Rostowski będzie się tłumaczył
Treść
Prawo i Sprawiedliwość złożyło wczoraj w Sejmie wniosek o wyrażenie wotum nieufności wobec ministra finansów Jacka Rostowskiego. W ocenie polityków PiS, Rostowski nie radzi sobie na zajmowanym stanowisku, co w obliczu kryzysu może przynieść naszemu krajowi opłakane skutki. Odwołanie szefa resortu finansów na wniosek opozycji jest jednak nierealne, a PiS może liczyć w tej sprawie jedynie na wsparcie lewicy. Politycy Prawa i Sprawiedliwości argumentują, że wnioskiem o odwołanie Rostowskiego chcą zmobilizować rząd do działania i zwrócić uwagę opinii publicznej na sytuację gospodarczą w Polsce.
W ocenie Platformy Obywatelskiej, wniosek o odwołanie ministra finansów Jacka Rostowskiego to kolejny element kampanii Prawa i Sprawiedliwości przed eurowyborami. - Wniosek nie ma w Sejmie żadnych szans - stwierdza Grzegorz Dolniak, wiceprzewodniczący klubu Platformy Obywatelskiej. Nie tylko dlatego, że koalicja nie pozwoli sobie na to, aby opozycja odwoływała ministrów, lecz - jak dowodził - Rostowski broni się wynikami pracy. - Na tle sąsiadów Polska relatywnie dobrze radzi sobie w walce z kryzysem - uważa wiceszef klubu PO. Prawo i Sprawiedliwość może liczyć co najwyżej na niewystarczające do odwołania Rostowskiego poparcie posłów lewicy. - Działalność Rostowskiego jest przejawem doktrynerskiej, neoliberalnej polityki, która tłamsi naszą gospodarkę, zamiast ją rozwijać - mówił wczoraj szef SLD Grzegorz Napieralski. Politycy SLD uważają jednak, iż ten wniosek jest także wnioskiem o wotum nieufności dla polityki, którą jako minister finansów w rządzie PiS rozpoczęła Zyta Gilowska - decydując m.in. o obniżeniu podatków, a którą - zdaniem SLD - Rostowski kontynuuje.
Merytoryczna dyskusja po wyborach
Nad wnioskiem o odwołanie Rostowskiego posłowie będą debatować na pierwszym posiedzeniu Sejmu po wyborach do Parlamentu Europejskiego, które rozpocznie się 18 czerwca. Wiceprezes PiS Aleksandra Natalli-Świat wyjaśniała, że termin złożenia wniosku został wybrany z premedytacją. W jej ocenie, rząd zwleka z nowelizacją budżetu państwa ze względu na czerwcowe wybory, gdyż nie chce - w czasie kampanii wyborczej - ujawnić Polakom, w jakim naprawdę stanie jest nasza gospodarka. - Być może po okresie kampanii wyborczej rząd będzie bardziej skłonny do merytorycznej dyskusji - powiedziała Natalli-Świat. Wiceprezes PiS wyjaśniała, że wniosek o wotum nieufności dla Rostowskiego ma przede wszystkim zmusić rząd, aby wreszcie podjął działania w sprawie kryzysu, a także zwrócić uwagę opinii publicznej na sytuację gospodarczą w Polsce. Działa, jakie Prawo i Sprawiedliwość wytacza przeciw Rostowskiemu, są naprawdę potężne: Rostowski nie panuje nad finansami publicznymi, nie ma koncepcji działania, a zaniechaniem przyczynia się do pogłębienia kryzysu w naszym kraju. - Piątkowe wystąpienie ministra Rostowskiego jedynie utwierdziło nas w przekonaniu, że nie panuje nad finansami publicznymi, nie ma żadnej koncepcji, jak powinien wyglądać budżet na 2009 rok, choć mamy już drugą połowę maja. Mamy całkowite fiasko polityki, którą zaproponował nam minister Rostowski - mówiła Natalli-Świat.
Rostowski czeka na wzrost
Opozycja nie musiała się zbytnio natrudzić, aby ułożyć wniosek o wotum nieufności wobec ministra Rostowskiego, gdyż sam dał ku temu poważne powody. Choć jest już niemal połowa roku, to faktycznie do tej pory nie mamy budżetu państwa, na którym instytucje wydające środki budżetowe mogłyby oprzeć swoje wydatki. Rząd przygotował nierealny budżet, a teraz zwleka z przystąpieniem do jego nowelizacji, mimo że już na etapie tworzenia tegorocznej ustawy budżetowej ekonomiści niezwiązani z polityczną opozycją alarmowali, że przyjęte przy układaniu budżetu założenia są nierealne. Nawet te działania antykryzysowe, które anonsuje rząd, wprowadzane są bardzo opornie. Opozycja zarzuca ministrowi finansów m.in., że jego działania spowodowały też, iż w zeszłym roku niektóre ministerstwa nie otrzymały z resortu finansów środków na zapłatę swoich zobowiązań. Wskutek czego musiały gwałtownie ciąć wydatki pod koniec roku. Prawo i Sprawiedliwość wskazuje też m.in., że Ministerstwo Finansów jako priorytet postawiło utrzymanie za wszelką cenę niskiego deficytu, aby szybko wejść do strefy euro, co i tak jest nierealne.
Minister Rostowski do żadnej winy się nie poczuwa. - Polska gospodarka radzi sobie z kryzysem lepiej niż gospodarki wielu państw Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych. Od początku wiedzieliśmy, że Polska będzie w dużym stopniu odporna na ten kryzys. I dlatego w październiku ubiegłego roku nie poddaliśmy się histerii. Tylko nieliczne kraje Unii Europejskiej mają podobne wyniki - odpierał wczoraj ataki opozycji minister Rostowski, zastrzegając, że "do polityki wciągnąć się nie da" i na polityczne pytania odpowiadał nie będzie.
Szef resortu finansów ogłosił, że czeka na oficjalne dane, ale według niego w pierwszym kwartale tego roku nastąpił wzrost dochodu narodowego, co wyróżnia nas wśród innych państw Unii.
Rostowski zapowiedział, że do nowelizacji budżetu państwa dojdzie w lipcu. Nie był jednak w stanie odpowiedzieć na pytanie, w jakiej wysokości będzie deficyt budżetowy. W obowiązującym budżecie zapisano 18,2 mld złotych deficytu, ale już po czterech miesiącach tego roku wykonano 84 proc. tego planu, czyli 15,3 mld złotych. Premier Donald Tusk zadeklarował z kolei, że podwyżka deficytu będzie dla rządu ostatecznością. Ekonomiści nie mają jednak wątpliwości, iż będziemy zmuszeni podnieść deficyt. Według Ryszarda Petru z SGH, rząd może zdecydować się na zwiększenie deficytu o 4-5 miliardów złotych.
Artur Kowalski
"Nasz Dziennik" 2009-05-26
Autor: wa