Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Oni są z nami

Treść

Ludzie odchodzą, przemijają, a ja wciąż jestem, żyję, pracuje, doświadczam różnych chwil. Czasami rodzi się niepokój, gdy uświadamiam sobie, że z całej rodziny jako jedyny jeszcze wędruję przez życie ku mecie, którą jest zmartwychwstały Jezus Chrystus. Odwiedzając groby swoich bliskich, oderwijmy wzrok od ziemi, myślą i sercem przenieśmy się do niezliczonej rzeszy przyjaciół Chrystusa, oglądać tamten świat, o którym Jan Ewangelista mówi: "zobaczyłem ogromny tłum, którego nikt nie mógł policzyć, z wszystkich narodów, pokoleń, ludów i języków. Stali przed tronem i przed Barankiem ubrani w białe szaty, a w rękach trzymali palmy." (Ap 7,9). To tacy sami ludzie jak my. Chorowali na te same choroby, znosili te same dolegliwości, narażeni byli na te same pokusy. A jednak czymś się różnili - byli w pełni zaangażowani w chrześcijaństwo. Jeżeli kochali Boga, to kochali bez zastrzeżeń, bez ograniczeń. Jeśli się modlili to tak jak Chrystus - całą swoja istotą. Ich chrześcijaństwo to realizowanie zasady św. Pawła: "Dla mnie bowiem życie to Chrystus, a śmierć to zysk" (Flp 1,21). Gdy zachodziła potrzeba, umieli zaprzeć się samego siebie, brali krzyż, jaki im życie nałożyło na ramiona i szli za Chrystusem. I nie tylko szli, ale czuli się szczęśliwi, gdy mogli dla imienia Jezus cierpieć prześladowanie i wzgardę. Cieszyli się, że mogli być podobni do Niego, nie zapierali się Go. Dlatego spełniły się dla nich słowa Chrystusa: "Kto się przyzna do Mnie przed ludźmi, do tego i Ja się przyznam przed moim Ojcem, który jest w niebie. Ale jeśli ktoś się Mnie wyprze przed ludźmi, tego i ja się wyprę przed moim Ojcem, który jest w niebie." (Mt10.32nn). Oni na co dzień żyli Chrystusem. A jakimi byli? Wspomnę w tym miejscu bł. Piotra Georgio Frassattiego. Żył tylko 24 lata. Uwielbiał górskie wspinaczki, wspierał ubogich, palił fajkę. Edyta Stein - święta. Z pochodzenia Żydówka, nawrócona na chrześcijaństwo. Filozof i pedagog. Prowadziła wykłady i pogadanki w radiu. Lubiła teatr i muzykę. Po nawróceniu, w wieku 42 lat, wstąpiła do Karmelu. Św. Joanna Berenta Molla. Zachwycała się koncertami muzyki symfonicznej i teatrem. W Paryżu kupowała stroje, lubiła malować pejzaże. Lekarka, matka trojga dzieci. Kiedy podczas ciąży dowiedziała się, że ma raka, nie wahała się ochronić życia dziecka kosztem własnego. Nie każdą kobietę byłoby na to stać. Nie było przecież w codziennym życiu Joanny jakichś nadzwyczajności, tylko miłość, z jaką przygotowywała posiłki, chodziła z mężem na spacery, czytała dzieciom książki, całowała je na dobranoc, biegła do swoich pacjentów. Miłość, która w najbardziej przełomowym momencie życia dała jej siłę, by powiedzieć - ratujcie dziecko, nie mnie. Czy kochamy tak jak oni kochali? Czy modlimy się tak, jak oni rozmawiali z Bogiem? Czy potrafimy umierać jak oni umierali? Warto zastanowić się nad tym, jakie jest nasze życie. Przyjaźń z Chrystusem to miłość do Boga i miłość do ludzi. Dzięki niej człowiek staje się dzieckiem bożym. Czy ją posiadamy? Święci to nie tylko ludzie do nas podobni, ale to także przyjaciele Jezusa. Wierni w przyjaźni z Bogiem, którzy Mu zaufali do końca. Udowodnili, jak bardzo człowiek może być szczęśliwy, jeśli w życiu na Boga postawi. Stracili swe życie na ziemi, ale zyskali je dla nieba. I dlatego w pierwszy dzień listopada - Wszystkich Świętych - należy sobie uświadomić, że to, co najpiękniejsze, dopiero przed nami. Dzień następny - Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych - sprzyja nie tylko ożywieniu więzi duchowej z najbliższymi, którzy odeszli do wieczności, ale uświadomieniu sobie - za św. Pawłem - że "nie wszyscy pomrzemy, lecz wszyscy będziemy odmienieni". Każdy człowiek nosi śmierć w sobie, bo jest śmiertelny. "Przecież co dzień umieramy wobec siebie" - napisał Thomas S. Eliot. Jednak stworzeni jesteśmy dla życia. Bogu niech będą dzięki za to, że dał nam odnieść zwycięstwo przez naszego Pana Jezusa Chrystusa. Znakiem zwycięstwa jest krzyż. "Krzyż - pisał Jan Paweł II - stanowi najgłębsze pochylenie się Boga nad człowiekiem, nad tym, co człowiek - zwłaszcza w chwilach trudnych i bolesnych - nazywa swoim losem. Krzyż stanowi jakby dotknięcie odwieczną miłością najboleśniejszych ran ziemskiej egzystencji człowieka." O. Stanisław Majcher, sj nowysacz@dziennik.krakow.pl "Dziennik Polski" 2007-10-31

Autor: wa