PiS chce przewodniczącego
Treść
Przewodniczącym komisji śledczej badającej sprawę afery hazardowej powinien być poseł opozycji - przekonywał wczoraj prezes PiS Jarosław Kaczyński. A skoro jedną z komisji śledczych - tą, badającą sprawę uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika, kieruje już Ryszard Kalisz, polityk Lewicy, to tym razem, zdaniem prezesa PiS, przewodniczący powinien pochodzić z Prawa i Sprawiedliwości. Wnioski o powołanie komisji śledczej przygotowały i PiS, i Lewica. Platforma Obywatelska pracuje jednak nad własnym wnioskiem w tej sprawie.
Premier Donald Tusk potwierdził wczoraj, że sprawę afery hazardowej powinna wyjaśnić sejmowa komisja śledcza. Deklaracje o determinacji w kwestii szybkiego wyjaśnienia sprawy powtarzali też za swoim szefem inni politycy Platformy. Czy do powołania komisji dojdzie i czy będzie ona w stanie rzeczywiście wyjaśnić związki "Mira", "Grześka" i "Zbyszka" z reprezentantami lobby hazardowego - wszystko to w głównej mierze będzie zależało od tego, kto znajdzie się w komisji śledczej i kto pokieruje jej pracami. Wątpliwości opozycji budzi między innymi to, że szybkiego wyjaśnienia sprawy mieliby w imieniu premiera pilnować jego najbliżsi współpracownicy, m.in. Grzegorz Schetyna, który sam pojawia się w rozmowach polityków PO z biznesmenami branży hazardowej.
Z ramienia Lewicy w komisji miałby zasiąść Bartosz Arłukowicz, a z PSL - Adam Krzyśków. Prezes PiS poinformował natomiast, że z ramienia Prawa i Sprawiedliwości do komisji wejdzie osoba (bądź osoby) z prawniczym wykształceniem i z sędziowskim bądź prokuratorskim doświadczeniem. - Przewodniczącym komisji powinien być poseł opozycji, z Prawa i Sprawiedliwości - rezerwował już wczoraj stanowisko szefa komisji dla swojego człowieka prezes PiS Jarosław Kaczyński. Jak tłumaczył, skoro sprawa dotyczy ugrupowania rządzącego, to tylko komisja kierowana przez polityka opozycji może pozwolić na jej wyjaśnienie. A skoro inny duży klub opozycyjny - Lewica, ma już swojego przewodniczącego komisji śledczej, to teraz kolej na Prawo i Sprawiedliwość. Według prezesa PiS, komisja mogłaby się zająć prześledzeniem prac nad ustawami hazardowymi toczonymi także podczas poprzednich rządów, jednakże swoją pracę powinna zacząć od wyjaśnienia afery najświeższej.
Swoją wersję afery hazardowej przedstawiał wczoraj posłom rząd. Na mównicę nie pofatygował się jednak sam premier, ale minister w jego kancelarii Michał Boni. Donald Tusk odpowiadał później na pytania posłów. Premier przyznał, że w aferze hazardowej doszło do skandalicznych zachowań Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego, ale oskarżył jednocześnie CBA o "polityczne zachowania". - Szef CBA Mariusz Kamiński, badając sprawę ewentualnej korupcji przy pracach nad projektem zmian w ustawie hazardowej, użył jej w konflikcie politycznym, posłużył się insynuacją i kłamstwem - mówił premier. Donald Tusk przekonywał, że Kamiński zastawił na niego pułapkę, gdyż po otrzymaniu informacji od szefa CBA o aferze hazardowej nie mógł podjąć żadnych działań w obawie przed zdemaskowaniem działań CBA. Premier zapowiedział też, że do końca tygodnia czeka na opinię prezydenta na temat decyzji o odwołaniu ze stanowiska Mariusza Kamińskiego i w poniedziałek sam podejmie w tej sprawie decyzję. - Dla nas próba odwołania Mariusza Kamińskiego to w istocie przyznanie się do winy Donalda Tuska i całej Platformy Obywatelskiej. Do tego odwołania nie ma żadnych podstaw prawnych. Osobą w kręgu podejrzenia jest w pierwszym rzędzie Donald Tusk. Jemu powierzono tę tajemnicę i ta tajemnica przeciekła. Będąc dziś w kręgu podejrzenia, Donald Tusk twierdzi, że ma jakieś podstawy, by odwołać człowieka, który w kręgu podejrzenia go postawił - uważa prezes PiS. Kamiński też wystąpił wczoraj w Sejmie, ale na posiedzeniu zamkniętym sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych. Szef CBA został zaproszony, aby przedstawić informację na temat afery hazardowej. Speckomisja opiniuje również wniosek o odwołanie Kamińskiego. I wczoraj przegłosowała pozytywną opinię do wniosku premiera w sprawie dymisji szefa CBA. - Osoba, na której ciążą tak poważne zarzuty jak te, które sformułowano wobec Kamińskiego, nie może nadal zajmować stanowiska szefa służby stojącej na straży praworządności - argumentował członek speckomisji Konstanty Miodowicz (PO). W głosowaniu nie wzięli udziału posłowie PiS. Zbigniew Wassermann wyjaśniał, że to dlatego, iż premier nie ma w aktualnej sytuacji prawa odwoływać szefa CBA, a PiS w tej "pozaprawnej" sytuacji nie zamierza uczestniczyć. - Nie wiem, na jakiej podstawie premier chce mnie odwołać, bo z jednej strony słyszę o zarzutach w Rzeszowie, z drugiej strony dowiaduję się, że premier stracił do mnie zaufanie. To nie są przesłanki wskazujące na odwołanie z funkcji szefa CBA. Są osoby w tym państwie, które chcą ze mnie zrobić przestępcę i kłamcę - powiedział Mariusz Kamiński. Szef Kancelarii Prezydenta Władysław Stasiak zapowiedział, że opinia prezydenta w tej sprawie zostanie przesłana premierowi "bez zbędnej zwłoki". Prezydent Lech Kaczyński już wcześniej zapowiedział, że będzie to negatywna opinia.
Artur Kowalski
"Nasz Dziennik" 2009-10-09
Autor: wa