Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Traktat ciągle w grze

Treść

Tuż za naszą południową granicą toczy się ciągle dyskusja nad zapisami traktatu lizbońskiego, a w Polsce natomiast na ten temat cisza. Wszystkie partie, które wybraliśmy do parlamentu, zgadzają się, że traktat powinien wejść w życie, a parlamentarzyści zdają się już nie zastanawiać nad tym, czy nasza Konstytucja będzie stać ponad zapisami traktatu, czy przy pomocy nowego unijnego traktatu to urzędnicy w Brukseli będą decydować o podatkach w Polsce, czy też regulować krajową politykę rodzinną. Zapisów traktatu nie tłumaczą Polakom także największe działające w naszym kraju media. A jedyny argument za podpisaniem traktatu jest taki, iż jego ratyfikacja sprawi, że zyskamy uznanie w oczach najmożniejszych w Unii, dzięki czemu premier Polski dostąpi zaszczytu poklepania po ramieniu przez szefa rządu Włoch bądź Francji.
Zarówno Platforma Obywatelska z koalicyjnym Polskim Stronnictwem Ludowym, jak i Sojusz Lewicy Demokratycznej od miesięcy nie ustają w namawianiu prezydenta Lecha Kaczyńskiego do jak najszybszej ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Apel wykorzystują przy tym do walki politycznej, oskarżając głowę państwa, iż wstrzymując ratyfikację traktatu, działa na szkodę naszego kraju. A na to, że jest to jedynie działanie czysto polityczne, bez refleksji, czy traktat rzeczywiście jest dobry, czy nie zawiera żadnych pułapek, wskazuje fakt, że prezydenta do złożenia podpisu pod traktatem namawiać wcale nie trzeba. Lech Kaczyński wielokrotnie podkreślał, że z ratyfikacją poczeka na jednomyślność państw Unii Europejskiej w sprawie traktatu, a dokładnie na weryfikację poglądu w tej sprawie przez Irlandczyków. To w Irlandii, jako jedynym państwie Unii, pozwolono wypowiedzieć się w kwestii traktatu obywatelom, a ci traktat odrzucili. Pozwolono jednak tylko dlatego, że do jego akceptacji w wyniku referendum wymagało tamtejsze prawo. Do ponownego referendum w Irlandii dojść ma na jesieni tego roku.
Większej refleksji nad zapisami traktatu lizbońskiego nie ma też w Prawie i Sprawiedliwości. Chociaż to jedynie w PiS znalazła się znaczna grupa posłów, którzy ocenili traktat negatywnie i zdecydowali się zagłosować w Sejmie przeciwko ratyfikacji. Zostali jednak przegłosowani i na tym, zdaje się, sprawa traktatu dla kierownictwa partii została zakończona. Prezes PiS Jarosław Kaczyński powtórzył wczoraj, że jego partia jest za przyjęciem przez Polskę traktatu lizbońskiego. Stwierdził jednak, iż prezydent powinien wstrzymać się z podpisaniem ratyfikacji do czasu uzyskania jednomyślności w sprawie przyjęcia traktatu we wszystkich państwach Unii. Jarosław Kaczyński przekonywał też przed miesiącem na antenie Radia Maryja, że w obecnej wersji traktat nie niesie dla Polski niebezpieczeństw. W przeciwieństwie do Polski pytać o korzyści czy zagrożenia nie wstydzą się w Czechach. Tam wciąż jeszcze trwa dyskusja nad traktatem, bo przecież wciąż nie stał się dokumentem obowiązującym w Unii. A czescy politycy chcą zabezpieczyć się zapisami, iż to krajowa konstytucja stoi ponad paragrafami obszernego i zawile napisanego unijnego traktatu czy też, że w przyszłości nie utracą kontroli nad stanowieniem podatków w swoim kraju.
Oprócz Polski i Czech, gdzie do przyjęcia traktatu brakuje jeszcze podpisu prezydenta (z tym, że w przeciwieństwie do Lecha Kaczyńskiego Vaclav Klaus do złożenia podpisu się nie kwapi) i Irlandii, gdzie trwają przygotowania do ponownego poddania traktatu pod ogólnonarodowe referendum, także procedura ratyfikacji nie zakończyła się całkowicie w Niemczech. U naszego zachodniego sąsiada traktat bada trybunał konstytucyjny.
Artur Kowalski
"Nasz Dziennik" 2009-06-23

Autor: wa