Puchar Wielkich Mistrzów
Treść
Zaczęło się dobrze, w pierwszym secie polscy siatkarze pewnie pokonali Japończyków, ale potem - z małymi wyjątkami - było już gorzej. Ostatecznie nasi dość niespodziewanie przegrali w Osace z drużyną gospodarzy na inaugurację Pucharu Wielkich Mistrzów. Dziś zmierzą się z Kubą.
Przed wyjazdem na PWM Biało-Czerwoni nie ukrywali, że marzą o zwycięstwie nad niedoścignioną Brazylią, zespołem, z którym w ostatnich latach wyłącznie przegrywali, i to dość boleśnie. Dlatego teraz myśleli o skutecznym rewanżu. "Canarinhos" jawili się jako wyzwanie, zdawało się, że pozostali rywale byli zdecydowanie w zasięgu naszych mistrzów Europy. Tymczasem okazało się, że podopieczni Daniela Castellaniego mogą potknąć się już na pierwszej przeszkodzie - Japonii. Niespodzianka? Na pewno.
Zaczęło się dobrze. W pierwszym secie nasi dominowali i choć ich przewaga nie była wielka, konsekwentnie ją utrzymywali. Bardzo dobrze radził sobie Bartosz Kurek, zdecydowanie najaktywniejszy wśród naszych reprezentantów. Chwilowe problemy pojawiły się po drugiej przerwie technicznej, gdy gospodarze wyszli na prowadzenie 17:16. Polacy szybko wyrównali, za chwilę po bloku Daniela Plińskiego wygrywali 20:18. Do końca seta już nic się nie zmieniło, nasi nie dali sobie odebrać zwycięstwa.
I choć gra Polaków nie olśniewała, nic nie zapowiadało katastrofy, która nastąpiła w kolejnej odsłonie. Przez kilkanaście minut nasi bezradnie przyglądali się znakomitym obronom i atakom Japończyków, którzy totalnie zdominowali parkiet. Jako jedyny starał się podejmować walkę Kurek, koledzy kierowali do niego prawie wszystkie piłki, ale w pojedynkę nie mógł przeciwstawić się rozpędzonej drużynie rywali. W konsekwencji przewaga Japończyków rosła: 6:1, 16:10, 21:14. Gospodarze niemal się nie mylili. Wydawało się, że nasi nie wiedzieli, co się dzieje.
Trzeci set przyniósł radykalną zmianę sytuacji. Skoncentrowani, zdeterminowani Polacy szybko zdobyli przewagę (5:2), z każdą minutą ją powiększając. Przed drugą przerwą techniczną (16:11) było już jasne, że nic złego ich nie spotka. Znów w roli głównej występował Kurek, przez wielu uznawany za największy siatkarski talent na świecie. Po efektownej wygranej była nadzieja, że w czwartej partii Biało-Czerwoni dokończą dzieła. Nasi prowadzili 11:9, byli na dobrej drodze, ale wtedy Kunihiro Shimizu złapał wiatr w żagle. Atakujący Japończyków przedzierał się przez szyki obronne z niesamowitą skutecznością, zaliczył trzy asy serwisowe i wyprowadził swą drużynę na prostą - 17:12. To był koniec marzeń o zakończeniu sprawy w czterech setach, o wszystkim miał zadecydować tie-break. Niestety, Polacy nie zatrzymali już rozpędzonych przeciwników. Zdobyli pierwszy punkt, ale później mistrzowie Azji już wyraźnie dominowali.
Piotr Skrobisz
Wyniki wczorajszych meczów:
Iran - Egipt 3:2 (21:25, 25:20, 25:21, 17:25, 15:10), Brazylia - Kuba 3:2 (25:22, 24:26, 25:18, 23:25, 15:10), Japonia - Polska 3:2 (22:25, 25:15, 21:25, 25:21, 15:10). Polska: Łomacz, Pliński, Możdżonek, Kurek, Gromadowski, Bąkiewicz, Ignaczak (libero) oraz Nowakowski, Jarosz, Ruciak, Woicki, Bartman.
"Nasz Dziennik" 2009-11-19
Autor: wa