Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Psycholog i zła karta

Treść

Nie ma na co czekać. W ekipie Sandecji konieczne są natychmiastowe zmiany. I żeby nie było wątpliwości - nie myślę o roszadzie na stanowisku trenera. Bo, po pierwsze: właśnie odsunięto od pracy z "jedynką" seniorów Artura Sejuda, po drugie zaś żaden szkoleniowiec, nawet dzielący los rzeczonego Sejuda Mourinho, nie jest w stanie z dnia na dzień przywrócić piłkarzom umiejętności, którymi jeszcze niewiele ponad miesiąc temu kokietowali sądeckich kibiców. Mam na myśli przeobrażenia w głowach zawodników, z których większość to ludzie wkraczający dopiero w dorosłe życie. Zdaję sobie przy tym doskonale sprawę, że najdoskonalszy nawet psycholog nie jest w stanie wmówić sportowcowi, że lepiej potrafi wykonywać swe powinności aniżeli przeciwnik, albo że należy walczyć do końca. O tym, że upór się opłaca, na własnej skórze przekonali się gracze Sandecji nie raz, i nie dwa. Nie chodzi więc o jakoweś psychoanalizy czy inne jej podobne czarcie praktyki. Rzecz w tym, by rozglądnięto się za kimś, za zwykłym człowiekiem, a nie magiem, który stanąłby przed zawodnikami i powiedział: - Panowie, jedziecie na wspólnym wózku. Warto przemóc niechęć, zapomnieć o niepowodzeniach, zacisnąć zęby i nie godzić się z porażką. Widzicie tych gości z (tutaj improwizuję) Błyskawicy czy innego Huraganu? Przecież to tacy sami Kowalscy i Nowakowie. Identyczni ludzie, którzy też przeżywają złe chwile, walczą ze słabościami. Tyle tylko, że tego nie okazują. A sportowo naprawdę w niczym im nie ustępujecie. Przypadła mi do gustu uwaga Jana Frohlicha, jednego z najbardziej doświadczonych zawodników Sandecji. Po sobotnim spotkaniu spytał, jak z wysokości trybun wyglądała postawa zespołu. Kiedy usłyszał, że wyjątkowo kiepsko, odrzekł: - Bardzo wiele wymagam od siebie. Chcę więc, żeby i inni piłkarze przejmowali się swymi obowiązkami. Jeśli Sandecja chce powalczyć o II ligę, w jej obozie musi nastać profesjonalizm. To niedopuszczalne, żeby treningi zaczynały się od chichrań i żarcików. Przychodzi na nie czas po meczach. To prawda, jesteśmy niewłaściwie przygotowani do rozgrywek, w końcówce spotkań nie wyrabiamy fizycznie. Jeśli tych motorycznych niedostatków nie nadrobimy ambicją, długo możemy czekać na kolejne zwycięstwo. Nie zarzucam - uchowaj Panie Boże - graczom z Nowego Sączu braku odpowiedniego zaangażowania na boisku. Wręcz przeciwnie, podziwiam ich za determinację i wolę walki. Aż żal czasem patrzeć, jak bardzo się starają, a efekt ich wysiłków jest zerowy. Na taki stan rzeczy jest tylko jeden sposób: odżałować porażki, przespać się z nimi, a od jutra spróbować raz jeszcze wziąć się za bary z przeciwnikiem. W końcu musi udać się przewrócić go na plecy. Futbol czasem przypomina partię pokera: zła w nim karta ma to do siebie, iż oprócz tego, że przynosi przegrane, wcześniej czy później jednak się odwraca. "Dziennik Polski" 2007-09-24

Autor: wa