Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Podatków radziłbym nie ruszać

Treść

Z prof. Adamem Glapińskim, doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego, rozmawia Paweł Tunia
Według danych rządowych tegoroczne wpływy budżetowe będą niższe od planowanych o 30,1 mld zł i wyniosą 272,9 mld złotych. Dochody z podatków mają być mniejsze o 46,6 mld złotych. Przewiduje to nowelizacja tegorocznego budżetu. Wynika z tego, że rząd coraz odważniej przyznaje się do kryzysu finansów publicznych...
- O kryzysie w finansach publicznych wiadomo już od końca zeszłego roku. Tylko rząd ze względu na wybory do Parlamentu Europejskiego nie chciał tego przyznać. Teraz widać, że szacunki mogą się zmienić w ciągu kilku tygodni aż o kilka miliardów. W szczególności wpływy z VAT okazują się coraz mniejsze i przyczyną nie jest już tylko spadek aktywności gospodarczej, ale ogólny spadek dyscypliny podatkowej. W coraz większym stopniu rozszerza się szara strefa. Problem wynika też z polityki rządu, który od początku dawał do zrozumienia, że kontroli (podatkowych) będzie mało. Mówiono: "Nie płać abonamentu", to może i podatków można nie płacić? I powstało też takie "przyzwolenie" na niepłacenie VAT. Ogólne takie "przyzwolenie" plus kryzys i chęć oszczędności za wszelką cenę zaowocowało tym, że płacenie VAT nie następuje.
Chce Pan powiedzieć, że za pogarszającą się sytuację budżetową odpowiada nie tylko kryzys, ale i rząd?
- W jakimś sensie tak. Kryzys to czynnik obiektywny, ale jest też polityka rządu, a raczej brak tej polityki, i czekanie, że jakoś to będzie, a kryzys sam się skończy. Ale tak nie jest. Kryzys ma zasięg globalny. Co prawda Polska jest nim słabiej dotknięta, to jest taka renta niedorozwoju finansowego, bo u nas finanse stanowią niewielką część PKB i mamy niewielką część PKB z handlu zagranicznego, więc kryzys dotyka nas słabiej, ale nie omija.
Czy w obecnej sytuacji należy podnosić podatki?
- Według mnie, zdecydowanie nie. Podatki należy obniżać, kiedy to jest możliwe, np. kiedy jest dobra koniunktura, i nie ruszać, gdy koniunktura jest zła, ewentualnie nawet wtedy obniżać np. VAT, aby wspomóc aktywność gospodarczą. W moim przekonaniu, to, co można teraz zrobić, i to prezydentowi radzę, to radykalne wzmożenie kontroli podatkowej, zachęcenie do płacenia podatków. Podatków nie można ruszać, bo one powodują kurczenie się popytu globalnego, co wywołuje jeszcze większy problem, bo jeszcze bardziej spadają dochody.
Rząd PO - PSL planuje zwiększyć deficyt. To dobry kierunek w walce z kryzysem?
- Należy zwiększyć deficyt i poprawić pobór VAT. Problem w tym, że deficyt należało zaplanować na początku, jeszcze przy planowaniu budżetu. Teraz sytuacja jest podbramkowa, więc nie ma wyjścia. Jednak jest różnica, czy deficyt planuje się wcześniej i świadomie do tego dostosowuje wydatki i dochody. Obecnie dokonuje się cięć na oślep. Jest to szkodliwe dla obywateli i gospodarki, bo tnie się wydatki, których nie powinno się ruszać. Sam rząd doprowadził do tej sytuacji. Paradoksalnie rząd jeszcze niedawno twierdził, że będzie się trzymał założonego deficytu. Zapowiadał także podatki "3 razy 15", a teraz chce je podwyższać. Myślę, że działania rządu skończą się na tym, że chce on podnieść VAT, co uderzy w znaczną część społeczeństwa, bo gdyby dotyczyło to żywności, to uderza to w niezamożnych, a zamożni w ogóle tego nie zauważą. Próbuje się wciągać prezydenta i opozycję w dyskusję o podwyżce podatków, aby obarczyć ich współodpowiedzialnością.
Co będzie Pan radził prezydentowi w sprawie nowelizacji budżetu?
- Podwyżka podatków to droga donikąd. Moja rada dla prezydenta jest taka, że gdyby w przyszłości doszło do propozycji podwyższania podatków, to powinien wyrazić opinię negatywną. W żadnym wypadku kosztów wychodzenia z kryzysu nie mogą ponieść najubożsi. To musi być rozłożone solidarnie na całe społeczeństwo. Podwyższanie VAT, szczególnie na żywność, odczują właśnie najbiedniejsi. Zamożni tego nie odczują. A dodatkowych pieniędzy należy szukać w uszczelnianiu systemu podatkowego.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-07-07

Autor: wa