Nie oceniono dowodów
Treść
Z mecenas Krystyną Kosińską rozmawia Krzysztof Losz Sąd nie przedstawił pełnego uzasadnienia wyroku. Jest Pani tym zaskoczona? - Zdziwiona jestem brakiem odniesienia się sądu do materiału dowodowego zgromadzonego podczas procesu. Sąd nie odniósł się do materii dowodowej przedstawionej przez wydawcę "Naszego Dziennika" i redaktora naczelnego gazety. Ustne uzasadnienie tego wyroku jest bardzo ogólne i sąd nie przedstawił swoich ustaleń, na których oparł swe rozstrzygnięcie. Mamy wyrok, ale nie wiemy, czym się kierował sąd? - Tak, bo sąd nie dokonał oceny dowodów w sprawie. Myśmy przecież dowodzili, że oceny zawarte w artykułach w "Naszym Dzienniku" odnosiły się do stanu faktycznego, a krytyczne opinie i oceny były uprawnione. Sąd stwierdził, że zarzut kłamstwa obejmuje zarzut świadomego działania, pozwani zaś nie udowodnili, że istnieją podstawy do takich określeń. Naszym zdaniem, wykazaliśmy, że pani Czaczkowska, po pierwsze, nie znała materiałów, na których miała się opierać przy pisaniu tekstu o księdzu arcybiskupie. Mówiła, że brała pod uwagę materiały archiwalne IPN dotyczące arcybiskupa dostępne w internecie, ale gdy na rozprawie został okazany ten materiał, pani Czaczkowska zachowywała się tak, jakby widziała go pierwszy raz, nie umiała się tymi dokumentami posługiwać i nie wskazała żadanego dokumentu, na którym oparła swoją informację. Jako historyk z wykształcenia dziennikarka "Rzeczpospolitej" miała większą świadomość i wiedzę, że takie dokumenty należy zbadać pod względem autentyczności i wiarygodności. Na przykład brak dokumentów podpisanych imieniem i nazwiskiem arcybiskupa to istotna wątpliwość nakazująca poddanie dokumentów badaniu na ich wiarygodność. Co wymaga oczywiście odpowiedniego procesu i czasu. Nie wiemy też, jak sąd ocenił fakt, iż rzecznik praw obywatelskich zaprzeczył w tym procesie, by powołał komisję celem zbadania dokumentów IPN dotyczących arcybiskupa. Uważamy, że wykazaliśmy, iż krytyka zawarta w publikacjach "Naszego Dziennika" była dopuszczalna i uzasadniona interesem publicznym. Tymczasem nie wiemy, jak sąd ocenił przedstawione przez nas te i inne dowody na okoliczność braku rzetelnego zebrania i wykorzystania materiału dziennikarskiego przez dziennikarkę "Rzeczpospolitej". Można odnieść wrażenie, że sąd po prostu nie chciał zrobić "krzywdy" znanej dziennikarce, laureatce nagród, jak choćby nagrody im. bp. Jana Chrapka "Ślad"... - Ja bym może nie w ten sposób patrzyła na ten proces, ale uderzająca jest inna kwestia. Zdaniem wielu prawników, błędem było powierzenie orzekania w sprawach tak ważnych, jak o ochronę dóbr osobistych, jednoosobowym składom sędziowskim. Celowe byłoby rozważenie przywrócenia orzekania przez składy trzyosobowe, a najlepiej trzech sędziów zawodowych, kiedy to suma ich doświadczeń zawodowych i życiowych daje możliwość uniknięcia istotnych błędów. W znaczący sposób może wpłynąć na zmniejszenie zaskarżalności orzeczeń w tych sprawach. Z Pani słów wynika, że przygotowana zostanie apelacja od wczorajszego wyroku? - Tak, czekamy tylko na pisemne uzasadnienie wyroku sądu okręgowego, bo dopiero na jego podstawie można składać odwołanie do sądu wyższej instancji. Ten proces to kolejny przykład zastępowania polemiki, dyskusji na łamach mediów pozwami sądowymi, w czym celuje ostatnio choćby Adam Michnik, pozywający swoich krytyków do sądu... - Nie mogą wyroki sądowe zastępować polemiki. Pani Czaczkowska uniknęła polemiki z treściami, jakie były w "Naszym Dzienniku", i skierowała sprawę do sądu, zamiast wykorzystać łamy swojej gazety, podjąć trud obrony swoich racji, wykazać, że miała podstawy do takich twierdzeń i opinii. To niebezpieczne zjawisko, bo ogranicza debatę publiczną w ważkich sprawach i w rzeczywistości nakłada cenzurę na wypowiadanie określonych poglądów i opinii. Czy może to dominująca poprawność polityczna, która się rozpowszechnia we wszystkich instytucjach państwowych? - Oczywiście poprawność polityczna jest zjawiskiem szkodliwym i nie można powiedzieć, czy to kryterium było jakoś uwzględniane przez sąd. Niewątpliwie jest szokujące, że sąd nie dążył wszelkim środkami do ustalenia prawdy materialnej, bowiem nie dopuścił zgłoszonego przez pozwanych dowodu z akt postępowania karnego prowadzonego przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie w sprawie fałszowania dokumentów IPN dotyczących arcybiskupa Wielgusa. Być może wskazałoby ono, jak należało poprawnie czytać te materiały, opublikowane w styczniu 2007 r. w internecie, a więc na czym wówczas miała polegać rzetelność dziennikarska pani Czaczkowskiej i czy ta wiedza doprowadziłaby do zupełnie innych ocen niż te, których dokonała. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-10-03
Autor: wa