Ten hałas, zapach, dynamika...
Treść
Rozmowa z Tomaszem Gollobem, wicemistrzem świata w jeździe na żużlu
Niedawno cieszył się Pan ze srebrnego, szóstego w karierze medalu indywidualnych mistrzostw świata. Można go jakoś porównać z pięcioma wcześniejszymi?
- Każdy z nich był inny, każdy miał swoją historię, drogę, ale był tak samo cenny. Staram się nie porównywać i nie wartościować, wszystkie sukcesy mają dla mnie podobną wagę. Nie da się jednak ukryć, że teraz jest trudniej, sezon jest bardziej wyczerpujący i po prostu dłuższy. Gdy sięgałem po pierwszy medal, mistrzostwa składały się z zaledwie sześciu eliminacji, teraz z aż jedenastu. Różnica jest spora i odczuwalna, kalendarz startów napięty.
To srebro było niewątpliwym sukcesem, wyczynem, ale wszyscy sympatycy żużla w Polsce wiedzą, jak bardzo marzy Pan o najwyższym stopniu podium. Czego tym razem zabrakło?
- Troszkę szczęścia, może troszkę determinacji w dążeniu do jeszcze lepszego miejsca. Po drodze musiałem borykać się z przeróżnymi problemami, nie wszystkie zawody wyglądały tak, jak tego oczekiwałem, pogubiłem nieco punktów. Ale nie mogę narzekać, uzyskałem znakomity wynik. Tytuł nie trafił w przypadkowe ręce, Jason Crump na niego zasłużył.
Nie jest Pan nieco zrezygnowany, zmęczony, może nawet sfrustrowany tą ciągłą pogonią za mistrzostwem świata, na razie nieskuteczną?
- Gdybym był, to pewnie powiedziałbym "pas". Mam ciągle wielką motywację i tak będzie, dopóki na stałe nie zsiądę z motocykla. A na to się nie zanosi, przynajmniej przez kilka najbliższych lat, dopóki starczy mi zdrowia i sił. Zniechęcenie, znużenie powinno być stanem obcym sportowcom mającym ambicje, do czegoś dążącym. Sukces wymaga poświęceń i cierpliwości, jedni odnoszą go szybciej, drudzy później. Ja wciąż mogę jeszcze sporo osiągnąć, mam co wygrać i co zdobyć. A przy okazji myślę, że swoim uporem pokazuję młodszym kolegom, stojącym u progu kariery, iż nie ma niczego piękniejszego od uprawiania sportu, realizowania się w nim, pokonywania swoich słabości.
Czuje się Pan już zawodnikiem spełnionym, zrealizowanym?
- W stu procentach, co nie oznacza, że mam zamiar spocząć na laurach. Tak długo, jak będę jeździł, będę walczył o najwyższe cele. Wygrywanie, zdobywanie sprawia mi ciągle ogromną frajdę i jest doskonałym motorem napędowym. Sport, nie tylko żużel, jest moją pasją, moim życiem.
To powód, dla którego w wieku 38 lat czerpie Pan nadal z niego tyle frajdy, siły, radości?
- Nie uważam, by zawodnik zbliżający się do czterdziestki był już spisany na straty. Bo niby dlaczego? Jeśli dobrze się prowadzi, dba o siebie, a przy okazji ciągle bawi się sportem, może nadal robić swoje. Ja chcę pokazywać i propagować nowy trend, cały czas uważam, że znajduję się w fazie rozkwitu swoich możliwości. Dostrzegam rezerwy, wciąż mam co poprawiać, mogę doskonalić swe umiejętności. Czterdziestka nie oznacza jeszcze emerytury.
Żużel mnie wciąż fascynuje, jest mnóstwo rzeczy, które mnie do niego przyciągają. Hałas, specyficzny zapach, dynamika, prędkość, zmienność wydarzeń w ciągu zaledwie 60 sekund szalonej rywalizacji na granicy ryzyka. To jest to!
A przy okazji lata na karku oznaczają większe doświadczenie, w żużlu niebagatelne. Wiedza wyniesiona z toru pozwala odnajdywać się i wychodzić z najtrudniejszych opresji.
Jeździ Pan na żużlu już ponad 20 lat, jak przez ten czas zmieniała się ta dyscyplina?
- Tak jak zmieniający się świat wokół nas. Dziś rywalizujemy przy pełnych trybunach, na nowoczesnych, pięknych stadionach, przy blasku fleszy i kamer. Sama istota, sedno, oczywiście pozostała ta sama, nadal liczą się człowiek i maszyna, umiejętność podejmowania dobrych, odważnych decyzji, refleks.
A jak przez ten czas zmieniał się Tomasz Gollob?
- Adaptował się do sytuacji, w jakiej się znajdował. Z roku na rok jestem innym i wydaje mi się, lepszym zawodnikiem. Co to oznacza? Trudno mi powiedzieć, nie umiem scharakteryzować pokrótce dobrego żużlowca. Każdy z nas jest inaczej skonstruowany, ma inne cechy, predyspozycje i... tajemnice swojego sukcesu.
Żużel ma przed Panem jeszcze jakieś zagadki?
- O tak, i to wiele. Nieustannie coś nowego odkrywamy i poznajemy, to ciągłe doskonalenie siebie, sprzętu. Nie ma innej drogi do mistrzostwa jak poprzez pracę, nieustanną pracę. To jedyny kierunek.
Dwa lata temu był Pan czwartym zawodnikiem na świecie, rok temu trzecim, teraz drugim. Wychodzi na to, że za rok będzie Pan pierwszy.
- To jest tylko sport, nie dam się złapać w sidła i nie obiecam, że tak faktycznie będzie. Chcę pojeździć jeszcze przez parę ładnych lat, dlatego mam jeszcze nieco czasu, by zdobyć tytuł. Pewne jest tylko to, że następny sezon będzie kolejnym w mojej karierze.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
Tomasz Gollob (Stal Gorzów) - najlepszy i najbardziej utytułowany polski żużlowiec, sześciokrotny medalista indywidualnych mistrzostw świata. Ma w kolekcji dwa srebrne (1999, 2009) oraz cztery brązowe (1997, 1998, 2001, 2008) krążki, wciąż czeka na ten wymarzony, z najcenniejszego kruszcu. W 1999 r. był liderem cyklu jeszcze przed ostatnią eliminacją, ale doznał kontuzji, która na samym finiszu pozbawiła go szans w rywalizacji ze Szwedem Tonym Rickardssonem. W zakończonym kilkanaście dni temu kolejnym sezonie przegrał z Australijczykiem Jasonem Crumpem.
Gollob wygrał do tej pory 16 eliminacji MŚ, 45 razy jeździł w finale.
Pisk
"Nasz Dziennik" 2009-10-28
Autor: wa