Pokażmy Rosji "białą księgę"
Treść
Z historykiem dr. hab. Bogdanem Musiałem, pracownikiem IPN, rozmawia Anna Wiejak
Służba Wywiadu Zagranicznego Rosji (SWR) uznała Józefa Becka, ministra spraw zagranicznych Polski w latach 1932-1939, za agenta niemieckiego wywiadu...
- To jest niepoważne. Chodzi o sprowokowanie strony polskiej do emocjonalnych wystąpień. Jak już wielokrotnie wspominałem, dużo czasu spędzam w archiwach sowieckich i znam bardzo dokładnie raporty wywiadu rosyjskiego GPU, późniejszego NKWD, oraz GRU. Jeżeli w pobliżu Józefa Becka ktoś był agentem, to wyłącznie jeden ze współpracowników i bynajmniej nie był agentem niemieckim, ale sowieckim. Na pewno nie był to sam Beck, zachowały się bowiem raporty, w których agent bardzo dokładnie cytuje Józefa Piłsudskiego i Becka. Bardzo szybko zresztą wylądowały one na biurku u Stalina. Świętej pamięci profesor Paweł Wieczorkiewicz twierdził, że owym szpiegiem był Tadeusz Kobylański. Podobną agenturę Sowieci mieli w niemieckim Ministerstwie Spraw Zagranicznych i to blisko Hitlera. Nie ma zatem żadnych wątpliwości, że jeżeli w polskim rządzie byli agenci, to sowieccy.
W tej samej notatce na stronie internetowej rosyjski wywiad oskarża Stanisława Mikołajczyka o szpiegowanie na rzecz Brytyjczyków.
- "Towarzysze" mu to od początku zarzucali. W opinii Józefa Stalina, wszyscy byli agentami brytyjskimi. W 1948 r. Amerykanie opublikowali pierwsze książki na temat paktu niemiecko-sowieckiego 1939-1941. W odpowiedzi na to Stalin wydał polecenie, żeby historycy sowieccy, czyli partyjni, opracowali genezę roku 1939. Zrobili to, położyli mu na biurku i Stalin nie tylko że opracował tekst, on to napisał na nowo, dał tytuł i napisał im całe wprowadzenie. Warto podkreślić, iż to, co pisali Stalin i jego "historycy", niektórzy zachodni badacze przedstawiają obecnie jako poważne tezy.
Przed zaplanowaną na 1 września wizytą Władimira Putina w Polsce pojawia się ze strony Rosji coraz więcej kłamstw historycznych. Jaka, Pana zdaniem, powinna być reakcja rządu?
- Tu jest totalne fiasko Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Jest on całkowicie bezradny. Sławomir Dębski, dyrektor PISM, przepraszam, ale się ośmieszył, kiedy usiłował najwyraźniej komuś zaimponować i wdał się w dyskusję łamanym rosyjskim, co Rosjanie natychmiast wykorzystali w celu jego kompromitacji. Jak on doradza Ministerstwu Spraw Zagranicznych? On nie ma pojęcia, co zawierają moskiewskie archiwa i w jaki sposób Rosjanie manipulują. MSZ jest po prostu bezradne i najzwyczajniej nie wie, co robić. Tymczasem wystarczy spokojnie odpowiedzieć, wydając "białą księgę", w której znalazłyby się rosyjskie oryginały w trzech językach: po polsku, rosyjsku i angielsku.
Może warto by ją oficjalnie wręczyć premierowi Władimirowi Putinowi?
- Dokładnie tak, bo jeśli to się zrobi, to Rosjanie będą mogli dyskutować, ale już w oparciu o źródła. Można udowodnić, i ja się tym zajmuję, że te wszystkie wywiady rosyjskie wypuszczały fałszywe dokumenty. Ja ich złapałem, że tak powiem, z ręką w nocniku, jestem w posiadaniu takich dokumentów. Metodę mają bardzo prostą: opuszczają w dokumencie akapit czy kilka zdań i w ten sposób zmieniają sens całości. Robią to nagminnie, z tym że nie mówię, iż wszyscy Rosjanie, ponieważ są w Rosji wspaniali historycy, którzy wykonują rzeczywiście ogromną pracę badawczą, tylko że nie należą oni do tych wszystkich komisji. Proszę zauważyć, iż Polska bulwersuje się fałszowaniem historii przez Rosjan, a przecież i w Polsce mamy uznanych historyków, którzy bezkarnie fałszują dzieje. Nadworny historyk "Polityki" i "Gazety Wyborczej" prof. Andrzej Garlicki wydał w wydawnictwie "Znak" książkę, w której pisze o polityce Związku Sowieckiego i przywódców sowieckich w latach 20. i 30. I to nie wyszło w Moskwie, ale w Krakowie. To jest skandal. Skąd ta bezradność? Bo taki Dębski jest uzależniony od takich historyków, których tezy pokrywają się z napisanymi przez Stalina. Polska jest bezradna i nie wie, co ma robić, bo historycy nie znają dokumentów, nie znają archiwów. Tak naprawdę ten konflikt obnażył niesamowitą słabość polskiej historiografii w odniesieniu do Związku Sowieckiego. Jeżdżę do Moskwy od lat i przyznam, że nie spotkałem jeszcze w tamtejszych archiwach polskiego historyka. Spotykam wielu niemieckich, amerykańskich, brytyjskich, francuskich, czeskich, norweskich, a nawet z Korei Południowej, ale nie z Polski. Nie mówię, iż tam nie jeżdżą, ale ja ich tam nie spotkałem, chociaż w Moskwie bywam bardzo często. Słyszałem za to wielokrotnie, jak mówili, że rosyjskie archiwa nie są dostępne. To niesamowity skandal! Oczywiście niektóre dokumenty są utajnione, ale mnóstwo pozostaje dostępnych.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-08-31
Autor: wa