Piłkarze nie pojadą na mundial w RPA
Treść
Polscy piłkarze nie zagrają w finałach przyszłorocznych mistrzostw świata w RPA. Wczoraj w Mariborze podopieczni Leo Beenhakkera zostali pozbawieni złudzeń, przegrywając w żenującym stylu ze Słoweńcami 0:3 w meczu grupy 3. eliminacji. Dla holenderskiego szkoleniowca było to pożegnanie z naszą narodową drużyną.
Polacy musieli wygrać. To był warunek konieczny do podtrzymania wątłych nadziei. Podopieczni Beenhakkera doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Obiecywali ambitną, ofiarną grę od pierwszej do ostatniej minuty, walkę do upadłego. Co z tego wyszło? W pierwszej połowie totalne dno. Biało-Czerwoni nie tworzyli drużyny, przypominali zlepek indywidualności, które próbują szarpać się, ale nie mają żadnych atutów, by swe cele osiągnąć. W ciągu 45 minut ani razu (!) nie zagrozili Słoweńcom, nie oddali jednego udanego, celnego strzału, po którym bramkarzowi rywali mogłoby zabić mocniej serce. Poruszali się po boisku dostojnie, choć to może złe określenie. Lepiej zabrzmi bardziej dosadne: człapali bez ładu i składu i nic dobrego nie mogło z tego wyniknąć. Poczynania beznadziejnie wolnych, nierozumiejących się, zagubionych podopiecznych Beenhakkera wywoływały rozpacz i żal, oczywiście u nas. Dla Słoweńców stanowiły wodę na młyn. Rozbijanie Polaków gospodarze rozpoczęli szybko - w 13. minucie. Zlatko Dedic wyprzedził przeraźliwie wolnego Dariusza Dudkę i znalazł się w sytuacji sam na sam z Arturem Borucem. Strzelił źle, w środek bramki, ale Boruc interweniował nieporadnie i padł gol. Strata powinna naszymi wstrząsnąć, zachęcić do postawienia wszystkiego na jedną kartę. Nie wstrząsnęła. Słoweńcy nadal przeważali, byli szybsi, dokładniejsi. Drugi cios zadali w końcówce - Andraz Kirm idealnie dograł piłkę Milivoje Novakovicowi, a ten z najbliższej odległości posłał ją do siatki. Niedługo później dzieła zniszczenia mógł dokończyć Kirm, ale jego groźne uderzenie dobrze obronił Boruc.
Czy w drugiej połowie było lepiej? Nie. Polacy nie rzucili się ze wszystkich sił do odrabiania strat, a gospodarze wciąż grali swoje. W 62. min stało się jasne, że do RPA nie pojedziemy. Znów zagrywał Kirm, wykończył Valter Birsa. Na groźne strzały stać było tylko Euzebiusza Smolarka (ponad poprzeczką i w bramkarza) i Roberta Lewandowskiego (obok słupka), bliżsi szczęścia byli Słoweńcy. Gdyby Kirm lepiej trafił w piłkę, Boruc znów wyciągałby ją z siatki, ale trafił źle i bramkarz Celticu Glasgow zatrzymał ją na linii.
Wynik już się nie zmienił. Gospodarze wygrali, zachowali szansę wyjazdu na mistrzostwa. Nasi też je obejrzą. Przed telewizorem. Wstyd, prawdziwy wstyd, panowie, bo przegrać można, ale w takim stylu - już nie!
Słowenia - Polska 3:0 (2:0). Bramki: Dedic (13.), Novakovic (45.), Birsa (62.). Polska: Boruc - Żewłakow, Bosacki, Dudka, Gancarczyk (60. Smolarek) - Błaszczykowski, Roger, Mariusz Lewandowski, Obraniak (46. Łobodziński), Krzynówek - Brożek (60. Robert Lewandowski).
Pisk
"Nasz Dziennik" 2009-09-10
Autor: wa