze w 2010 roku, a rok później PO może z kretesem oddać władzę, tak jak kilka lat temu spotkało to SLD skompromitowane po aferze Lwa Rywina.
W ostatnich dniach przeprowadziliśmy szereg rozmów z posłami i senatorami PO oraz politykami tej partii spoza parlamentu. Niemal wszyscy byli kompletnie zaskoczeni wybuchem afery hazardowej, afery, która ma największy ciężar gatunkowy spośród wszystkich, jakie dotknęły rząd Donalda Tuska i koalicję PO - PSL. Politycy Platformy mają świadomość, że przy niej blaknie choćby załatwianie ustawy stoczniowej "pod siebie" przez byłego senatora PO Tomasza Misiaka. To zaskoczenie widać było zwłaszcza w czwartek, gdy cała Polska dowiedziała się o tym, że przy ustawie "grzebali" dwaj prominentni ludzie Platformy: szef klubu parlamentarnego Zbigniew Chlebowski i minister sportu Mirosław Drzewiecki. Nasi rozmówcy są przekonani, że obaj zostaną przez Tuska poświęceni "dla dobra partii i rządu". - Zbyszek, co było widać w czwartek na jego konferencji prasowej, został pozostawiony sam sobie. Jego nieudolne wypowiedzi, plątanie się "w zeznaniach" wynikały z tego, że nie mógł liczyć choćby na pomoc naszych pijarowców, musiał sobie radzić sam. Podobno Tusk tego zabronił, bo szef klubu miał się wybronić sam, ale się nie wybronił - mówi o Chlebowskim jeden z jego klubowych kolegów. - Ministrowi Drzewieckiemu w sobotę rozmowa z mediami poszła lepiej o tyle, że był spokojniejszy, jakby pewniejszy siebie, ale przecież i tak nie przekonał ludzi o swojej niewinności - dodaje nasz rozmówca.
Politycy PO spodziewają się, że tym razem polecą głowy, i to prominentnych działaczy, którzy okażą się zamieszani w prace nad ustawą po stronie firm hazardowych lobbujących za usunięciem z ustawy dopłat, które miały być przeznaczone na inwestycje sportowe, a liczono je w setkach milionów złotych. - Tusk jest wściekły, bo wie, że to może się dla nas skończyć tak samo jak dla SLD afera Rywina, jeśli sprawa nie zostanie szybko wyjaśniona i zamknięta. Dlatego bardzo realne jest odwołanie we wtorek ministra Drzewieckiego, jeśli przyniesie to nam określone korzyści polityczne - twierdzi członek władz krajowych PO. - Chodzi nie tylko o kampanię prezydencką, ale wybory samorządowe w 2010 roku, a potem wybory parlamentarne w 2011 roku. Mamy prawo obawiać się o wynik tych elekcji, więc na pewno większość posłów i senatorów oraz działaczy w terenie: prezydentów, burmistrzów i radnych poprze Tuska, jeśli będzie robił czystki w Platformie i rządzie po to, aby nas uratować przed porażką. To powinna być normalna reakcja - wyjaśnia. A premier może mieć pełne ręce roboty, bo nikt nie potrafi powiedzieć, ilu polityków PO mogło być zamieszanych w lobbing przy ustawie.
Po pierwszych ciosach PO zdaje się dążyć do przejęcia inicjatywy i osłabienia razów zadawanych przez opozycję. Tusk odrzucił pomysł powołania komisji śledczej. Premier woli, aby nad śledztwem miała pieczę prokuratura kontrolowana przez ministra sprawiedliwości. Ponadto szef rządu i inni politycy Platformy starają się wskazywać na drugie dno afery: wiedzą, że udziału ich ludzi przy pisaniu ustawy nie da się ukryć, dlatego podnoszony jest argument nie tylko o politycznym wykorzystywaniu przez opozycję afery hazardowej, ale także o politycznym skrzywieniu Centralnego Biura Antykorupcyjnego. - Nie mogę pozwolić, aby urzędnicy pracujący w moim rządzie zachowywali się w sposób dwuznaczny. Ale równocześnie nie mogę i nie dopuszczę do tego, aby w moim rządzie CBA było narzędziem w walce politycznej w rękach jednej z partii politycznych - grzmiał w sobotę premier, sugerując oczywiście, że CBA kierowane przez Mariusza Kamińskiego wykonuje jakieś polecenia PiS.
Ale premier musi być ostrożny, bo Polacy na razie mu nie ufają. Świadczy o tym choćby sondaż, jaki w sobotę opublikowały "Wiadomości" TVP. Wynika z niego, że aż połowa Polaków jest przekonana, iż rząd chce zamieść aferę pod dywan. I ewentualna dymisja dla Mariusza Kamińskiego byłaby tego najlepszym dowodem. - Tusk Kamińskiego teraz nie odwoła, ale dyskredytowanie jego osoby ma pomóc w odebraniu sprawy Biuru i oddanie jej całkowicie prokuraturze i np. Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego - usłyszeliśmy od posła PO.
Zły Chlebowski, a dobry Kapica
Inny sposób radzenia sobie z kryzysem polega na szukaniu przez Platformę pozytywnych postaci zaangażowanych w prace nad ustawą hazardową. PO nie może zaprzeczyć udziałowi swoich najważniejszych działaczy w aferze, ale i w tym momencie próbuje stępić ostrze afery. Teraz intensywnie będzie lansowana teza, że tylko garstka ludzi lobbowała za przepisami korzystnymi dla sektora hazardu. Dlatego próbuje się eksponować wiceministra finansów Jacka Kapicę, który sprzeciwiał się skreśleniu z projektu ustawy dopłat na inwestycje sportowe. Dowodem na to jest ujawnienie przez kancelarię premiera notatki Kapicy, który wskazywał na to, że o zniesienie dopłat wnioskował wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld (PO). - Chlebowski, Drzewiecki, teraz Szejnfeld. Kto jeszcze był zamieszany w lobbowanie na rzecz przedsiębiorców z branży hazardowej? - pyta Mariusz Błaszczak, rzecznik prasowy PiS. - Są w Platformie ludzie, którzy bardzo dobrze zachowali się podczas prac nad ustawą, i do takich osób na pewno należy wiceminister Jacek Kapica - odpowiada mu poseł Jarosław Gowin, wskazując niejako kierunek części działań propagandowych PO i rządu w celu zatarcia złego wrażenia, jakie wywołała afera.
Co zrobią PSL i media?
Ból głowy ma Platforma nie tylko ze swoimi członkami. Tusk się obawia, że aferę po swojemu może wykorzystać PSL. Ludowcy nie tylko będą chcieli jak najbardziej "odseparować się" od afery, być od niej najdalej, ale przy okazji będą trochę szczypać Tuska, aby wygrać kilka spraw, na których im zależy. Waldemar Pawlak już kilka razy pokazał, że potrafi wykorzystywać takie okazje do wzmocnienia pozycji swojej partii w koalicji. W skrajnym przypadku, jeśli afera hazardowa przybrałaby taki obrót, który spowodowałby drastyczny spadek poparcia dla rządu i PO, ludowcy mogą nawet zerwać koalicję rządową, zmuszając Platformę do rządzenia w mniejszości, bo wtedy raczej nikt nie poda Tuskowi pomocnej dłoni.
- Ale prawdziwym problemem byłaby dla nas utrata poparcia w mediach - przyznaje osoba z kierownictwa PO. - Jeśli największe gazety, stacje radiowe, telewizyjne będą drążyć aferę i nas ostro atakować, wtedy na pewno nasze sondaże polecą gwałtownie w dół i o wygraniu wyborów będzie można zapomnieć - wyjaśnia.
I nie jest to nic odkrywczego, bo przecież "salon" i posłuszne mu media potrafiły zwinąć swego czasu parasol nad Unią Wolności i SLD i przerzucić swoje poparcie na Platformę Obywatelską. Jeśli teraz PO wpadnie w tarapaty, szybko może odczuć zmniejszenie sympatii mediów. Oczywiście, nie skorzysta na tym PiS, już prędzej pewne korzyści może odnieść SLD, ale możliwe jest także, iż media zaczną silnie promować np. Stronnictwo Demokratyczne. I nie ma znaczenia, że SD ma teraz nikłe poparcie, bo dzięki skutecznej kampanii partia Piskorskiego i Olechowskiego szybko może stać się partią "nowoczesną, europejską, partią ludzi młodych". Platforma boi się takiego scenariusza i dlatego Tusk będzie robił wszystko, aby nie utracić kontroli nad wydarzeniami, bo walczy o swoją polityczną przyszłość.
Krzysztof Losz
"Nasz Dziennik" 2009-10-05

Autor: wa