Smuda: Nie ma co biadolić
Treść
- Mam w sobie dużo odwagi i niczego się nie boję - powiedział wczoraj nowy selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski Franciszek Smuda. Obiecał, że jest w stanie nie tylko stworzyć silną drużynę, ale i zadbać o pozytywną atmosferę wokół PZPN. - Wszyscy oczekują od nas dobrych wyników już teraz, nie czekając na Euro 2012 - dodał.
Smuda został wczoraj oficjalnie zaprezentowany jako trener naszej narodowej drużyny. Uroczysta konferencja prasowa przebiegła pod hasłami nadziei na lepsze jutro oraz wmawiania, że dziś wcale nie jest tak źle, jak niektórym się wydaje. Do tego drugiego stanowiska próbował przekonywać m.in. wiceprezes PZPN Antoni Piechniczek, powołując się na... historyczne już zwycięstwa drużyny Leo Beenhakkera nad Portugalią i Czechami. - Pamiętajmy, że w tych spotkaniach grali zawodnicy, którzy niedawno decydowali o obliczu reprezentacji. Może inny trener będzie potrafił wydobyć z nich jeszcze więcej. Nie powiem zatem, że jest dobrze, ale nie tak źle, jak niektórzy głoszą - powiedział. Użalać się nad stanem aktualnym nie chciał także Smuda. - Nie ma co biadolić, bo nasi piłkarze popadną w takie kompleksy, że na mecz z rywalem pokroju Anglii wyjdą w pampersach. Pomóżmy im raczej odbić się w górę - zaapelował.
Nowy selekcjoner wierzy, że temu podoła. Prowadzona przez niego drużyna ma grać nie tylko lepiej, skuteczniej, ale i walczyć do upadłego, niezależnie od klasy przeciwnika. - Uważam, że jesteśmy w stanie zbudować zespół z charakterem, ambitny, wyrazisty - przyznał. Choć kolejny mecz o stawkę Polska rozegra dopiero na inaugurację Euro 2012, Smuda chce, by jego podopieczni poważnie i z pełnym zaangażowaniem podchodzili do wszystkich potyczek towarzyskich. Nie rozróżnia spotkań mniej i bardziej ważnych. - Niby mamy 2,5 roku, ale nikt nie będzie tak długo czekał na wyniki. Oczekuję zwycięstw, po dobrej grze, w dobrym stylu, w każdym meczu, także sparingowym - zadeklarował. Sam ma nadzieję, że PZPN znajdzie odpowiednio silnych i wymagających przeciwników, bo tylko na tle takowych będzie można ocenić, czy reprezentacja robi postępy.
Na fotelu selekcjonera Smuda zadebiutuje w listopadowych meczach z Rumunią i Kanadą. Wczoraj poinformował, że tymczasowo w pracy pomagać mu będą Tomasz Wałdoch (jako asystent) i Jacek Kazimierski (trener bramkarzy). Niewykluczone, że obaj zostaną w sztabie na stałe, ale "Franz" z doborem współpracowników nie ma zamiaru się spieszyć. Na razie "łata" też kadrę, jaką powołał na najbliższe spotkania. Kontuzjowanego Rafała Murawskiego zastąpił Radosławem Majewskim, a kto zajmie miejsce Arkadiusza Głowackiego, zadecyduje po najbliższej kolejce ligowej. Raz jeszcze podkreślił wczoraj, że przed nikim nie zamyka drzwi do drużyny. - Szanse mają nawet rezerwowi, którzy regularnie trenują i chcą grać. Jedynym kryterium będzie odpowiedź na pytanie, na ile dany zawodnik może być pomocny reprezentacji - powiedział. W niedzielę Smuda ma zamiar porozmawiać z urodzonym w Gliwicach obrońcą Werderu Brema Sebastianem Boenischem i przekonać go do występów w naszej drużynie.
Na powołanie, przynajmniej obecnie, nie może liczyć tylko Euzebiusz Smolarek. - Wiem, że strzelał dużo bramek, był liderem zespołu, ale dziś nie ma klubu. Jest profesjonalistą, gdyby chciał występować w reprezentacji, zdecydowałby się podpisać z kimś kontrakt, nawet rezygnując z części apanaży - dodał.
Smuda obruszył się na stwierdzenie, że został wybrany na selekcjonera, aby być tarczą chroniącą PZPN przed atakami mediów i kibiców. A Jerzy Engel, dyrektor sportowy związku, nie omieszkał wtrącić, że już dawno nie mieliśmy trenera obejmującego kadrę w tak znakomitej atmosferze i z takim poparciem opinii publicznej.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-11-05
Autor: wa