Oprawca Przemyka bezkarny
Treść
Sprawa byłego zomowca, który brał udział w śmiertelnym pobiciu Grzegorza Przemyka, przedawniła się - uznał Sąd Apelacyjny w Warszawie, umarzając sprawę. Ireneusz K., dzisiaj emeryt policyjny, został skazany rok temu na 8 lat więzienia. Pełnomocnicy ojca Przemyka nie zgadzają się z argumentacją sądu i zapowiadają kasację do Sądu Najwyższego. - Szkoda słów - skomentował wyrok sądu Leopold Przemyk.
Jak uzasadniał wczoraj sędzia Rafał Kaniok, czyn zarzucany Ireneuszowi K. nie podpada pod przepis kodeksu karnego, który przewiduje, że nie przedawniają się najcięższe umyślne przestępstwa popełnione przez funkcjonariuszy publicznych. - Przepis wymieniający przestępstwa funkcjonariuszy publicznych, które się nie przedawniają, nie wymienia art. 158 kodeksu karnego [dotyczy on śmiertelnego pobicia, o które oskarżony jest Ireneusz K. - przyp. red.]. Nie można więc interpretować go w sposób rozszerzający - podkreślił sąd.
Były zomowiec był oskarżany o nieumyślne spowodowanie śmierci. Gdyby mu zarzucano umyślne spowodowanie śmierci lub ciężkie uszkodzenia ciała, to sprawa by się nie przedawniła. A tymczasem jest odwrotnie i sprawa jest przedawniona już od 2005 roku.
Rozstrzygając tylko tę jedną kwestię formalną, sąd nie odniósł się do pozostałych podnoszonych przez reprezentanta ojca Grzegorza Przemyka. - Podniosłem przeciwko trzy bloki argumentów, żadna z tych tez nie została uwzględniona w uzasadnieniu sądu - ubolewał mecenas Andrzej Zalewski, pełnomocnik Leopolda Przemyka. - Gdy sąd stwierdzi istnienie tzw. bezwzględnej przesłanki odwoławczej, nawet nie bada pozostałych zarzutów apelacji - wyjaśniał sędzia Rafał Kaniok.
- Ten wyrok jeszcze raz potwierdza obecny charakter sądów, które są życzliwe dla przestępców z czasów komunistycznych. Dlatego że sąd nie zakwalifikował tego czynu jako zbrodni komunistycznej. Gdyby zakwalifikował, to nie byłoby przedawnienia. Mamy do czynienia z rodzajem dziwnej solidarności sądów z tymi, którzy popełniali przestępstwa w okresie komunistycznym - komentuje mecenas Piotr Łukasz Andrzejewski, senator, prawnik konstytucjonalista.
Orzeczeniem był bardzo zaskoczony Leopold Przemyk, który zrezygnowany wyszedł z sali sądu, mówiąc do dziennikarzy: "Szkoda gadać". Podkreślił, że nie rozumie, dlaczego sąd wydał taki wyrok. - Wyciągnęli mi syna na komisariat, zabili, a teraz nie ma winnych - powiedział. - Trudno zrozumieć to normalnemu człowiekowi. Normalny człowiek uważa, że jeśli sprawca jest ustalony i mniej więcej wiadomo, co zrobił, to powinien ponieść za to odpowiedzialność - podkreślał mecenas Zalewski.
Jego zdaniem, taki wyrok oznacza, iż umorzyć będzie trzeba wiele innych spraw ofiar stanu wojennego pobitych w komisariatach milicji. - Tam zwykle było tak, że biło wielu milicjantów i nie da się ustalić, kto czego dokonał ani tym bardziej - czy przewidywał skutki - podkreślił. Zapowiedział, że wniesie kasację do Sądu Najwyższego.
W sprawie Grzegorza Przemyka oskarżenie podnosiło, że kodeks karny wymienia zachowania, które są niedopuszczalne i nie podlegają przedawnieniu, w tym m.in. "ciężkie uszkodzenie ciała", którego dopuścił się na Przemyku Ireneusz K. Powoływało się również na ustawę o Instytucie Pamięci Narodowej, zgodnie z którą ewentualne przedawnienie nastąpiłoby dopiero 1 stycznia 2020 roku. W ocenie oskarżenia, działania K. wyczerpują znamiona zbrodni komunistycznej.
- Wydaje się, że spowodowanie śmierci Przemyka to była zbrodnia komunistyczna - powiedział nam mecenas Janusz Margasiński reprezentujący poszkodowanych w pacyfikacji kopalni "Wujek".
Problemów z kwestiami przedawnienia nie miał też Sąd Okręgowy w Warszawie. Rok temu uznał Ireneusza K. za winnego, skazując go na 8 lat pozbawienia wolności. Karę obniżono do 4 lat po zastosowaniu amnestii.
Podczas tego procesu Ewa Milewska-Celińska, adwokat reprezentująca ojca Przemyka, podkreśliła, że milicjanci "perfekcyjnie wywiązali się" z zalecenia Arkadiusza Denkiewicza, skazanego w tej sprawie dyżurnego z komisariatu, aby "bić tak, żeby nie było śladów".
Grzegorz Przemyk, syn opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej i Leopolda Przemyka, który z kolegami świętował maturę, został 12 maja 1983 r. zatrzymany przez milicjantów i brutalnie pobity w komisariacie, w wyniku czego zmarł. Proces Ireneusza K. toczył się już pięć razy. K. był uniewinniany z powodu braku dowodów, ale te wyroki uchylano.
Wcześniej sąd skazał tylko Denkiewicza, który jednak nie trafił do więzienia ze względu na chorobę. Natomiast skazany w pierwszej instancji oficer KG MO Kazimierz Otłowski został uniewinniony po apelacji.
Pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej postawił dwóm osobom zarzuty za utrudnianie śledztwa w sprawie Przemyka oraz zastraszanie Cezarego F., świadka zdarzenia, i jego rodziny. Grozi im do trzech lat więzienia.
Zenon Baranowski
"Nasz Dziennik" 2009-12-15
Autor: wa