Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polowanie w śmieciach

Treść

W rejonie ulic Barbackiego i Czecha na osiedlu Wólki pojawiły się lisy - alarmuje straż miejska, sugerując, że zwierzęta nie boją się ludzi i mogą być chore na wściekliznę. Włodzimierz Janczy pełniący obowiązki powiatowego lekarza weterynarii zaleca ostrożność, choć twierdzi, iż nie należy wpadać w panikę, bo w naszym regionie od pięciu lat nie stwierdzono tej choroby. Lisy podchodzą coraz bliżej gospodarstw, licząc, że znajdą tam pożywienie. Najchętniej penetrują miejsca, w których zlokalizowane są pojemniki i kontenery na śmieci. Widywane są na osiedlach, a nawet w miejscach użyteczności publicznej. Niedawno straż miejską i weterynarzy zaalarmowali kibice, którzy widzieli dorosłego lisa chodzącego po murawie stadionu Klubu Sportowego Start. Byli zaniepokojeni jego nietypowym zachowaniem. Nie bał się ludzi i jak sugerował weterynarz - mógł być chory. Nie wiadomo, czy był, bo zwierzęcia nie udało się schwytać. - Trzeba wiedzieć, że pojawiły się już udomowione lisy, które są po prostu przyzwyczajone do widoku i obecności ludzi - mówi Włodzimierz Janczy. - Podchodzą bardzo blisko zabudowań, o czym świadczy przykład osiedla Wólki. Mieliśmy też sygnały od pracowników sklepu Nomi, którzy opowiadali o lisie, który chodził obok marketu, a spłoszony uciekł na pobliską skarpę. Pojawienie się lisów nawet w najbardziej ruchliwych częściach miasta jest wynikiem gwałtownego wzrostu populacji tych drapieżników. Zwierząt jest coraz więcej, bo od kilku lat prowadzi się akcję szczepienia przeciwko wściekliźnie. Dwa razy w roku, na wiosnę i jesienią samoloty zrzucają w lasach szczepionkę, która jest zjadana przez lisy i sprawia, że uodparniają się na tę chorobę. Kiedyś wścieklizna potrafiła poważnie naruszyć populację tych drapieżników, a dziś im nie zagraża, więc liczba zwierząt stale rośnie. - Oczywiście zalecana jest ostrożność w kontaktach z lisami, bo jednak są to dzikie zwierzęta - podkreśla Włodzimierz Janczy. - Nie należy jednak wpadać w panikę, bo od pięciu lat na terenie powiatu nie zanotowano przypadku wścieklizny. Monitorujemy sytuację. Co roku badamy 140 sztuk tych zwierząt odławianych w różnych miejscach regionu. Sprawdzamy w ten sposób skuteczność szczepień. Zdaniem Stanisława Michalika z Nadleśnictwa Nawojowa to zbyt optymistyczne podejście do problemu. Nie można bowiem wykluczyć, że część lisów widywanych na ulicach miasta po prostu żyje w Nowym Sączu i nie ma dostępu do szczepionek zrzucanych wyłącznie na tereny zalesione i bezludne. Tym samym jest bardzo prawdopodobne, że w tej populacji może pojawić się wścieklizna, ponieważ zwierzęta nie będą na nią odporne. - Sprawy nie rozwiązuje nawet odstrzał lisów, bo może być prowadzony co najmniej dwieście metrów od zabudowań - dodaje Stanisław Michalik. - Populacja stale rośnie i lisów będzie przybywać. Takie są efekty eksperymentowania z naturą. Komendant straży miejskiej Ryszard Wasiluk zwraca uwagę na to jak niska jest świadomość potencjalnego zagrożenia. Przed rokiem do siedziby straży przyszła grupka dzieci, które przyniosły w pudełku małego lisa. Były przekonane, że to szczeniak. Zwierzę zostało przebadane i okazało się, że jest chore. - Dlatego, gdy tylko pojawiły się doniesienia o lisach widywanych w mieście, uznaliśmy, że trzeba zaapelować o szczególną ostrożność - mówi Ryszard Wasiluk. W razie zauważenia takiego drapieżnika można dzwonić do komendy straży miejskiej na numer 986 (między godz. 7 a 22). W takim przypadku na miejsce udaje się patrol, przyjeżdża też weterynarz i w razie potrzeby przedstawiciel koła łowieckiego. (SZEL) "Dziennik Polski" 2007-11-08

Autor: wa