Srebro Korzeniowskiego - polski dorobek pływackich mistrzostw świata
Treść
Jeden srebrny medal Pawła Korzeniowskiego i kilka rekordów Polski to dorobek naszych reprezentantów w zakończonych w niedzielę w Rzymie pływackich mistrzostwach świata. Nie wygląda imponująco, ale na więcej nie liczyliśmy. Do Włoch pojechała bowiem głównie młodzież, która na miejscu miała się uczyć i zbierać doświadczenia. Zawody przyniosły mnóstwo rekordów globu, dla większości komentatorów mało wartościowych i całkowicie niewymiernych.
Cztery lata temu w Montrealu polscy pływacy stanęli na podium czterokrotnie. Bohaterką była Otylia Jędrzejczak, która zdobyła dwa medale - złoty i brązowy. Ten z cenniejszego kruszcu, wywalczony na jej koronnym dystansie 200 m stylem motylkowym, okrasiła do tego rekordem świata. Po złoto, w tej samej konkurencji, sięgnął również Korzeniowski. Trzeci w sprincie na 50 m stylem dowolnym był Bartosz Kizierowski. W 2007 roku w Melbourne nasi wypadli równie dobrze. Rozbłysnęły talenty dwóch szczecinian: Przemysława Stańczyka i Mateusza Sawrymowicza, którzy stanęli na najwyższym stopniu podium. Jędrzejczak nie zdobyła co prawda złota, ale wróciła do kraju z dwoma krążkami - srebrnym i brązowym. Polskie pływanie było w szczytowym okresie swego rozwoju, wydawało się, że przyszłość kształtuje się w jak najbardziej pozytywnych barwach. Potem jednak przyszły igrzyska w Pekinie, coś tąpnęło, mistrzowie wykruszyli się i przed wyjazdem do Rzymu o medalowych aspiracjach głośno nie mówił nikt. Jeżeli już, to nieśmiało i tylko w przypadku osoby Korzeniowskiego. Oprócz niego na najważniejszą imprezę sezonu jechała bowiem młodzież. Brakowało gwiazd. Jędrzejczak, po miesiącach przeróżnych perypetii, zamiast w basenie znalazła swe miejsce w kabinie telewizyjnego komentatora. Sawrymowicza zmogła choroba, Stańczyk nie zdobył kwalifikacji. Zabrakło Kizierowskiego, Katarzyny Baranowskiej, Aleksandry Urbańczyk i Beaty Kamińskiej, a więc osób, które w ostatnich latach nadawały ton polskiemu pływaniu. W takiej sytuacji medal Korzeniowskiego przyjęliśmy z ogromną radością. Szalenie zdolny zawodnik przegrał jedynie z Amerykaninem Michaelem Phelpsem, czyli pływakiem niedościgłym dla nikogo. Pokazał się ze świetnej strony, udowodnił słuszność wprowadzonych nowinek treningowych, no i zaimponował charakterem. Poza nim Polacy nie byli w stanie zbliżyć się do najlepszych, ale też tego nie oczekiwaliśmy. Liczyliśmy na to, że będą bili rekordy życiowe, rekordy kraju i kilkoro naszych młodych, zdolnych nie zawiodło. Talent potwierdzili Alicja Tchórz i Radosław Kawęcki (200 m stylem grzbietowym) oraz Konrad Czerniak (50 m st. dowolnym), którzy w niedalekiej przyszłości mogą pójść w ślady starszych, bardziej utytułowanych koleżanek i kolegów.
Z drugiej strony na rzymskie mistrzostwa nie sposób patrzeć z pewną rezerwą. Choć pod wieloma względami były rewelacyjne, bo przyniosły aż 43 rekordy świata, pozostawiły niesmak i mnóstwo kontrowersji. Co z tego, że zawodnicy przekraczali granice i bariery, wydawało się, poza zasięgiem, skoro równie dużo, a może i częściej, mówiło się nie o ich wyczynach, tylko kosmicznych strojach? Nawet mistrzowie przyznawali, iż bez supernowoczesnych kostiumów nie byliby w stanie pływać tak szybko i osiągać takich sukcesów. Nazwy Jaked01 czy Arena X-Glide jednych zachwycały, dla drugich stały się przekleństwem zdrowej, uczciwej rywalizacji. Poliuretanowe, posiadające fantastyczną wyporność, nieprzepuszczające wody, tak obcisłe, że aż niepowodujące bólu mięśni na finiszu, umożliwiły bicie rekordów za rekordem. W Rzymie przeciw "wyścigowi zbrojeń" zaprotestował m.in. Phelps, który tym razem nie wbił się (to właściwe określenie, założenie "skóry XXI wieku" jest męczarnią, trwa ponad pół godziny) w kosmiczne stroje, tylko dobrze sobie znany Speedo LZR. Patrząc z tej perspektywy, można by go okrzyknąć obrońcą sportowych wartości, ale nie zapominajmy, że w tym samym kostiumie wystąpił na igrzyskach w Pekinie, a wówczas był to ubiór przyszłości, niedostępny dla większości konkurentów. Tak czy inaczej Amerykanin w przestarzałym (jak to brzmi) sprzęcie pływał fantastycznie i bił fantastyczne rekordy. Wynik na 100 m motylkiem (49,82 s) był najbardziej wartościowym uzyskanym w Rzymie.
Co zatem mają czuć Włoszka Federica Pellegrini i Niemka Britty Steffen, które ustanawiały po trzy rekordy globu, czy rewelacyjna 15-letnia Szwedka Sarah Sjostrom, dwukrotna rekordzistka? Czy powinny być z siebie dumne, czy też uznać, że w takich okolicznościach i w takich strojach wyniki nie miały wielkiej wartości? Na to muszą odpowiedzieć sobie same, a nie zapominajmy, iż Międzynarodowa Federacja Pływacka (FINA) jeszcze do końca nie określiła, co zrobi z tymi rezultatami. Na razie wiadomo, że od 1 stycznia przyszłego roku kostiumy nowej generacji będą zabronione. Wyścig zbrojeń, przynajmniej ten szalony, niekontrolowany, się zakończy. Pływanie - miejmy nadzieję - wróci do czasów, w których o sukcesie decyduje w większej mierze człowiek, jego talent i wytrenowanie, niż sprzęt.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-08-04
Autor: wa