Urzędnicy chronili katów mojego syna
Treść
Zeznający wczoraj przed sejmową komisją śledczą Włodzimierz Olewnik w słowie wstępnym obarczył wymiar sprawiedliwości winą za to, że przez zaniechania przyczynił się do śmierci jego syna Krzysztofa. - Dzisiaj już wiem, że mój syn mógł żyć. Za jego śmierć odpowiadają urzędnicy resortu sprawiedliwości i MSWiA, którzy chronili katów Krzysia - powiedział Włodzimierz Olewnik.
Włodzimierz Olewnik zna wiele szczegółów pozwalających ustalić chronologię poszczególnych zdarzeń. Przypomniał, że sprawców zatrzymano dopiero w 2005 r., chociaż z materiałów śledczych już od samego początku (październik 2001 roku) było wiadomo, kto dokonał przestępstwa. Mówił nawet, że ma dziś wyrzuty sumienia z tego powodu, iż zaufał policji i prokuraturze. Potwierdził także, że z akt sprawy widać, iż sprawne działanie organów ścigania mogło uratować życie jego syna. Przez cztery lata nie sporządzono nawet planu śledztwa, a zrobiła to dopiero policja w Olsztynie, która doprowadziła do zatrzymań. - Działania te były świadome - stwierdził.
Pytał, czy za porwaniem nie stał żaden układ polityczny. Po uprowadzeniu Krzysztofa jego rodzina zwracała się o pomoc do ministra spraw wewnętrznych Ryszarda Kalisza, wiceministra Andrzeja Brachmańskiego, kolejnych ministrów sprawiedliwości, w tym Grzegorza Kurczuka, Marka Sadowskiego i Andrzeja Kalwasa, koordynatora ds. służb specjalnych Zbigniewa Siemiątkowskiego, posła Andrzeja Piłata. Niestety - jak wynika z zeznań - od żadnego nie uzyskali pomocy.
Uprowadzenie miało miejsce w nocy z 27 na 28 października 2001 r., po imprezie towarzyskiej w domu Krzysztofa i od pytań dotyczących tego wydarzenia posłowie komisji rozpoczęli wczoraj przesłuchanie Włodzimierza Olewnika. Według niego, spotkanie zostało zorganizowane z inicjatywy byłego szefa policji w Drobinie, Wojciecha Kęsickiego (ten zeznawał, że z inicjatywy Olewnika), a celem miało być przeproszenie jednego z policjantów za incydent wywołany przez Krzysztofa. Okazało się, że właśnie ten policjant nie wziął udziału w imprezie. Olewnik proponował na miejsce spotkania własny dom, ale Kęsicki nalegał, aby odbyło się to w domu Krzysztofa. Zdaniem Olewnika, Kęsicki zwrócił jego uwagę swoim dziwnym zachowaniem na imprezie, ponieważ udawał, że jest bardziej pijany niż w rzeczywistości powinien być.
W spotkaniu brał udział także przyjaciel Krzysztofa, Jacek Krupiński, który ma zarzuty w sprawie i przebywał w areszcie od lutego do sierpnia br. Obydwaj prowadzili wspólnie interesy. Jeden z pracowników Olewnika, który zjawił się wraz z nim i innymi osobami w domu po uprowadzeniu, zwrócił uwagę na dziwne zachowanie Krupińskiego, który miał usiąść przed domem, podczas gdy inni biegali po domu, próbując ustalić, co się stało.
Rodzina od początku miała podejrzenia wobec Krupińskiego, ale w styczniu 2002 r. dosyć niespodziewanie Remigiusz Minda, szef grupy policjantów, wobec którego Olewnik skierował wczoraj wiele oskarżeń, zapewniał go, że billing połączeń z numerem telefonu Krupińskiego mający dowodzić jego kontaktów z przestępcami "jest sfałszowany przez Krzysztofa Rutkowskiego" (firma detektywa Rutkowskiego brała udział w wyjaśnianiu sprawy uprowadzenia). Od tego momentu rodzina uznała, że śledztwo jest niewłaściwie prowadzone.
Jak zeznał Olewnik, różni "naciągacze" mieli wyłudzić od niego ponad milion złotych za pomoc w znalezieniu Krzysztofa.
Rodzina ma duży żal m.in. do Siemiątkowskiego, który w ogóle nie reagował na prośby o pomoc (co dotyczy również Kalisza). Olewnik i jego córka spotkali się w Warszawie z Siemiątkowskim i przekazali mu informacje i dokumenty dotyczące sprawy, prosząc o interwencję, ale ten miał je przesłać do Kancelarii Sejmu, nie podejmując tematu.
Przewodniczący komisji Marek Biernacki (PO) zwrócił uwagę na fakt, że w imprezie u Krzysztofa brało udział kilku policjantów, a przestępcy czekający w pobliskim polu kukurydzy na właściwy moment do działania mimo tej obecności nie zrezygnowali z przestępstwa.
Paweł Tunia
"Nasz Dziennik" 2009-09-05
Autor: wa