Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Szefowa Federacji kreuje się na naiwną

Treść

Z Markiem Czachorowskim z Katedry Etyki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II rozmawia Anna Ambroziak
Wczoraj ruszył proces Nowicka v. Najfeld. Pozew jest bezprecedensowy...
- Tak prawdę mówiąc, to nie czuję się zaskoczony faktem, że pani Nowicka ma czelność kogoś myślącego pozywać przed sąd. Nie jest ona bynajmniej miłośniczką nienarodzonych dzieci, ale jest funkcjonariuszem międzynarodowej sieci promującej i opłacającej aborcję.
Dziwi mnie tylko treść pozwu. Czyżby pani Nowicka nie wiedziała, czym kieruje? Przecież częścią Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny jest Towarzystwo Rozwoju Rodziny, funkcjonujące od czasów stworzenia w Polsce ustawy aborcyjnej, Towarzystwo, które ślubowało wierność PZPR. Obecnie to ono jest częścią Federacji. I szokuje mnie to, że pani Nowicka o tym nie wie. Ale myślę, że sędziowie to wiedzą.
Pańskim zdaniem, pozew Nowickiej to próba utrzymania tematu związków między działaczami lewicowymi a biznesem aborcyjno-antykoncepcyjnym w sferze tabu?
- Być może. Ponieważ trzeba tu bardzo wyraźnie podkreślić, iż z różnych powodów tego typu organizacje, jak Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, które promują aborcję i antykoncepcję, oczywiście pod płaszczykiem dobra i obrony praw kobiet, nie lubią, jak głośno im się to wytyka.
Chciałbym przytoczyć tu pewien przykład. W 1974 r. odbyła się Światowa Konferencja Ludnościowa w Bukareszcie, podczas której nastąpiło swoiste odsłonięcie przyłbicy organizacji proaborcyjnych - państwa tzw. Zachodu zaapelowały wówczas do biednych krajów (a najczęściej swoich byłych kolonii), by te zaczęły prowadzić politykę antyurodzeniową. Na szczęście skończyło się to fiaskiem, kraje biedne powiedziały NIE, został opracowany tzw. raport Kissingera (? propos - odsłonięty jednak dopiero w latach 90.), w którym postulowano ukrywanie tego antynatalistycznego zaangażowania.
Proces Najfeld nie jest jedyny. Nie wiadomo jeszcze, jaki finał znajdzie sprawa wytoczona przez Alicję Tysiąc, wspieraną przez prawników Nowickiej, przeciwko "Gościowi Niedzielnemu". Ale chyba nie jest to Panu zbyt obce, gdyż Pan sam otarł się kiedyś o proces z racji obrony życia...
- Rzeczywiście. Było to jeszcze w czasach PRL, kiedy istniała taka gazeta "Słowo Powszechne", w której wypowiedziałem się na temat IPPF. Od razu redakcja dostała ostrzeżenie, że jeżeli nie umieszczą sprostowania, to będzie się musiała liczyć z kosztownym procesem. Widać więc, że oni nie lubią, jak wprost mówi się im prawdę. Być może dobrze, że takie sprawy znajdują epilog w sądzie, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że pani Najfeld ciężko w sądzie stawać. Dziś, niestety, panuje tzw. poprawność polityczna, wiele tematów jest objętych tabu.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-07-17

Autor: wa