Wimbledon - Radwańska w trzeciej rundzie
Treść
Agnieszka Radwańska zafundowała wczoraj sobie solidną partię niepotrzebnych nerwów, ale szczęśliwie pokonała Chinkę Shuai Peng 6:2, 6:7 (6-8), 9:7, awansując do trzeciej rundy wielkoszlemowego turnieju rozgrywanego na trawiastych kortach w Wimbledonie.
Starsza z sióstr Radwańskich nigdy specjalnie nie lubiła rywalizować z tenisistkami z Chin. Wybiegane, sprawne, walczące zażarcie o każdy punkt Azjatki nieraz dawały się jej we znaki, dlatego wczorajszego pojedynku lekko się obawiała. Do tego wychodząc na kort, Isia czuła na sobie dużo większą odpowiedzialność, walczyła nie tylko dla siebie, ale i o dobre humory kibiców nad Wisłą (tegoroczny Wimbledon nie jest dla nas za bardzo udany). I zaczęła świetnie, łatwo wygrywając pierwszego gema. W kolejnym miała szansę przełamać serwis rywalki, ale ta sztuka się jej nie udała. Widać było jednak, że Polka jest w formie i wyraźnie góruje nad Chinką. Poczynała sobie bardzo pewnie, swobodnie, grała mądrze, konsekwentnie i z dużym poczuciem swojej wartości. Jeszcze w czwartym gemie trochę się pogubiła (przegrała, choć prowadziła 40:0), ale potem jej przewaga nie podlegała już dyskusji. Peng długimi momentami wyglądała na kompletnie bezradną i bezsilną, seta Radwańska wygrała 6:2 i wszystko wskazywało na to, że w drugim nie spotka jej nic złego. Polka zgarnęła trzy gemy z rzędu, potem co prawda Chinka kilka razy ładnie się jej odgryzła, ale przy stanie 5:2 krakowianka zaczęła już powoli rozmyślać, co może ją spotkać w kolejnej rundzie. I to był błąd, bo tenis to taka dyscyplina, w której można wybrnąć z najgorszych opresji i przechylić na swoją stronę przegrany mecz. Agnieszka powtarza tę mądrość często, wczoraj na moment o niej zapomniała. Oddała rywalce trzy gemy (w tym swojego do zera), w efekcie o wszystkim miał zadecydować tie-break. Wyglądał jak cały set - najpierw 3:0 dla Polki, potem 3:3, 4:5 i 6:8. Peng wyglądała, jakby dostała skrzydeł, Radwańska przeciwnie - zagubiła formę.
Zamiast łatwego, pewnego i szybkiego zwycięstwa Isia zafundowała sobie sporą porcję niepotrzebnych nerwów i nieplanowanego trzeciego seta. Przedziwnego, nerwowego, pełnego przełamań (od stanu 1:1 aż pięć z rzędu), zagrań świetnych przeplatanych fatalnymi. Gdy już Polka przejmowała inicjatywę, oddawała niemal za darmo punkty Peng. Przy wyniku 5:3 i coraz lepszej postawie Radwańskiej mecz był wygrany. Prawie. Niestety, nasza reprezentantka znów się pogubiła, przegrała kilka meczboli, oddała trzy gemy i znalazła się w podbramkowej sytuacji. Wyrównała na 6:6, prowadziła 40:0 w gemie, ale to był początek horroru. Ostatecznie ze szczęśliwym zakończeniem: Isia wygrała, a w trzeciej rundzie zagra z Na Li. Chinką...
Pisk
"Nasz Dziennik" 2009-06-26
Autor: wa