Przejdź do treści
Przejdź do stopki

To, co mówi Kiszczak, jest niewiarygodne

Treść

Z mecenasem Januszem Margasińskim, pełnomocnikiem rodzin górników zastrzelonych w kopalni "Wujek", rozmawia Zenon Baranowski
W lutym ruszy czwarty proces Czesława Kiszczaka oskarżonego o sprawstwo kierownicze pacyfikacji w kopalni "Wujek". W wywiadach Kiszczak powtarza, że nie wydawał rozkazów, a broń została użyta w obronie własnej.
- To linia obrony przyjęta przez Kiszczaka. Absolutnie nie zasługuje na wiarę, ponieważ jest zupełnie oderwana od ówczesnej rzeczywistości. Szyfrogram można określić jako bezprawny i taki, który doprowadził do tragedii w "Wujku" i nie tylko. Stanowił podstawę dla służb reżimowych do dławienia oporu i do strzelania do ludzi. Jestem zaskoczony tym, że media w ramach pewnej przychylności wobec tego człowieka publikują tego rodzaju wywiady.
Ale to ma miejsce nie tylko na płaszczyźnie medialnej. Według wyroku warszawskiego sądu apelacyjnego, zbyt dużą wiarę zeznaniom Kiszczaka dał także sąd okręgowy.
- Kiszczak ma konkretny zarzut, rozesłał szyfrogram, w którym ustalił reguły postępowania i zezwolił na używanie broni pododdziałom formacji mu podległych. To jest przedmiotem postępowania. To, czy doszło do walki w "Wujku", czy nie doszło, to jest kwestia wtórna. Zresztą zupełnie sprzeczna, jeżeli chodzi o sąd warszawski, z tym, co uznał sąd w Katowicach. Nigdy nie było w "Wujku" walki wręcz między górnikami a siłami, które chciały ten strajk zdławić. Patrząc z perspektywy najbliższego procesu (ponieważ mamy już te terminy wyznaczone), ta sprawa powinna być naprawdę osądzona w dwóch, trzech terminach. I powinno być po procesie.
Wydając ten szyfrogram, Kiszczak dał wolną rękę...
- Tym szyfrogramem scedował uprawnienie do podjęcia decyzji o użyciu broni na dowódcę pododdziału.
Czyli bardzo niski szczebel...
- Najniższy możliwy szczebel. On upoważnił do podjęcia decyzji o użyciu broni dowódcę takiego pododdziału.
Przez 20 lat praktycznie nie rozliczono zbrodni komunistycznych.
- Dotyka pan kwestii politycznej. Ja bym się nie chciał na ten temat specjalnie wypowiadać.
Uważa Pan, że to kwestia polityczna?
- Tak. Dzisiejsza rzeczywistość jest chyba konsekwencją porozumień zawartych przy Okrągłym Stole.
Poświęcono racje sprawiedliwości w imię korzyści politycznych...
- W pierwszym procesie w sprawie "Wujka" zeznawał Wojciech Jaruzelski. Po jego zeznaniach można było wyrobić sobie opinię, jaka była jego rola. W jaki sposób traktował państwo, Naród. Wówczas określiłem go jako sowieckiego generała w polskim mundurze, który spośród polityków tamtego reżimu miał chyba najwięcej krwi naszych rodaków na rękach. I jemu powierzono funkcję prezydenta w 1989 roku.
Ale mamy niezależne sądy...
- W "Naszym Dzienniku" był wywiad z senatorem Piotrem Andrzejewskim, który mówił na temat rozliczania w sądach zbrodniczej przeszłości komunistycznej. Ja się z nim w pełni zgadzam, że jeśli chodzi o tego rodzaju sprawy, to natrafiają one na wyjątkowy opór ze strony sądów, żeby je szybko, sprawnie i solidnie osądzić. Dlaczego tak się dzieje, nie potrafię zdiagnozować. Ale zjawisko oporu sądów przed osądzeniem tych zbrodni jest.
Może po 1989 r. było sensowne powołanie jakiegoś specjalnego trybunału do rozliczenia zbrodni komunistycznych.
- Dwadzieścia lat temu można było zmienić Konstytucję, powołać właściwe organy i wszystko rozliczyć. Inaczej by to wszystko dzisiaj wyglądało. Nieukarana zbrodnia jest stokroć gorsza niż nawet - można zaryzykować - jakaś drobna sądowa pomyłka. Na świecie nie ma tego rodzaju oporów. Niemcy nie patrzą na nic, sądzą Johna Demjaniuka. Wszędzie się sądzi ludzi, którzy popełniali zbrodnie. Obecnie nie widzę racjonalnych przesłanek do tego, żeby powoływać jakiś specjalny sąd. Wymiar sprawiedliwości powinien sobie z tym poradzić. Ale tylko taki, który dobrze funkcjonuje.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-12-18

Autor: wa