Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rostowski o pieniądzach, które nagle wyparowały

Treść

Minister finansów nie tylko nie panuje nad finansami publicznymi, ale chyba nawet nie orientuje się, co się w nich dzieje. Pół roku czekaliśmy, aż Jacek Rostowski zdecyduje, że uchwalony na ten rok budżet państwa trzeba będzie praktycznie napisać od nowa - co wiadome było już w momencie uchwalania ustawy budżetowej. Wiele wydatków na cele publiczne jest obecnie wstrzymywanych, bo dysponenci pieniędzy budżetowych boją się zostać z niezapłaconymi fakturami. A to dezorganizuje realizację zadań publicznych i dodatkowo pogłębia kryzys gospodarczy. Rostowski nie był nawet w stanie wytłumaczyć unijnemu komisarzowi do spraw gospodarczych i walutowych Joaquinowi Almunii, skąd w Polsce "nagle" deficyt sektora finansów publicznych sięgnął aż 3,9 proc. PKB. Za zaniechania działań oraz niekompetencję rządu i ministra Rostowskiego będziemy musieli najprawdopodobniej zapłacić w przyszłym roku wyższymi podatkami.
Sejm debatował wczoraj nad wnioskiem PiS o odwołanie ze stanowiska ministra finansów Jacka Rostowskiego i zgodnie z oczekiwaniami koalicja rządząca obroniła członka swojego rządu. W jego obronie stanęło 223 posłów, za wotum nieufności było 193, a od głosu wstrzymało się 5. Za pozostawieniem Rostowskiego na stanowisku ministra opowiedzieli się wszyscy biorący udział w głosowaniu posłowie PO i PSL. Natomiast za jego odwołaniem było w całości PiS, Polska XXI, wszyscy - z wyjątkiem jednego posła, który głosował tak jak koalicja - posłowie klubu Lewicy, dwóch członków SdPl-NL (jeden się wstrzymał). Posłowie koła DKP wstrzymali się od głosu. Opozycja zarzucała szefowi resortu finansów, że działania Rostowskiego nie tylko nie przeciwdziałają kryzysowi w naszym kraju, lecz przeciwnie - pogłębiają go. Wytykając przy tym masę pomyłek, wpadek i nietrafionych prognoz. To było już drugie podejście do odwołania Rostowskiego ze stanowiska. W czerwcu zeszłego roku Prawo i Sprawiedliwość domagało się dymisji ministra finansów, argumentując, że powinien stracić stanowisko, gdyż nie obniżył akcyzy na paliwa, a prowadzona przez niego polityka doprowadziła do drożyzny. Rządząca koalicja swojego ministra wtedy obroniła, dając mu szansę dalszego wykazania się. Rostowski ją wykorzystał, ale po swojemu. Ze świecą trzeba by szukać wśród poprzedników ministra Rostowskiego takiego szefa resortu finansów, który przygotowałby budżet państwa w żaden sposób nieprzystający do rzeczywistości. A tym większą uwagę należało przyłożyć do przygotowania budżetu ze względu na kryzys gospodarczy. Tymczasem wskutek przyjęcia nierealnego budżetu państwa dzisiaj mamy do czynienia z niemal ślepymi cięciami w budżetach poszczególnych resortów czy też z przenoszeniem wydatków poza budżet, byle tylko nie wykazać zbyt dużego deficytu.
- Przygotowanie nierealnego budżetu państwa to nie tylko prestiżowa porażka ministra finansów. Konieczność zmiany budżetu utrudnia realizację zadań publicznych, spowolni wydatkowanie środków publicznych tak ważne w sytuacji kryzysu. To skrajnie nieodpowiedzialne. Dysponenci środków publicznych, aby nie pozostać w ręku z niezapłaconymi fakturami, wstrzymują się z wydatkami - mówiła wiceprezes PiS Aleksandra Natalli-Świat, uzasadniając wniosek o wotum nieufności dla ministra finansów. Zwróciła uwagę, że ustawa budżetowa była już nierealna w momencie jej uchwalania.
- Takie były opinie właściwie wszystkich ekspertów. Pan minister powie, że sytuacja była dynamiczna, ale czy to uzasadnia przyjęcie prognoz najmniej prawdopodobnych? - dodała Natalli-Świat. W jej ocenie, dwa priorytety, jakie przyjął sobie w polityce gospodarczej rząd Donalda Tuska - utrzymanie za wszelką cenę niskiego deficytu budżetowego i szybkie przyjęcie przez Polskę euro - zakończyły się fiaskiem. Oba priorytety oceniła jako błędne, a próba kurczowego trzymania się ich odbija nam się teraz czkawką. Kiedy dotarło do rządu, iż w tym roku nie jest możliwe utrzymanie kilkunastomiliardowego deficytu budżetowego, mamy do czynienia z gorączkowym cięciem wydatków oraz szukaniem wpływów do budżetu. Sposobem na to ma być drenaż dywidendowy spółek Skarbu Państwa, które szczególnie teraz - w sytuacji kryzysu - potrzebują kapitału. - We wrześniu 2008 roku pan premier Donald Tusk stwierdził, że w 2011 r. przyjmujemy euro. Rozumiemy wymogi propagandy, ale w kolejnych miesiącach pokazywano euro jako remedium na kryzys. W styczniu kazano nam zazdrościć Słowacji, która przyjęła euro. Dzisiaj już nikt o tym nie mówi. Teraz przykład Słowacji służy do pokazania, że znajdujemy się w lepszej sytuacji niż nasi sąsiedzi - zaznaczyła Natalli-Świat.
We wniosku o wotum nieufności wobec Rostowskiego opozycja zarzuca ministrowi finansów także m.in. ukrywanie przed społeczeństwem informacji na temat faktycznego stanu finansów państwa, jak również umyślne zwlekanie z nowelizacją budżetu aż skończy się kampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego.
Minister Rostowski zanotował całą masę wpadek. Na jesieni zeszłego roku utrzymywał prognozę, że w tym roku czeka nas 4-procentowy wzrost gospodarczy, mimo że eksperci ekonomiczni jasno stwierdzali, że jest ona nierealna. Przekonywał, iż jesteśmy zieloną wyspą na oceanie kryzysu i nic strasznego nam nie grozi. Prognozował, że polska gospodarka jest w dobrej kondycji, stopa bezrobocia spadnie, i jest przygotowana na obecne, kryzysowe czasy.
Z dnia na dzień po uchwaleniu tegorocznego budżetu państwa przystąpiono do akcji szukania możliwych cięć w wydatkach poszczególnych resortów. A nie tak dawno, kiedy pojawiły się niekorzystne dla Polski prognozy Komisji Europejskiej, Rostowski przekonywał na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, iż Komisja najwyraźniej się myli, by później, w wywiadzie - ale dla zagranicznej prasy - stwierdzić, iż prognozy te mogą być jednak prawdziwe. Przed kilkoma dniami przeszedł jednak samego siebie. Nie był bowiem w stanie wytłumaczyć Joaquinowi Almunii, unijnemu komisarzowi UE ds. gospodarczych i walutowych, dlaczego w Polsce tak wyraźnie wzrósł w stosunku do PKB deficyt sektora finansów publicznych. - Cały nasz nadzór, metody księgowe, prognozy są oparte na zasadach obliczania deficytu metodą memoriałową. Polska przywiązywała uwagę do liczb kasowych. Minister Rostowski dowiedział się o tej różnicy w dniu, kiedy GUS powiadomił Eurostat, że deficyt wyniósł 3,9 procent. Spotkałem go i spytałem: "Jacek, co się dzieje?". A on powiedział: "Muszę sprawdzić, to bardzo dziwne" - relacjonował Almunia swoją rozmowę z Rostowskim. Komisja Europejska musiała wkroczyć do akcji i obok standardowego - jeśli deficyt sektora finansów publicznych przekroczy 3 proc. PKB - objęcia nas procedurą nadmiernego deficytu zarekomendowała Polsce poprawę kontroli wykonania budżetu. Almunia zapewniał jednak wczoraj dyplomatycznie, że ma pełne zaufanie do Rostowskiego.
Za odwołaniem obecnego ministra finansów opowiedział się oprócz PiS także klub Lewica. Szef SLD Grzegorz Napieralski apelował nawet do Rostowskiego, by nie czekał na debatę nad wotum nieufności, tylko od razu sam podał się do dymisji.
Mimo swoich wpadek Rostowski wciąż mógł liczyć na Polskie Stronnictwo Ludowe. - Minister Rostowski jest dobrym ministrem i nie będziemy go odwoływali, ponieważ wam zależy na osłabieniu rządu, a my chcemy ten rząd wzmocnić - mówił w Sejmie Stanisław Żelichowski, szef klubu parlamentarnego PSL. Jego zdaniem, to, że nie straszył Polaków kryzysem, możemy zapisać po stronie sukcesów ministra. A według Żelichowskiego, pomyłki w prognozach również można mu wybaczyć. - Nie znam ministra finansów na świecie, który precyzyjnie przewidział wszystkie zmiany. Nasz minister też nie wszystko przewidział, ale efekt jego działań jest taki, że mamy jedną z najlepszych pozycji w Europie - dodał.
Tusk: Rostowski się sprawdza
Swojego ministra bronił premier. - Gdybyśmy mieli poczucie, że sprawy finansów publicznych i gospodarki są w rękach ludzi niesprawdzających się, to nie czekalibyśmy ani chwili na wotum nieufności ze strony opozycji, tylko w dobrze pojętym interesie publicznym i własnym szukalibyśmy innych ludzi - mówił Donald Tusk. Według szefa rządu, Rostowskiego bronią np. wyniki polskiej gospodarki, wskazujące, że w porównaniu z innymi krajami znajdującymi się w sytuacji podobnej do naszej w Polsce jest lepiej. - Nie ma takiego kraju w UE, w porównaniu z którym - gdy porównamy sytuację finansów publicznych i poziom rozwoju gospodarki - Polska wypadłaby źle. Wręcz przeciwnie, z jakimkolwiek krajem UE się porównamy, wszystkie bez wyjątku kryteria są zadowalające lub bardzo dobre - mówił premier. W jego ustach nie mogło jednak zabraknąć słów atakujących opozycję. Jedna z wypowiedzi do tego stopnia zbulwersowała posłów opozycji, iż marszałek Sejmu zgodził się nawet na zarządzenie przerwy w debacie. Premier zarzucił bowiem posłom opozycji grabież. - Nie jest dobrą metodą, że kiedy panuje sztorm i wszyscy na statku powinni sobie pomagać, znajduje się grupa ludzi, która w tym czasie, kiedy wszyscy inni ciężko pracują, plądruje walizki pasażerów. Tak nie powinno się robić - mówił Donald Tusk.
Zarzuty opozycji nie trafiały też do ministra finansów. Rostowski tłumaczył, że trudno mu się odnieść do wniosku Prawa i Sprawiedliwości. - Świat przechodzi najostrzejszy kryzys gospodarczy od drugiej wojny światowej. Są nim dotknięte wszystkie kraje. Jednak wyniki gospodarcze Polski są znacznie lepsze niż innych krajów europejskich i wielu krajów świata. Mimo tego właśnie teraz PiS składa wniosek o wotum nieufności dla ministra finansów. Bo jak stwierdzono w uzasadnieniu tego wniosku: nie radzi sobie z kryzysem. To stawia mnie w trochę kłopotliwej sytuacji. Z jednej strony, skoro główna partia opozycyjna zarzuca coś rządowi, to szacunek wobec wyborców i reguł demokracji wymaga, by z tych zarzutów się wytłumaczyć. Z drugiej strony, bardzo trudno ustosunkować się do tezy PiS, iż Polska osiąga najlepsze wyniki w Europie, dlatego że rząd prowadzi błędną politykę - tłumaczył Rostowski.
Na zarzuty o pomylone prognozy odpowiadał, że mylił się też np. minister finansów Niemiec, znacznie przeszacowując wzrost PKB. Rostowski wyjaśniał, że taka, a nie inna polityka rządu miała na celu wzmocnienie wiarygodności finansowej Polski. Temu służyć miały zapowiedzi, że priorytetem dla rządu jest utrzymanie niskiego deficytu i komunikowanie, że Polska w dużym stopniu jest odporna na skutki kryzysu.
Artur Kowalski
"Nasz Dziennik" 2009-06-26

Autor: wa